Kultura Liberalna Kultura Liberalna
944
BLOG

KIEŻUN: Marsz? Nie, dziękuję

Kultura Liberalna Kultura Liberalna Polityka Obserwuj notkę 4

Obchody Święta Niepodległości to dziś dla wielu kontynuacja wewnętrznej walki politycznej, tylko prowadzonej innymi środkami. Trzeba jednak wiedzieć nie tylko z jakiej okazji się maszeruje, ale i z kim się idzie.

Biało-czerwone stroje i flagi, uśmiechnięte twarze, karnawałowa, świąteczna atmosfera i to poczucie dumy, że udało się zorganizować wspaniałe wydarzenie. Czy mowa tu o 11 listopada? Nie, tak wspominam spędzone w Warszawie Euro 2012. Tak też prawdopodobnie pamięta je większość warszawiaków. Nawet ja, choć programowo nie chodzę na imprezy masowe, zostałem namówiony na oglądanie półfinału i finału w strefie kibica.

To było jednak pół roku temu i, co nie jest bez znaczenia, patrzyła na nas i gościła w Polsce cała Europa. Dziś nikt na nas nie patrzy, a Święto Niepodległości, parafrazując Clausewitza, jest okazją do kontynuacji wewnętrznej walki politycznej, tylko prowadzonej innymi środkami. Z tego punktu widzenia najważniejszymi publicznym wydarzeniem jest Marsz Niepodległości, zorganizowany przez stowarzyszenie o tej samej nazwie, w skład którego wchodzą członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR) i Młodzieży Wszechpolskiej (MW). Wszystkie pozostałe są reakcją na ten pierwszy. Prezydent chciał pokazać się jako siła jednocząca w obliczu polsko-polskiego Kulturkampfu, socjaliści zaznaczyć swoją obecność, a antyfaszyści – zaprotestować przeciwko narodowcom. Część antyfaszystów w zeszłym roku zrobiła to zresztą siłowo (ach, ten dreszcz emocji, który wywołują walki uliczne, jak na filmach o paryskim maju).

Jeszcze kilka lat temu Marsz Niepodległości był imprezą niszową. W Polsce mimo wszystko niewielu jest walczących narodowców, którzy, tak jak organizatorzy marszu, są jawnie antydemokratyczni, marzą o monoetnicznej Polsce i jednocześnie nie stronią od antysemickich wypowiedzi wzorem Jana Kobylańskiego. Wszystko zmieniło się, gdy w 2010 roku marsz poparli znani prawicowi publicyści i politycy.

Trzeba jednak wiedzieć nie tylko z jakiej okazji się maszeruje, ale i z kim się idzie. Wszyscy flirtujący z ONR-em, MW i pseudokibicami wykazali się i nadal wykazują się polityczną ślepotą. Jeśli chcą popierać program ONR-u czy MW, muszą wiedzieć, że jego realizacja nie może obejść się bez przemocy. Żeby się o tym przekonać wystarczy przeczytać choćby fragment deklaracji ideowej ONR Podhale: „W imię tych zasad [tj. konserwatyzmu, tradycjonalizmu, nacjonalizmu – PK], będziemy zwalczać (…) wymyśloną przez duchowych pariasów, zawistnych wobec wszelkiej wyższości, fałszywą ideę równości oraz suwerenności «ludu», której zastosowanie – po wywołaniu szeregu rewolucji, niszczących naturalny, hierarchiczny ład społeczny – pogrążyło panujące niegdyś nad światem narody europejskie w prymitywnym ochlokratycznej bądź plutokratycznej demokracji”. Można też in situposłuchać nawoływań Roberta Winnickiego, szefa MW do budowy Ruchu Narodowego, który ma dążyć do obalenia republiki. Nawet jeśli mniej jest już antysemickich okrzyków i hajlowania, to i tak tego typu deklaracje powinny wzbudzić co najmniej niepokój. O kibolach nie wspomnę. Jeśli prawicowi publicyści i politycy chcą z kolei oswajać radykałów, to zapomnieli, że manewr „zjadania przystawek” może się udać jedynie w partyjno-parlamentarnej grze. Gra w organizowanie społecznych emocji razem z ONR i MW wygląda jednak zupełnie inaczej. Za jej ewentualne skutki trzeba będzie ponieść odpowiedzialność.

Czy byłem na którymkolwiek marszu z okazji 11 listopada? Nie, nie byłem i się w najbliższej przyszłości nie wybieram. Naprawdę nie potrzeba mi tego typu manifestacji, by pokazać, że w Polsce czuję się u siebie i że ten kraj coś dla mnie znaczy. Pisząc to zdaję sobie sprawę z realnego, społecznego problemu, jaki pojawia się w związku z Marszem Niepodległości. Otóż obok radykalnych narodowców w marszu szło wiele zwykłych osób, które w Polsce, z różnych przyczyn (społecznych lub ekonomicznych), dobrze się nie czują. Możemy się z nimi nie zgadzać i zarzucać im resentyment, lecz ich rozgoryczenie pozostanie faktem. Jak to zmienić? Obecnie to chyba największe wyzwanie dla wszystkich stron politycznego sporu. Nie osiągnie się jednak tego nawoływaniem do jednostronnego odzyskiwania Polski i marszami organizowanymi przez ONR i Młodzież Wszechpolską. Gdzie jest prawica, która jest gotowa głośno to przyznać?

* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”, pracuje w Instytucie Książki.

** Tekst ukazał się w dziale "Temat tygodnia", wKultura Liberalna nr 201 (46/2011) z 13 listopada 2012 r.

"Kultura Liberalna" to polityczno-kulturalny tygodnik internetowy, współtworzony przez naukowców, doktorantów, artystów i dziennikarzy. Pełna wersja na stronie: www.kulturaliberalna.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka