Piszę to z lekkim przekąsem, ale i podziwem zarazem. Gdy Lech Kaczyński odmawiał podpisania kilku nominacji ambasadorskich, w tym Jarosława Spyry do Peru, byłem skłonny uważać to jeden z przejawów obstrukcji wobec rządu. Uznałbym to wręcz za oczywistość, gdybym wiedział, że - jak przed kwadransem doniosła "Rzepa" - prezydentowi nie podobało się, iż Spyra
pochodzi z tzw. rodziny resortowej. Jego ojciec Eugeniusz Spyra był asem komunistycznego wywiadu. Przez lata był specjalistą od Ameryki Południowej pracującym pod przykryciem dyplomatycznym jako oficer „Grzegorz”. Był m.in. oficerem prowadzącym znanego polskiego reportażystę Ryszarda Kapuścińskiego.
Rzepa dodaje, że Spyra (syn-ambasador, nie ojciec-as) wyjechał jednak do Peru, bo nadrabiając zaległości po poprzedniku wysłał go tam Bronisław Komorowski jeszcze jako p.o. prezydenta; że Spyra najprawdopodobniej skłamał w oświadczeniu lustracyjnym - zataił niemal roczną pracę jako funkcjonariusz SB (i plany dłuższej kariery, przerwanej obaleniem PRL), że sam temu teraz nie zaprzecza (choć również nie potwierdza) i najprawdopodobniej utraci funkcję.
Może warto zrobić remanent ambasadorskich sprzeciwów Lecha Kaczyńskiego. Ciekaw jestem, czy to jedyny przypadek, w którym jego postawa mogła zaoszczędzić nieco międzynarodowego wstydu, o kosztach i zamieszaniu nie wspominając ;) Jeszcze kilka takich niespodzianek i uznam może, że była to pożyteczna dla Polski prezydentura.
Inne tematy w dziale Polityka