Od bardzo dawna polscy wyborcy, którzy głosowali kolejno na polityków Unii Demokratycznej, KLD, Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej, SLD czy Nowoczesnej, przekonują się nawzajem, że są elektoratem ludzi wykształconych, inteligentnych, rozumnych, którzy powinni cieszyć się uznaniem, jakie zwykle przysługuje elicie narodu. Często to przekonanie uzupełniają jeszcze zagadkowo i niefrasobliwie wymyślonymi przechwałkami, że są mieszkańcami dużych miast. W ich mniemaniu, w przeciwieństwie do nich elektoraty innych partii to ludzie niewykształceni, nieporadni, zagubieni w meandrach prawdziwie nowoczesnego życia, które jest ich przywilejem i tak mocno różni się od prowincjonalnej wegetacji we wsiach, w małych miasteczkach, czy choćby w blokowiskach na obrzeżach, z dala od elitarnych centrów.
O takie nędzne kwalifikacje intelektualne i kulturowe przez wiele lat ci ludzie oskarżali słuchaczy Radia Maryja i z wyższością stawiali samych siebie na górnych szczeblach społecznej drabiny, a symboliczny dla tej postawy był epitet „moherowa koalicja” pogardliwie wrzucony przez Donalda Tuska z trybuny sejmowej.
Natrafiła mi się kiedyś okazja, by zbadać jak to w rzeczywistości wygląda, a wyniki nawet mnie zaskoczyły. Nie opowiem o tym szerzej, ale podam link do obszernego artykułu „Kim są moherowe berety”, który ponad 10 lat temu opublikowałem w Naszym Dzienniku:
http://www.wykop.pl/ramka/282814/kim-sa-moherowe-berety/
Wkrótce dostąpiłem też nadzwyczajnego zaszczytu, gdy 9 lipca 2009 roku mogłem z jasnogórskich wałów wygłosić krótkie przemówienie do ponad 200 tysięcy pielgrzymów zgromadzonych na dorocznej pielgrzymce Rodziny Radia Maryja. Istotny fragment tego przemówienia zamieszczony poniżej dotyczył właśnie wniosków wyciągniętych z tych badań, a były to znacznie poważniejsze badania, niż wątpliwej jakości sondaże, ponieważ opierały się na wiarygodnie uzyskanych twardych danych:
„…..Jednak ta druga część, to natrętne i bezwstydnie powtarzane „medialne kłamstwo” o naszej marginalnej pozycji w społeczeństwie, o naszych rzekomych ułomnościach, ten stereotyp, którym jesteśmy od wielu lat ośmieszani i obrażani, nie był sprawą tak łatwą do zdemaskowania. Udało się tego dokonać dzięki nadzwyczajnemu biegowi wydarzeń po publikacji listu otwartego do polskich władz, którego treść wyczerpująco ujmuje tytuł „Przestańcie szkodzić Polsce”. W kilku słowach przekażę, jak nam się to udało, byśmy się czegoś ważnego o sobie dowiedzieli, tak jak odpychane i potrącane brzydkie kaczątko z bajki Andersena dowiedziało się, że jest dumnym i wspaniałym łabędziem.
Okazało się, że list nasz trafił w sedno odczuć wielu Polaków i wywołał lawinę poparcia, która nadal trwa, mimo że od chwili jego publikacji upłynęły już ponad cztery miesiące. Lista sygnatariuszy obejmuje już ok. 30 tysięcy osób, a trzeba podkreślić, że wszyscy z definicji należą do grona „moherowych beretów”, ponieważ szczelna blokada informacyjna w mediach sprawiła, że wyłącznie z Radia Maryja, lub z Naszego Dziennika Polacy mogli dowiedzieć się o tej akcji. Gdy przeprowadziliśmy analizę danych podanych przez pierwszych 10 tysięcy sygnatariuszy, ukazał się obraz całkowicie różny od tego, który z uporem propagują media. Okazało się, że „moherowe berety” to ludzie z całej Polski, reprezentujący pełny przekrój społeczny, praktycznie wszystkie zawody i przedziały wiekowe. To ludzie w większości z dużych miast, w liczbie 2.5-krotnie przewyższającej liczbę wynikającą ze średniego rozkładu, to ludzie ponadprzeciętnie wykształceni, przedsiębiorczy i zaangażowani w sprawy społeczne, zatroskani o Polskę, ludzie o pięknych życiorysach i gotowi do czynu. Wśród nich jest obecna prawdziwa elita nauki, kultury, oświaty, techniki i medycyny, także liczni księża i osoby konsekrowane. Liczba 81 tytularnych profesorów 16-krotnie przekroczyła średnią krajową, doktorów habilitowanych 4.5-krotnie, doktorów 7-krotnie.
