Oglądam różne rzeczy, w tym także telewizyjne wiadomości przekazywane przez różne stacje, nawet te serwowane ze studia TVN24. Te ostatnie oglądam, by mieć rozeznanie, jakie są aktualne wskazania politycznego barometru. Wnioskuję o tym na podstawie intensywności nienawiści do Polski i do Kościoła Rzymsko-Katolickiego, którymi dyszą bardziej lub mniej otwarcie ludzie zespołu TVN i goście tam występujący.
Widziałem więc taki objaw nienawiści ze strony dziennikarki, która atakowała abp. Sławomira Głódzia podtykając mu pod nos swój TVN-owski mikrofon dokładnie przed wejściem do wnętrza katedry wawelskiej, na chwilę przed rozpoczęciem historycznie ważnych religijnych uroczystości. Bezczelność agresji i pytanie, czy oglądał film Sekielskich, nie wyprowadziły z równowagi księdza arcybiskupa, który całkiem prawidłowo i spokojnie odpowiedział, że „miał inne zajęcia i nie ogląda byle czego”, a następnie zamknął incydent sugestią, by dziennikarka z mikrofonem nie przeszkadzała w modlitwie.
Natychmiast sfora walczących z Kościołem rzuciła się na słowa: „…nie oglądam byle czego” i uznała je za wyzywająco niewłaściwe. Ja też nie oglądałem filmu Sekielskich, bo nie oglądam byle czego i wystarczy, że jestem zmuszony, by oglądać powstały za jego przyczyną harmider prowokatorów i harcowników wprowadzających nowy etap walki z Kościołem w Polsce. Nie oglądałem też wielu filmów o podobnej tematyce, z reguły przyjmując, że nie warto łamać sobie głowy rozważaniami, co w nich jest prawdziwe, a co jest manipulacją niewiarygodnych twórców, poszukujących nowych, a jakże zużytych już narzędzi podcinania polskich korzeni, tradycji i wiary w Boga. To mniej więcej tak samo, jak fakt, że nigdy nie czytałem raportu MAK, czy raportu Komisji Millera, mimo wielkiego osobistego zainteresowania tragedią smoleńską. Po prostu powód był ten sam, a mianowicie kompletny brak wiarygodności autorów i wynikająca z tego niechęć do wysiłku trudnej przecież weryfikacji, które z podanych faktów są prawdziwe, które są manipulacją, które są wyrwane z kontekstu innych faktów całkowicie zmieniających ich wagę i znaczenie, tym bardziej tych faktów, które są zwyczajnym, ordynarnym kłamstwem.
Jednego z braci Sekielskich już dawno temu wykreśliłem z grona osób, którym można przypisać dobre intencje, rzetelność, czy uczciwość, a w sprawach dotyczących ważnych rzeczy publicznych rzadko zmieniam opinię o człowieku raz ustaloną na podstawie ważnego wydarzenia. Takim wydarzeniem była prowokacja Sekielskiego i Morozowskiego, gdy założyli podsłuchy w domu poselskim, by użyć posłankę Samoobrony Renatę Beger w prowokacji politycznej w krytycznym momencie rządów Jarosława Kaczyńskiego w latach 2005/6. Oczywista korupcyjna oferta posłanki została manipulacyjnie przypisana A.Lipińskiemu, który w sposób politycznie profesjonalny starał się zbadać granice jej korupcyjnych skłonności. Przy wielu zagadkowych niekonsekwencjach postępowania polskich władz, także dziwna była owa pobłażliwość w stosunku do ludzi, którzy założyli wtedy nielegalne podsłuchy na terenie należącym do Sejmu, w porównaniu z ostrymi konsekwencjami wobec tych, którzy podsłuchiwali później w prywatnej restauracji. W tamtym przypadku z jeszcze większą pobłażliwością traktowani są przedstawiciele władzy, którzy w rozmowach ujawnili własną degenerację i udział w przestępstwach wobec państwa. W sumie więc, nie jestem zainteresowany tym, co ma do przekazania ten właśnie Sekielski z nieznanym mi bratem.
Już bez oglądania filmu wiem, że bracia Sekielscy zajęli się głównie pedofilami w sutannach, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, a wkrótce dowiemy się pewnie, że nie tylko archiwa IPN były pomocne w uzyskaniu materiałów, ale być może także zaangażowani w proceder funkcjonariusze SB wzbogacali filmowy materiał. Trzeba wielkiej naiwności, by doszukiwać się walki z pedofilią w intencjach autorów filmu, których głównym i widocznym celem było uderzenie w Kościół wpisujące się w całą serię ataków, także tych uderzających w hierarchów cieszących się największym autorytetem.
Jestem głęboko przekonany, że natarczywie nagłaśniany problem pedofilii w Kościele nie może być wyrwany z kontekstu całości statystyki tego obrzydliwego przestępstwa. Podawane są różne liczby, ale trudno je przywoływać właśnie dlatego, że są tak różne. Te, które mówią o skali 1% skazanych księży w stosunku do wszystkich rozstrzygniętych przypadków, mogą być prawdziwe, bo ci atakujący Kościół nigdy nie odwołują się do ustalonych danych. Może więc ktoś ustali te liczby dokładnie, a może jeszcze ustali liczbę fałszywych oskarżeń. Potem niech ktoś nakręci poważny film o mafii pedofilskiej z Dworca Centralnego, której liczebność, zasięg i wpływy były tak szerokie, że praktycznie sprawę zatuszowano. Sekielscy, ani TVN takiego filmu na pewno nie zrobią, bo chyba nie było ani jednego księdza wśród zbrodniarzy.
Podobno abp. Głódź przeprosił za swoją, cytowaną wcześniej, wypowiedź. Podobno, bo tak słyszałem od Morozowskiego w TVN24, który szczególnie „troszczy się” o Kościół. W istocie arcybiskup uznał jedynie swoje słowa za niewłaściwe, bo ofiary pedofilów mogły je przyjąć jako ich dotyczące, ale tylko te ofiary przeprosił. Wierzę, że tak jak ja, sam film dalej uznaje za „byle co”.
Przy okazji, od różnych komentatorów kilku księży biskupów otrzymało pocałunek śmierci, a inni, szczególnie przeze mnie cenieni dostali promocyjne potępienie.