http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=88&tekst=126#txt
http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=88&tekst=126#txt
Momotoro Momotoro
173
BLOG

Jerzy Powiertowski - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Dzieciństwo i formacja szkolna

Rodzicami Franciszka Jerzego byli Henryka Felicja Lipowska i Hieronim Edward Powiertowski, mieszkający w Warszawie i zajmujący się krawiectwem. Hieronim (ur. w 1890 r.), kontynuujący rodzinne tradycje, założył i prowadził w stolicy własny zakład krawiectwa damskiego, a Henryka (ur. w 1883 r.), wywodząca się z rodziny rzemieślniczej, w miarę wolnego czasu od zajęć domowych pomagała mężowi w pracach krawieckich. Z ich małżeństwa urodziło się czterech chłopców: Hieronim Marek (1915), Jerzy Franciszek (3.12.1917), Wojciech Jan (1921) i Jan Antoni (1925). Chrzest Jerzego Franciszka odbył się 20 stycznia 1918 roku. Do roku 1921 wszyscy mieszkali razem w Warszawie, a po wybudowaniu własnej willi matka z dziećmi zamieszkała w Milanówku. Na niedzielę dołączał do nich ojciec, który nadal prowadził zakład krawiecki w Warszawie. Tworzone przez nich ognisko domowe było wspólnotą pełną miłości, życzliwości, otwartości na potrzebujących, pielęgnującą tradycje katolickie, rozwijającą różne zainteresowania i sprzyjającą pielęgnowaniu różnych wartości.
Jerzy rozpoczął edukację szkolną w Milanówku, uczęszczając najpierw do sześcioklasowej szkoły prywatnej, a następnie do Prywatnego Gimnazjum Koedukacyjnego. Tam też, w 1928 roku, przystąpił do Pierwszej Komunii św. i wtedy po raz pierwszy zetknął się z Dziejami duszy św. Teresy z Lisieux. W marcu 1931 roku przyjął sakrament Bierzmowania.
Ze względu na powstałą sytuację Powiertowscy postanowili przenieść Hieronima i Jerzego do szkoły państwowej w Warszawie. Początkowo obydwaj dojeżdżali do szkoły codziennie pociągiem z Milanówka, ale po trzech latach rodzice, biorąc pod uwagę różnorodne okoliczności, zdecydowali sprzedać milanowską willę i zamieszkać wszyscy razem w Warszawie. Po nieudanych inwestycjach w Wołominie i w stolicy ostatecznie zamieszkali w kamienicy, gdzie mieścił się ich zakład krawiecki.
W 1935 roku, po ukończeniu sześciu lat gimnazjum i zdaniu tzw. „małej matury”, Jerzy przerwał dalszą naukę, zrezygnował z uzyskania świadectwa dojrzałości i jednocześnie postanowił zostać krawcem. Rzeczywiście, rozpoczął naukę i pracę w zakładzie ojca, gdzie uzyskał tytuł czeladnika i pracował aż do wyjazdu do Czernej. Zamiłowanie do muzyki, rozwijane pod wpływem przyjaźni z Feliksem Chmielewskim, prywatnych lekcji i nauki w Szkole Muzycznej im. Fryderyka Chopina, spowodowało, że nauczył się świetnie grać na pianinie, wykonując przeważnie muzykę poważną. Grał również na mandolinie, a także bardzo ładnie rysował i malował. Wolny czas przeznaczał na ulubioną lekturę, rozmowy z domownikami, grę na pianinie oraz na śpiew w chórze przy kościele Wszystkich Świętych.