Jeszcze pełniejszy obraz Rodziny Radia Maryja ukazały listy, które wielu sygnatariuszy dołączyło przy zgłoszeniu poparcia. Nastrój tych listów ukazuje właśnie ów wewnętrzny ogień, także troskę dojrzałą do pełnych poświęcenia czynów. W tak pięknej wspólnocie po prostu chce się być….”
Od tamtego czasu zawsze ciekawiło mnie pytanie: „Jak wyglądałaby ta druga strona, gdybyśmy dysponowali podobnym zestawem wiarygodnych danych?” Głosowanie w wyborach jest tajne, więc cokolwiek by sondażyści nie ustalili, takich danych nie mamy. Jednak silna polaryzacja polityczna w Polsce sprzyja rozpoznaniu „intelektualnych” mocy drugiej strony, bo otwarte starcie zawsze sprzyja demonstracji własnego, a prawdziwego potencjału politycznego. Wystarczy uważnie obserwować to, co politycy tej strony, a więc zdecydowani przeciwnicy rządzącej Zjednoczonej Prawicy, mają do przekazania swoim zwolennikom i w jakiej formie to przekazują. Bo przecież mówią oni głównie do swoich aktualnych, lub potencjalnych zwolenników, aby ich do czegoś przekonać. Wcale nie chodzi tutaj o wypowiedzi harcowników szczególnie marnie wyposażonych w inteligencję i mądrość, takich jak Brejza, Kierwiński, Szczerba, Szłapka, czy Neumann, nie chodzi też o wypełnione po brzegi agresją dziwadła jak Scheuring-Wielgus, Gasiuk-Pihowicz, czy Różę Thun, chodzi o tych najważniejszych, którzy decydują o przekazie i języku, z jakim ich partia zwraca się do ludzi.
Do kogo więc mówi Schetyna, który bez zahamowań przedstawia dwa, a czasem trzy warianty sprzecznych ze sobą rozwiązań i taki labirynt decyzji politycznych bez zahamowań serwuje publicznie ? On zdaje się mówić swoim zwolennikom, a przy okazji także my to słyszymy, że ich nie powinno obchodzić, jaka będzie decyzja partii, bo ta może się zmienić, a zwolennicy mają to zaakceptować. Jeśli przywódca partii uznaje swoich zwolenników za ubezwłasnowolnioną masę, którymi można dowolnie sterować, to chyba sam uważa ich za durni. Dlaczego ja miałbym poszukiwać bardziej wnikliwych interpretacji, gdy mogę się łatwo zgodzić na tę najprostszą i dobrze pasującą do dziwnego zjawiska, z którym mamy do czynienia. Bo doprawdy jest czymś dziwnym, że kompromitujące zachowania i wypowiedzi polityków PO tak słabo wpływają na publikowane raz po raz sondaże. Siłą rzeczy człowiek się zastanawia, czy to może być prawda, że tylu ludzi wciąż chce głosować na PO, natychmiast pojawiają się też kolejne pytania: Kim właściwie są ci ludzie? Dlaczego nie ogarniają najprostszych spraw? Narzuca się zawsze taka sama odpowiedź – istotnie, to chyba są durnie.
