Artur Zawisza Czarny (1808-1833), patron jednego ze stołecznych placów (o niebywałym wprost znaczeniu komunikacyjnym notabene) często bywa mylony ze słynnym rycerzem Zawiszą Czarnym z Garbowa. I choć łączy ich nawet nić pokrewieństwa, to jednak obu bohaterów dzielą wieki.
Artur Zawisza po raz pierwszy pojawił się w Warszawie na jesieni 1827 r. - wtedy to rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie; tutaj też zastały go wydarzenia Nocy Listopadowej. W pierwszych dniach Powstania wszedł w skład komitetu redakcyjnego "Kurjera Polskiego", później pracował w redakcji "Nowej Polski". Na początku 1831 wstąpił do 1 Pułku Jazdy Płockiej (późniejszego 8 Pułku Ułanów) i brał udział w wielu bitwach, m.in. pod Białołęką, Grochowem i Ostrołęką; za męstwo na polu walki został odznaczony orderem Virtuti Militari, a pod koniec działań wojennych dosłużył się stopnia kapitana.
Po upadku Powstania Zawisza przekroczył granicę zaboru pruskiego i udał się na emigrację do Francji, gdzie związał się z Towarzystwem Demokratycznym Polskim. Prócz tego należał do loży wolnomularskiej "Trójca Nierozdzielna" i związku karbonariuszy "Namiot Sekwany". W 1832 r. w związku z napiętą sytuacją polityczną w Europie na linii Rosja - państwa zachodnie, w TDP pojawiła się idea wywołania powstania, po to, by w przypadku konfliktu między zaborcami kwestia polska wróciła do europejskiej gry. Do Kongresówki mieli być wysłani emisariusze, jednym z nich zostaje Zawisza, który od organizatora tej tajnej eskapady, pułkownika Józefa Zaliwskiego otrzymuje nominację na stanowisko naczelnika okręgowego obwodu warszawskiego i sochaczewskiego.
W lutym 1833 r. Zawisza opuścił Paryż i - jak podawała później w oficjalnym komunikacie sądowym warszawska prasa - "przybył do Prus pod fałszywem nazwiskiem Borelli; wraz z drugim emisaryuszem Kalikstem Borzewskim, zebrali bandę z 6 ludzi złożoną, z którą wtargnęli tajnym sposobem w granice Królestwa z bronią w ręku, dla wzbudzenia powstania, mordowania tych, którzy byli wiernymi prawemu rządowi i rabowania kas. Przy wiosce Radzikach (w Wdztwie Płockiem) napadłszy nocą na stójkę kozacką, zamordowali 3 kozaków". Awangarda przyszłego powstania zdobyła broń, jednak od tej chwili wojsko zaczęło deptać emisariuszom po piętach i już w połowie czerwca Zawisza wraz ze swymi ludźmi został otoczony przez oddział huzarów i pojmany. Nie obeszło się jednak bez walki gdyż - co można było przeczytać w orzeczeniu sądowym - "przy schwytaniu go w Krośniewickich lasach [okolice Płocka - przyp. jot], dowodząc bandą powtórnego dokonał morderstwa na Oficerze, Podoficerze i 2 żołnierzach huzarów rosyjskich".
Niedoszłych powstańców osadzono w więzieniu na Lesznie (d. klasztor karmelitów), a niebawem sąd wojenny skazał 25-letniego Zawiszę, dla większego pohańbienia - gdyż był oficerem - na śmierć przez powieszenie, zaś towarzyszącego mu Edwarda Szpeka, Stefana Giecołda i Aleksandra Palmarta - na rozstrzelanie.
W mroźny poranek 26 listopada 1833 r. na Rogatki Jerozolimskie przywieziono skazańców. Po egzekucji swoich towarzyszy Zawisza westchnął tylko: "Dlaczego mnie nie wolno umrzeć śmiercią wojskowych?"
I zaraz, wchodząc już na szafot, dodał
- Gdybym miał sto lat żyć, wszystkie bym ofiarował mojej ojczyźnie.
A w międzywojniu miejsce kaźni otrzymało imię - plac Artura Zawiszy.
__________
Niniejszy tekst - w skróconej formie - ukazał się w 2007 r. na warszawskich stronach "Dziennika" w ramach cyklu "Alfabet warszawski". Wydawca nie podpisał był jednak z autorem stosownej umowy, zaś otrzymane przezeń honorarium urągało dobremu imieniu Wydawcy oraz jego - powszechnie znanym w całej Europie - możliwościom finansowym.
Inne tematy w dziale Kultura