Znany już wszystkim spot wyborczy Koalicji Obywatelskiej o tym, jak rządy Zjednoczonej Prawicy gnębią zwykłe rodziny, doczekał się wielkiego, ale boleśnie krytycznego zainteresowania wyrażającego się w eksplozji pełnych humoru komentarzy w mediach społecznościowych.
Ja potraktowałem sprawę poważnie i gdzieś tam skomentowałem, chwaląc błyskotliwą ripostę ze strony rządowej, gdy zaproszono „zwykłą rodzinę” do spotkania i rozmowy z premierem, by wysłuchał jakie to dokładnie problemy dotykają tę rodzinę. Natychmiast ujawniło się, że nie jest to żadna rodzina, a zaledwie wynajęci aktorzy, którzy odegrali rolę „zwykłej rodziny” (stąd cudzysłów) i wymowa wyborczego spotu odwróciła się o 180 stopni, kompromitując autorów.
Chcę jednak dalej traktować sprawę poważnie, bo spotu nie wycofano i jest on dalej pokazywany. Przeciwnika należy doceniać i nie wolno przyjmować za głupie coś, co może tylko stwarzać pozory głupoty, a jest w istocie wyrafinowanym działaniem wskazującym na istnienie tzw. drugiego dna. Przecież autorzy i zleceniodawcy spotu wiedzieli, że mistyfikacja „zwykłej rodziny” zostanie szybko zdemaskowana i musieli to wkalkulować w swój zamysł. Otóż wykombinowałem, czym może być to drugie dno.
Politycy Koalicji Obywatelskiej w większości popierają związki partnerskie, ale po klęsce światopoglądowych argumentów w walce o Parlament Europejski nauczyli się, że nie wolno wprost przyznawać się, że te związki partnerskie popierają. Wymyślili więc spot pokazujący związek partnerski dwojga podrzędnych aktorów i nazwali go zwykłą rodziną. Grzegorz Schetyna specjalnie polecił Jarosławowi Kaczyńskiemu ten obrazek „zwykłej rodziny” w odpowiedzi na jego jednoznaczną wcześniejszą wypowiedź o polskiej rodzinie.
Pozostaje zbadać, czy ten spotowy nieformalny związek partnerski jest prawdziwy, czy też jest mistyfikacją. Zakamuflowany sygnał do elektoratu jednak poszedł.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka