Krzysztof Leski Krzysztof Leski
68
BLOG

Migalomania

Krzysztof Leski Krzysztof Leski Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

Za tytuł od razu przepraszam, ale go nie zmienię. Oddaje moją myśl o tym, co stało się z człowiekiem, którego lubię i cenię. Tak, nadal, w czasie teraźniejszym, nie tylko przeszłym. Żałuję, że tak świetnie wczuł się w rolę.

Marka Migalskiego nie lubić się nie da - chyba, że zna się go tylko z bloga, tylko ze sfery publicznej ostatniego roku, odkąd został europosłem PiSu. Intelkigentny, wygadany, błyskotliwy, z wielkim poczuciem humoru. Taki był zawsze jako anbalityk i komentator sceny politycznej. Taki był jeszcze jesienią, już jako europoseł - zachowując sporo dystansu wobec swojej partii.

Potem zaczął się psuć, dołączając do głównego nurtu polityki - nurtu, w którym nie ma miejsca na wątpliwości ani na zróżnicowane punkty widzenia. Ale długo jeszcze unikał angażowania się w najgłupsze spory. Ostatnio i to się zmieniło, a dziś, nie kryję, wymiękłem czytając "Wojnę o krzyż...". Za całe meritum służy sam początek tego krótkiego posta:

To nie jest przypadek - atak na krzyż przypuszczony przez Bronisława Komorowskiego i żądanie przez Grzegorza Schetynę usunięcia z sali sejmowej portretów posłów PiS, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. To świadomy zabieg wyczyszczenia pamięci Polaków ze wspomnienia o Lechu Kaczyńskim...

Krzyż pod pałacem prezydenckim - to wprawdzie spór zastępczy, ale zrozumiały. Nie widzę argumentów, które wykluczałyby obecność tam tego symbolu. Ani etyczno-moralnych, ani prawnych, ani politycznych, ani dyplomatycznych. Niektóre argumenty "przeciw" mogę w jakiejś części podzielić, ale nijak nie oznacza to, bym uznał przeniesienie krzyża za konieczne. Śmiem twierdzić, że nikomu, niczemu, żadnej ważnej zasadzie krzywda się nie stanie, jeśli krzyż postoi tam - jeszcze czas jakiś, lub nawet bezterminowo.

Ołtarzyki na fotelach poselskich to rzecz zupełnie inna. Sala obrad Sejmu to ani ołtarz, ani cmentarz. Posłowie, którzy zastąpili ofiary katastofy smoleńskiej, nie mają gdzie usiąść, nie mają jak głosować. Rzecz jest oczywista, bezdyskusyjna. Dopóki następcy nie byli zaprzysiężeni, rozumiałem sytuację. Dziś jest nieakceptowalna. Jaki zaś związek mają te ołtarzyki z "pamięcią o Lechu Kaczyńskim" - to tajemnica autora.

Nie dziwi mnie, że pozostawienia ołtarzyków do końca kadencji żąda Beata Kempa. Jest ona klasycznym przykładem polityka zerojedynkowego, który nie różnicuje wagi spraw i nie dopuszcza dyskusji: w każdym sporze gotów jest walczyć z równą determinacją o zwycięstwo swojej partii.

Martwi mnie, że do tej formacji zdaje się dołączać Marek Migalski. W jednym krótkim zdaniu, jednym tchem, do jednego worka wrzuca dwie nieporównywalne sprawy, by dalej stopniować grozę: "zabić mit", "czasy sowieckie", groźba "anihilacji PiS".

Nie wspomnę już o rozczarowaniu zestawem tematów, jakie podejmuje Marek Migalski. Tu jednak mniej się mu dziwię - wiem świetnie, czym kończy się napisanie w s24 o jakimś istotnym, ogólnym zjawisku. Miejscem na dnie SG (w najlepszym razie) i sześcioma komentarzami na krzyż, a i to jak dobrze pójdzie.

Salonowa lista prezentów Bawcie się dobrze ChęP: -3/6   ChęK: -3/6   ChęS: -3/6 . Półbojkotuję "lubczasopisma" Baby od chłopa nie odróżniacie! Protestuję przeciwko brakowi Freemana

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (105)

Inne tematy w dziale Polityka