"Mali, miałcy ludzie, którzy prowadzą Polskę od katastrofy do katastrofy."
To cytowane przeze mnie z pamięci zdanie wypowiedział już o wolnej Polsce, Jerzy Giedroyc. Wypowiedział je w Paryżu, bo do Polski nie miał zamiaru wracać.
Bo do kogo tu?
Do Jaruzelskiego, dławiciela Praskiej Wiosny i mordercy górników z „Wujka”, czy do pierwszego w Najjaśniejszej Wielkiego Elektryka, Wielkiego Kłamcy. A może do pijanego Kwacha chwiejącego się nad grobami ofiar?
Nie ma co wracać do kraju z którego Siwiec po wyjściu z helikoptera, po kpiącym przyklęknięciu przed byłym sekretarzem partii wyjeżdża do Brukseli, aby na europejskich salonach „głosić wartości”. Nie ma co wracać do kraju w którym intelektualnie sprawny nieco inaczej Napieralski jest szefem wszystkich komunistów.
Nie ma co wracać do kraju w którym technik teatralny Suski ze specjalnością perukarstwo jest honorowym członkiem AK. Nie ma czego szukać obywatel Najjaśniejszej w Brukseli bo może trafić na dorabiającego jako grabarz Tadeusza Cymańskiego. A jakim mógł być resort sprawiedliwości Najjaśniejszej, gdy odpowiadała za niego jako sekretarz stanu Beata Kempa, której kompetencje oceniam najwyżej na stołek naczelnika aresztu śledczego.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku modna była teoria szczebla kompetencji. Głosiła ona, że istnieje naturalny próg przyswajalności, rozwoju i kompetencji. Osobę, która ten próg przekroczyła można oczywiście windować sztucznie w górę, ale nie będzie to z pożytkiem ani dla jednostki, ani dla społeczeństwa. Wprawdzie przeczą temu kariery napoleońskich marszałków i generałów, ale coś w tym musi jednak być. Widzieliśmy przecież co się stało, gdy nauczyciel z Gorzowa został premierem Najjaśniejszej. Najpierw wygłosił orędzie w języku angielskim (słynne Yes, Yes, Yes), później pojechał do Londynu, bo Warszawa okazała się dla niego zbyt mała, wreszcie poznał i poślubił Isabel bo poprzednia żona okazała się zbyt stara. Co się stało z Donaldem Tuskiem, gdy zszedł z komina, każdy widzi. A co wygaduje Stefan Konstanty Myszkiewicz - Niesiołowski po kilkuletnim pobycie w kryminałach PRL każdy słyszy.
Najjaśniejsza słyszy wreszcie okrzyk gajowego, który został prezydentem. Bo gajowy na spotkaniu z góralami krzyczał: ho, ho ho…..Aż echo niosło. Tak krzyczał do narodu.
Inne tematy w dziale Polityka