Trudno, ten dzień zejdzie nam pod znakiem meczu. Od dwóch godzin krążymy pod stadionem. To przedostatnia kolejka Primera División, Barca ma punkt przewagi nad Realem. Królewscy nie tylko muszą wygrywać, ale także liczyć na potknięcie katalończyków. Ale tu chyba nikt nie dopuszcza myśli. że może być inaczej.
Widoczne w sklepach z ciaćkami pojednanie wydawało mi się nie do powtórzenia na Santiago Bernabeu. Tak, na pierwszy rzut oka wszystkie stragany są monotematyczne:

A jednak, na bocznej ściance jednego ze straganów...

To wszakże dla turystów, a Barcy nie uświadczysz. Dalej okazja - palce lizać:

Ludzie kupią.Wszak liczy cię tylko Real:

Nie pytajcie, "po co" jest ta notka. Nie "po co", tylko "dla kogo".Dla mnie (po to bloguję, by blogować), i dla gw1990.
Jak już chyba wspominałem, jestem tu z córą i jej jeszcze bardziej 15-letnią qmpelą. Gdy udało się zarezerwować bajecznie tani lot do Madrytu, a było to na początku marca - natychmiast sprawdziłem, czy w ów weekend Real gra u siebie. Ceny mnie wszakże zmroziły -- 55 euro za najtańszą wejściówkę. Pisałem już o tym.
Wtedy córa, zdawało się, zrozumiała. Teraz wraz z qmpelą biega od konika do konika (bilety już dawno wyszły), przybiegają napalone, że znalazły "for girls 80 euro only}, a Mysza marudzi, że ma przecież urodziny. Nic to, będę twardy. Życie składa się ze świadomych rezygnacji.
Inne tematy w dziale Rozmaitości