Spośród tych ludzi wyłania się też szczególna grupa tzw. celebrytów, którzy stali się osobami publicznymi, a nawet zyskali popularność dzięki uprawianemu zawodowi, mimo że ich bardziej cenione w życiu publicznym przymioty pozostawały dotąd nierozpoznane. Tutaj także polityczna polaryzacja wyzwoliła odsłonięcie prawdy o nich, gdy energicznie zaczęli się wypowiadać, zrzucając maski wcześniejszych pozorów. Można usłyszeć, co mówi i jak się zachowuje dzisiaj Janda, senior i junior Stuhrowie, Hołdys, Nurowska, Staniszkis, Sadurski, Hartman, Płatek i wielu, wielu innych, których wypowiedzi pozbawiają złudzeń, że mamy do czynienia z mądrymi, wykształconymi ludźmi, okrzesanymi obcowaniem z kulturą, czy nauką, wykazujący erudycję i uczciwość. To nie mogą być mądrzy ludzie!
Wreszcie, jeśli komuś to nie wystarczy, by dowiedzieć się jakim potencjałem mądrości dysponują ludzie z tej drugiej politycznej strony, to warto spojrzeć na to, co mówią, jak argumentują i jak się zachowują ich najświatlejsi publicyści i dziennikarze, którzy w rolach autorytetów wyjaśniają linię polityczną totalnej opozycji i związane z nią wydarzenia. Tutaj, pokonując naturalne opory koniecznie trzeba włączyć stację telewizyjną TVN24, by oglądać te wypowiedzi, a jednocześnie zastanowić się nad ludźmi, do których są one skierowane i których mają przekonać. W tym całym propagandowym przekazie jest przecież zawarta informacja o tym, jak sami wypowiadający się oceniają swoich zwolenników będących głównymi odbiorcami ich argumentów. Otóż, traktują ich jak głupków, którym można wszystko wmówić i nie potrzeba nawet argumentacji. W warstwie informacyjnej, z myślą o takich odbiorcach, cenzurują kłopotliwe politycznie zjawiska i wydarzenia, bo ci i tak nie skonfrontują tego z informacjami z innych źródeł. W sferze publicystycznej serwują telewidzom grono dyskutantów, którzy zażarcie debatują i przedstawiają swoje wersje takich samych, ustalonych wcześniej, poglądów na każdą sprawę, ubarwiając je różnymi, ale całkiem nieważnymi odcieniami. Bywa tak, że w charakterze rodzynka, lub przyzwoitki dopuszczona jest do debaty jedna nieprawomyślna osoba, jednak cała reszta uczestników, łącznie z prowadzącym program, dba o to, by telewidz nie usłyszał jej argumentów. Gdyby coś się wymknęło spod kontroli, grono swoich włącza słowotok, który zagłusza, gasi zainteresowanie i rozmydla sprawę.
Tu można przywołać sofistyczną technikę interpretacji zjawisk i faktów przedstawianą w programach M.Olejnik, K. Kolendy-Zalewskiej, czy przejrzyste sterowanie programem przez K.Piaseckiego, by wyobrazić sobie mentalność odbiorców, którzy niczego innego nie potrzebują i przyjmują podaną im interpretację jako własną. Można bardziej bezpośrednio usłyszeć głos takich odbiorców w telefonach do „Szkła kontaktowego” – dziwni ludzie, nawet poczucie humoru jest u nich odmienne, niż u normalnych ludzi i jakby wymuszone. Można też spojrzeć na pretensjonalny program nazywany „Drugie śniadanie mistrzów”. Pojawiają się tam raczej mało znani ludzie i jeśli nie bardzo wiadomo w czym są mistrzami, to z ich rozmów wyłania się głównie kompromitujące wyobrażenie o uczniach.
