Pojawiają się już w połowie listopada, przybrane świecidełkami, bombkami, lampionami. Pojawiają się nie tylko w owianych złą sławą supermarketach, ale i w biurach, i w urzędach, w kawiarniach, i w pubach. Zatrzymują się w pryncypalnych mijescach miast i miasteczek, zawsze strojne, zawsze kolorowe i błyszczące - choinki.
A z ustawionych nieopodal głośników płyną anglosaskie kolędy, te urocze christmasowe songi... Więc oburzają się starzy i oburzają się młodzi, ci bardziej konserwatywni
- O tempora, o mores! Któż to widział choinki w adwencie?! No i kolędy. To konsumpcjnie przerażające!
Czyżby? Przede wszystkim jest to szalenie intrygujące. Obyczaj, jak kobieta, zmiennym jest w czasie i to, co wydaje się być "odwieczne" wcale takim być nie musi., wcale takim nie jest. Raptem sto lat temu w większości polskich domostw nie było choinek. Ani przed Bożym Narodzeniem, ani tuż po nim. Niemiecka nowinka nie wszędzie spotykała się z życzliwym przyjęciem. No, bo cóż ma wspólnego przybrana piernikami jodłełka z Narodzeniem Pańskim?
Ale miast biadolić nad upadkiem kultury, cieszmy się raczej, że Pan dozwolił nam być świadkami przemiany obyczajów, kiedy bożonarodzeniowa choinka staje się choinką adwentową! Za te pięćdziesiąt lat każdy przecie przyzna, że "jak obyczaj ojców każe" zaraz po Andrzejkach trzeba postawić choinkę i pośpiewać kolędy. I to nie tylko w domach i supermarketach, ale i w przyozdobionych tradycyjnymi adwentowymi drzewkami kościołach. W końcu w prawosławnych cerkwiach można je usłyszeć już w Święto Wprowadzenia do Świątyni Przenajświętszej Bogurodzicy, czyli 21 listopada (podług starego stylu licząc - 4 grudnia).
Inne tematy w dziale Kultura