W poszukiwaniu sensu życia

Zagadnieniem, które go najbardziej niepokoiło i skłaniało do poszukiwań, był sens ludzkiego życia. Materiału do rozważań dostarczała mu najpierw beletrystyka, a następnie literatura filozoficzna i popularno-naukowa. Książki były jego nieodłącznymi towarzyszkami. Szczególnie interesowały go tematy religijne, a zwłaszcza kultura i religie Dalekiego Wchodu oraz astronomia. Interesował go także świat roślin i zwierząt. Tematem, któremu poświęcał sporo uwagi i który czynił przedmiotem częstych dyskusji, było życie pozagrobowe. Pod wpływem lektury o tematyce orientalnej praktykował medytację.
Jerzy był postrzegany i odbierany przez swoje środowisko jako człowiek towarzyski i przyjacielski. Chętnie brał udział – pomimo zauważalnego dystansowania się – w różnych spotkaniach młodzieży organizowanych w ich mieszkaniu, a także w przedstawieniach teatralnych opartych na wątkach z literatury polskiej i zagranicznej. Był lubiany przez otoczenie i darzono go zaufaniem. Umiał słuchać innych, poradzić, dodać odwagi, i dlatego koleżanki i koledzy często zwracali się do niego ze swym sprawami, kłopotami, problemami; z tego względu matka mówiła, że „spowiadają mu się ze swoich grzechów”. Do rodziców zawsze odnosił się z wielkim szacunkiem. Środowisko rodzinne doświadczało, że „bardzo dobry, życzliwy, uczynny, nigdy nie dokuczał, chętnie dzielił się z innymi swoją wiedzą, chętnie czytał dzieciom z rodziny ich ulubione lektury bądź lektury, które uznawał dla nich za pożyteczne”. Najbliżsi uważali go za człowieka kierującego się w swoim postępowaniu ideałami, wzniosłymi zasadami, stawiającego przed sobą szlachetne cele. Więzy przyjaźni łączyły go z braćmi, z którymi dzielił codzienne życie, a zwłaszcza z Hieronimem; z Feliksem Chmielewskim, który odegrał ważną rolę w ukierunkowaniu jego powołania; z Wandą – żoną najstarszego brata oraz z Krystyną – swoją rówieśniczką.
W okresie wojny Jerzy, wraz ze swymi braćmi, wspierał prace konspiracyjne Armii Podziemnej, której punkt kontaktowy mieścił się właśnie w ich mieszkaniu, ponieważ najstarszy jego brat należał do dowództwa organizacji.
Usilnie poszukiwanego i w pełni satysfakcjonującego go sensu życia Jerzy nie odnajdywał ani w życiu towarzyskim, ani w przyjaźni, ani w muzyce, ani w wykonywanej pracy. Bardzo pociągały go natomiast wartości zakorzenione w świecie religii chrześcijańskiej, która dzięki Bożemu objawieniu i ludzkiej refleksji nad naturą człowieka, świata i kosmosu ukazywała mu wizję ludzkiego życia obejmującą zarówno doczesność, jak i wieczność, i znajdującą swoją pełnię w sferze nadprzyrodzonej, w zjednoczeniu z Bogiem. W okresie jego intensywnych poszukiwań pojawiła się chwila, w której znalazł się jakby na rozdrożu i musiał dokonać ważnego wyboru dotyczącego własnej egzystencji. Był to moment, w którym rozpoczął w pełni świadomy proces nawrotu do życia duchowego i jednocześnie odczuwał życia w komunii z Bogiem. Nazywał to swoim nawróceniem, które – jak twierdził – „poprzedził, z jednej strony, przesyt życia światowego, a z drugiej strony, spowodowała je ogromna tęsknota za Pięknem-Dobrem bezwzględnym, wiekuistym – tęsknota za Bogiem”. Jerzy czuł, że to, co do niedawna było ważne w jego życiu, a więc lektura i związane z tym zdobywanie wiedzy, muzyka, różne przejawy życia towarzyskiego, nie uleczą nowo doświadczanej tęsknoty jego serca. Pokrzepienia i światła szukał w Eucharystii, w której uczestniczył, wstępując do kościoła przed pracą w zakładzie krawieckim ojca. W ostatecznym wyborze stanu życia bardzo ważną rolę odegrał jego długoletni i bardzo serdeczny przyjaciel Feliks, który pewnego razu stwierdził, że Jerzy nadawałby się na zakonnika. Po uświadomieniu sobie takiej możliwości podjął zdecydowanie tę myśl i oświadczył, że będzie zakonnikiem.
stąpienie do Karmelu Terezjańskiego.
Myśl o życiu zakonnym otwierała przed Jerzym nowe perspektywy i bardzo go ożywiała. Chociaż nie znał bliżej żadnego instytutu zakonnego, to jednak bardzo chciał podjąć życie zakonne. Postanowił wstąpić do Karmelu Terezjańskiego, powierzając swoje życie karmelitańskim mistrzom życia duchowego, którzy otwierali przed nim bardzo interesującą perspektywę ludzkiej egzystencji znajdującą swoją pełnię w Bogu. W wyniku spotkania z przełożonym prowincjalnym Jerzy podjął intensywny kurs języka łacińskiego i konsekwentnie przygotowywał się do wstąpienia do Zakonu.
 Rodzice i bracia byli zaskoczeni jego decyzją, ponieważ nigdy wcześniej nie wspominał o takiej możliwości, ale znając jego ideały oraz konsekwentne dążenie do realizacji wyznaczonych sobie celów, odnieśli się do niej ze zrozumieniem. Pożegnanie z rodzicami, braćmi, przyjaciółmi i znajomymi było serdeczne i wzruszające. Jerzy opuścił Warszawę i udał się do czernińskiego nowicjatu. Furtę dawnego eremickiego klasztoru, zatopionego w ciszy otaczających go lasów, przekroczył 13 marca 1944 roku.
Po zdaniu egzaminu wstępnego Jerzy został dopuszczony do życia w czerneńskiej wspólnocie zakonnej. W liście napisanym z tego okresu do rodziny stwierdził, że ten nowy etap swojej egzystencji traktuje jako przygotowanie do nowego życia, w które wchodzi szczęśliwy, zdrowy i pełen zapału, i które postrzega jako świat pełen rozmodlonej ciszy, miejsce przenikania jakiegoś promienistego światła napełniającego wnętrze człowieka niewysłowionym pokojem i kierującego jego myśli ku blisko odczuwanej Nieskończoności. Przywdzianie habitu zakonnego i otrzymanie nowego imienia – Franciszka od św. Józefa uważał jako zerwanie z dawnymi czasami i rozpoczęcie nowego życia. Formację zakonną, obejmującą pogłębienie życia chrześcijańskiego oraz wprowadzenie teoretyczne i praktyczne w życie zakonne właściwe Karmelowi Terezjańskiemu, przyjmował z wielką otwartością. Porządek dnia oraz przewidziane w nim zajęcia i inne czynności, które współtworzyły określoną atmosferę i styl życia, postrzegał jako czynniki sprzyjające zasadniczemu wysiłkowi zmierzającemu do odkrywania szerszych horyzontów ludzkiej egzystencji i istotniejszych celów ludzkiego życia oraz konsekwentnego rozwoju duchowego, ukierunkowanego na świat Boga sięgający nieskończoności i wieczności. To z kolei sprawiało, że Franciszek czuł się szczęśliwy. Uważał bowiem, że powołanie zakonne to sprawa szczególnej miłości Boga do osoby powoływanej, a życie po śmierci to pełnia tej miłości.

