Po raz setny lub tysięczny słyszę, że smoleńska katastrofa to efekt "polityki rządu Tuska": tragedii nie byłoby, gdyby do Katynia poleciała wspólna delegacja prezydencko-rządowa. Związku jednego z drugim nie widzę, przypominam natomiast, że przyczyny dwóch osobnych wypraw nie leżały w Polsce.
Pisałem o tym ponad pół roku temu i zdania nie zmieniam: współorganizacja przez Rosję obchodów rocznicy była dużym krokiem naprzód, symbolicznym uznaniem odpowiedzialności za zbrodnię z 1940 r. Rosja nie była gotowa, by uczynić to na szczeblu prezydentów. Szkoda, ale to nie znaczy, że należało tę propozycję odrzucić. "Wszystko albo nic" to nie dyplomacja, lecz dziecinada.
Wbrew salonowej histerii jestem przekonany, że 7 kwietnia 2010 to jeden z nielicznych sukcesów polityki zagranicznej rządu PO.
Inne tematy w dziale Polityka