Szczególnej odporności wymaga oglądanie programów A.Morozowskiego, jednego z owych dzieci resortowych, spuścizny żydokomuny, który chyba z domu wyniósł tę wielką niechęć do Polski i skrajną nienawiść do Kościoła, którą bez miary demonstruje. Świadomość, że słucha się tych wynurzeń pełnych nieskrywanej agresji wraz z rzeszą usatysfakcjonowanych tym telewidzów, przekracza chęć do analizy zjawiska. Jest natomiast zagadką, dlaczego normalni politycy w tym uczestniczą. Jednak najbardziej obfitym źródłem wniosków o kondycji intelektualnej zwolenników totalnej opozycji jest zapewne program „Loża prasowa”. Kiedy słucha się gniewnych, a pustych słów i insynuacji zgasłych gwiazd Gazety Wyborczej, manipulacji doszczętnie skompromitowanego Wołka, czy Szostkiewicza, który już od dawna przestał udawać katolika, lawirowanie Stankiewicza i paskudnie demonstracyjne sterowanie programem przez prowadzącą zwykle red. Łaszcz, to trudno uwierzyć, że pośród życzliwie do nich nastawionych telewidzów, ktoś może się nie wstydzić za poziom tych seansów. Kiedyś napisałem, że sprawia to wrażenie kuchennej rozmowy zwolenników totalnej opozycji, którzy uchylili okna nie przejmując się tym, że ktoś mało życzliwy może ich podsłuchać. Wszak każdy może zupełnie legalnie, całkiem bezpłatnie podsłuchać te rozmowy korzystając z telewizyjnego pilota. Oni w tej kuchni siedzą i prześcigają się w chwaleniu pięknych, wspaniałych nowych szat cesarza i cmokają z zachwytem. Jest jednak z nimi ktoś wprowadzony jako pluralistyczna przyzwoitka, trochę nie swój, który oczywiście nie do końca się zgadza i mówi: „Rzeczywiście piękne te szaty i świadczą o dobrym guście cesarza. O gustach się wprawdzie nie dyskutuje, ale zwrócę uwagę, że te szaty są jakby nadto przezroczyste.” Natychmiast red. Łaszcz naprawi sytuację, stwierdzając: „No niech pan nie przesadza. Taka teraz będzie moda”.
Przedstawiona ocena, oparta na moich wrażeniach i wyobrażeniach, z natury musi być subiektywna, a może być niesprawiedliwa i przesadzona. Nie chcę iść śladem zwolenników totalnej opozycji, twierdząc, że jedna polityczna strona składa się z ludzi wykształconych i mądrych, a druga wręcz przeciwnie. Zapewne te przymioty rozkładają się równomiernie po obu stronach. Jednak czasem trudno pojąć tolerancję, a raczej obojętność na kompromitujące zachowania i wypowiedzi ludzi bezpośrednio związanych, lub kojarzonych z siłami politycznymi, które same nazwały się totalną opozycją. Kogo ci politycy, celebryci, dziennikarze, czy publicyści potrafią przekonać. Niewątpliwie ze strony zwolenników dobrej zmiany nie ma takich problemów, ktoś może się nieudolnie wypowiedzieć, ktoś może strzelić niepotrzebną gafę, ale nie ma tutaj nigdy okoliczności, w których wymagana jest akceptacja ewidentnych bzdur. Oczywiście wśród prostych ludzi jest wielu prawdziwie mądrych, zawsze tak było i zawsze poszerzali oni liczebność prawdziwej elity narodu. Rzetelna ocena tej mądrości nie jest jednak dzisiaj tak łatwa, bo nie sztuka być mądrzejszym od Jandy, Sadurskiego, Kuczyńskiego, Schetyny, Żakowskiego, albo utytułowanych profesurą R.Markowskiego, czy I. Krzemińskiego.
W moim środowisku mam wielu prawdziwie mądrych kolegów, ze znaczącym dorobkiem zawodowym i dobrze opanowaną sztuką logicznego myślenia. Obawiam się, że wielu z nich po prostu nie śledzi na bieżąco, co się dzieje w polskiej polityce. Nie można ich pytać o interpretację różnych wydarzeń, czy wypowiedzi polityków, o ich reakcję na bulwersujące fakty – często wolą nie mówić, bo nie wiedzą, bo ich to nie interesuje. Ta obojętność na sprawy najwyższej wagi nie jest jednak w żadnej proporcji do osiągnięć zawodowych, nie może więc być usprawiedliwiona i to musi się zmienić. Na szczęście już się trochę zmienia, bo coraz częściej słyszę na odczepne: „Ja przecież nie popieram totalnej opozycji”. Chciałbym, aby tak było w rzeczywistości, gdy staną przy urnach wyborczych.