Śmierć

23 sierpnia 1944 roku Franciszek skorzystał z Sakramentu Pokuty i Pojednania, który – jak zapisał w swoim dzienniczku duchowym– wlał w niego nowego ducha, a skutkiem tego było postanowienie i ćwiczenie się w tym, „by ciągle przebywać w obecności Bożej”. Następnego dnia, po obiedzie, udał się wraz z pozostałymi nowicjuszami i o. Rudolfem Warzechą do oddalonego o kilka kilometrów Siedlca, gdzie przy żniwach w tamtejszym klasztornym gospodarstwie pracowali klerycy. W czasie wędrówki do Siedlca, odbywanej habitach zakonnych, natknęli się na żołnierzy niemieckich, którzy po wylegitymowaniu ich pozwolili im pójść dalej. W drodze powrotnej na skraju lasu natknęli się ponownie na patrol niemieckich żołnierzy, którzy zabronili im wchodzić do lasu i zalecili iść ścieżką obok lasu. Kolejny napotkany patrol zajął podobne stanowisko. Szli jeden za drugim, a br. Franciszek dał znak dzwonkiem, aby współbracia pamiętali o obecności Boga. W pewnym momencie padły strzały z broni palnej, z których jeden ugodził śmiertelnie br. Franciszka. Wypowiadając słowo „Jezu”, upadł na ziemię i stracił przytomność, a po kilku minutach nie dawał już znaków życia. Umierającemu nowicjuszowi o. Rudolf udzielił rozgrzeszenia. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 26 sierpnia 1944 roku, a ciało Zmarłego złożono w grobie na przyklasztornym cmentarzu w Czernej.

za: http://www.meczennicy.pelplin.pl/?a=1&id=88&tekst=130#txt

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo