Z poślizgiem dostrzegłem post kataryny z fragmentem wspomnień Waldemara Kuiczyńskiego. Trochę autorka go nadintepretuje - w Sierpniu praktycznie wszyscy w Stoczni i nie tylko tam gubili się w domysłach, czy to realne, by czerwony mógł stawić wolne związki. Spierali się o to z samymi sobą. Dziś dzielą się tylko na takich, którzy nie wstydzą się do tego przyznać, i takich, wedle których wątpliwości mieć mogli tylko "tchórze lub zdrajcy".
To truizm. Za to "debata" pod postem - palce lizać. A raczej odgryźć. Spora gromada antypisowców (w tym także moi kumple) usiłuje dowodzić, że pewien L.K. w tekście Kuczyńdskiego to "ten" L.K. Oczywiście niemożliwe, ale jak fajnie by było, gdyby tak było... Propisowcy dzielą się zatem na dwie grupy: jedni przyjmują walkę na froncie wyznaczonym przez przeciwnika, drudzy poprzestają na konstatacjach, iż przecież w gruncie rzeczy już wtedy zawarte zostały sojusze, które zaowocowały niedawno "zamachem w Smoleńsku".
Wychodzi z tego bicie piany, z którego nic nie wynika, a którego związek z główną tezą kataryny jest właściwie żaden. Niby typowe dla s24, ale akurat tu naprawdę byłoby o czym podyskutować. Byłoby...
To oczywiście mrzonka, ale zakończę jednak morałem. Fajniej byłoby, gdyby salonowicze wyzbyli sie nadziei, że znajdą w końcu corpus delicti. W przypadku zbrodni niepopełnionej to trudne - na pograniczu niemożliwości. Nie znajdzie się dowód, o którym marzy tu niejeden, że dajmy na to Lech Kaczyński w Sierpniu '80 "przestraszył się atmosfery w Stoczni" albo w porozumieniu z KC knuł przeciwko wolnym związkom. Nie znajdzie się też dowód, że gdzieś pod stoczniowym murem Bronisław Geremek zlecił wtedy przymulonemu maryśką Donaldowi Tuskowi, by "gdy przyjdzie czas", porozmawiał z Moskalami o strąceniu jakiegoś samolotu.
Skoro musicie fantazjować, fantazjujcie. Ale może przynajmniej z większym jajem, bo coś to wszystko na dwa przeciwstawne kopyta szyte. Nudno.
Inne tematy w dziale Polityka