Im bliżej dnia wyjazdu, z tym większym niepokojem zerkałem na prognozy pogody. Zapowiadały ocieplenie i śnieżyce. Mimo to wybrałem samochód, by dostać się z Warszawy do Gdańska, skąd odlatywał nasz samolot. Zdecydowały względy finansowo-czasowe.
Xantia dowozi nas do Gdańska za 80 zł, przy obecnej cenie "mojego" ON - 4.44 zł/litr i zużyciu 5/100. Doliczam opłatę za autostradę z Grudziądza - to stówa. Aby zdążyć na gdańskie lotnisko na 17.00, wyjechaliśmy o 10. rano - zapas czasu okazał się duży, ale strzeżonego...
Teoretycznie za stówę (dokładniej 110 zł) mogę dojechać wraz z córą do Gdańska. Ale to czysta teoria. Jedyny pociąg, który dawał gwarancję zdążenia na lotnisko, wyrusza z Warszawy o... 4.45. Nawet metro jeszcze nie kursuje. Musielibiśmy wyjść z domu o 3.00, by dojechać nocnym autobusem, lub zamówić taksówkę dodając 60 zł do kosztów. Za IC zapłacilibyśmy prawie dwa razy drożej, a czas podróży też byłby sporo dłuższy niż samochodem.
Przy takich proporcjach cen, czasu i komfortu PKP IC zaiste nie mają większych szans na rynku. Pojutrze jedziemy pociągiem z Bergen do Oslo - dystans w prostej linii zgrubsza podobny do odległości Warszawa-Gdańsk. Za bilety zapłaciliśmy 185 zł, zatem podobnie jak w PKP IC, ale na tle innych norweskich cen to grosze. Samochód nie jest tu żadną konkurencją.
Inne tematy w dziale Rozmaitości