Nie można wymagać od wyborców, by cierpliwie uczestniczyli w rzekomo chytrej grze politycznej, w której nie da się ocenić racjonalności konkretnych decyzji i trzeba się opierać wyłącznie na zaufaniu do tych, którzy je podejmują. Taka jest natura gry politycznej o reformę sądownictwa, gdy oburzające fakty i zachowanie „nadzwyczajnej kasty” nie skutkuje żadnymi konkretnymi konsekwencjami dla prawników łamiących prawo i kpiących sobie z konstytucji. Jeśli do tego dodać, że politycznie motywowani urzędnicy i prawnicy UE hamują wewnętrzne reformy prawa w Polsce stosując własne interpretacje podpisanych traktatów, które miały nas zabezpieczyć przed brutalną ingerencją w nasz system prawny, to gra polityczna staje się trudna do zniesienia. Wyborca zdany jest na pokorne czekanie, że jakaś granica zostanie kiedyś przekroczona, pękną bariery niemożności, poznamy pełną prawdę i sprawiedliwość ruszy do przodu. Dramat się pogłębia, gdy kolejne granice są wielokrotnie przekroczone i mimo to nic się nie dzieje. Powiadają nam - bo sprawa jest skomplikowana, bo trzeba podejść do niej mądrze i chytrze, bo ci co są bliżej mają swój niezawodny plan i należy pozwolić im grać.
Zdecydowana większość Polaków wie, że radykalna zmiana aparatu sprawiedliwości jest warunkiem, bez którego spełnienia nie da się wydobyć Polski z kotła, w który została wtłoczona w procesie transformacji w ręce bezwzględnych przestępców i złodziei z widocznymi międzynarodowymi powiązaniami. Kosztuje nas każdy dzień wstrzymywania niezbędnych zmian, a już są do odrobienia ogromne straty, które narosły przez trzy dekady kolonizowania kraju zrujnowanego wcześniej narzuconym z zewnątrz systemem. Każdy Polak to widzi i rozumie, dlatego z nadzieją, cierpliwie czeka na przełom, a ci, którzy hamują proces, by było jak było, są bezużytecznymi głupcami, albo najzwyczajniej nie są Polakami. Rejterada Zjednoczonej Prawicy, ujawniona w najnowszym akcie nowelizacji ustawy o SN, jest wejściem w taką fazę gry politycznej, która zdecydowanie nadwyręża zaufanie i możliwość tolerowania sytuacji, która pewnie nieprędko się wyjaśni.
Krok w tył, by robić kolejne kroki do przodu? Przecież to nonsens! Przecież ten krok w tył oznacza ustępstwo wobec szantażysty, który nie ma mocnych argumentów, by szantażować skutecznie. Takie ustępstwo zawsze jest haniebnym krokiem w tył, ale krokiem w dół pełen błota, z którego bardzo trudno wyjść, by robić kroki do przodu. Od samego początku w tym sporze, nasz rząd, a jeszcze lepiej Sejm i Senat powinny stanąć na twardym stanowisku, że przestrzegamy podpisanych traktatów i nie pozwolimy, by inni sygnatariusze unieważniali je nieuprawnionym wtrącaniem się do rozwiązań prawnych, które Polska wybiera w legalnym procesie stanowienia prawa jako optymalne dla siebie. Pod adresem instytucji i ludzi łamiących traktaty powinny być wyciągnięte najostrzejsze argumenty, nawiązujące do historii, w której wielokrotnie Polska była ofiarą traktatów niedotrzymanych przez innych. Przez trzydzieści lat Polska wydobywa się z opresji komunistycznej i przez cały ten czas działają ludzie wewnątrz i na zewnątrz Polski, którzy usiłują zahamować ten proces. Dzisiaj sądownictwo w Polsce jest bodaj ostatnim bastionem dogorywającego systemu PRL i nikt nie przeszkodzi Polakom zrzucenia resztek zniewalających kajdan. Należy mówić jasno, precyzyjnie i tak głośno, by dotarło to do społeczeństw UE, które potrzebują nowych impulsów, by dojrzeć do nowego zjednoczenia Europy, bardzo różnego od dzisiejszej chorej UE.
Nie wiem jak wytłumaczą politycy ZP tę rejteradę, zwłaszcza że już aktualny wrzask totalnej opozycji znamionuje zachowanie, jakiego należy oczekiwać od szantażystów i niewątpliwie będzie to pogłębienie szantażu. Tłumaczenia, że chodzi o przeciwstawienie się fałszywym oskarżeniom o chęć do Polexitu jest tak beznadziejne, że nawet tego nie skomentuję, a raczej przywołam swoją wcześniejszą notkę, w której szeroko o tym pisałem.
https://www.salon24.pl/u/krakow-broda/908340,brawo-pani-profesor
Czekam na to, jakie będzie postępowanie i decyzja Senatu, a potem już tylko pozostanie decyzja Prezydenta RP, który ma coś do naprawienia w tej sprawie. Nie da się cofnąć czasu i powtórzyć eksperyment, by sprawdzić jak przebiegłaby reforma sądownictwa, gdyby wszystko poszło z nadanym jej początkowym impetem, a nie zostało wstrzymane lipcowym wetem prezydenta. Moim zdaniem mielibyśmy już dobrze funkcjonujące obszerne fragmenty sądownictwa, więc prezydent ma teraz nad czym myśleć.