Sztuka się nie zmienia, aktorzy defilują przed widzami, reżyser się napręża i odkrywa to samo co już było a brawa rozlegają się za każdym razem. Z różnej strony widowni co prawda, zamieniającej się oklaskami i gwizdami. Wszyscy po artystycznym wieczorze czują się duchowo wzmocnieni a moralne wzmożenie daje nowe siły na wypatrywanie nowej inscenizacji, w której bydlęta przemówią ludzkim głosem a oczekiwane cuda przyniesie nam na tacy wyśniony Godot, w którego rozentuzjazmowana widownia wierzy niezależnie od politycznych przekonań. A Wiara czyni cuda, nieprawdaż?
Walka o media trwa. Pan Prezydent kiedyś 3 miliardy dawał, żeby było tak jak było, ale teraz zabiera bo media już niepolskie. Ułaskawia niewinnego bo przecież nikt mu nie zabroni, a winnego już nie musi. Dlaczego właściwie ułaskawia? Tłumaczyć się nie będzie bo po co, ale przecież wszyscy i tak wiedzą. SN twierdzi że decyzja nieważna a następnie TK mówi, że wprost odwrotnie. Sędziowie do KRS wybrani zgodnie z ustawą z 2017 roku prawidłowo chociaż Konstytucja mówi co innego, a pan Prezydent wetuje. Rozpoczyna się chaos prawny trwający do dzisiaj i już nikt nie wie właściwie o co chodzi. Nowy rząd rozwala spółki mediów publicznych na podstawie uchwały Sejmowej lub przepisów o spółkach (do wyboru w zależności od politycznego koloru) a posłowie opozycji zaczynają okupację budynków publicznych bawiąc się w cieciów sprawdzających przepustki, wzorując się na okupacji Sejmu przez PO w roku 2016. Władza zaczyna „czyszczenie” spółek Skarbu Państwa z Pis-owskich elit, jak to zwycięska armia po wygranej bitwie, oczyszczając przedpole dla własnych nominatów. Wątpliwości narastają, oskarżenia, obelgi i kolumny finansowych apanaży przeplatają się z prawnymi ocenami każdego kto jest w stanie wyartykułować chociażby jedno zdanie. I wszyscy gromko wołają: KON-STY-TU-CJA! Czyli jedność w Narodzie jest i obecna opozycja zgadza się z tą byłą, chociaż w tym jednym punkcie. Rozumiejąc oczywiście co innego.
Nowa władza zbytnio się nie cacka i mając mandat Suwerena, robi to co uważa za stosowne zgodnie z ukutym przez laty powiedzeniem „jak wygracie sobie wybory, to będziecie se rządzić”. Odkuwa się za 8 lat poniewierki i poniżeń, których doświadczała. Mając w parlamencie przewagę o której PiS może tylko pomarzyć, zaprowadza krok po kroku własne porządki i pokazuje panu Prezydentowi miejsce w szeregu. Żonglowanie przez pana Prezydenta 3 miliardami dotacji dla mediów publicznych zakończyło się zanim się na dobre zaczęło i deklarowana przez szanowne strony kohabitacja odeszła w zapomnienie. Rząd pręży muskuły i pokazuje możliwości rządzenia przez pokaz siły. „Wina Tuska” wraz z upartyjnioną telewizją odeszła do lamusa i chyba nieprędko wróci na salony. Mamy zamienników w postaci panów Sienkiewicza czy Budki oraz pań Nowackiej czy Scheuring-Wielgus. Już nie będzie huzia na Józia, każdemu dostanie się po trochu.
„Nienormalność” tak rozpowszechniona esejem Tuska z roku 1987, pokazuje po raz kolejny swoje oblicze. To przecież codzienność polskiej polityki, w której pojęcia konsensus, kohabitacja, argumenty czy polska racja stanu wyszły z użycia i wyrzucone zostały na śmietnik. Cep, pałka, obrzucanie się inwektywami i oskarżeniami, widziane jak na dłoni podczas tak popularnych transmisji Sejmowych – to obraz degrengolady standardów i tego co najważniejsze w debacie publicznej czyli chęci zrozumienia się. Znaczenie słów jak polskość, agentura, dobro narodowe, czy nawet imigracja, demografia, elity – to bardziej galimatias i zlepek pojęć tworzonych jako polityczny arsenał do partyzanckiej walki o własną rację. Rozpieprzenie w drobiazgi wymiaru sprawiedliwości, gdzie nikt nie jest pewny jakiegoś stałego stanu prawnego tylko powiększa chaos pojęciowo-znaczeniowy. Każdy ma rację i nikt nie jest czegoś pewny. Żadna dyskusja nie kończy się konkretnymi wnioskami a jedynie pokazuje rozdźwięki i niechęć a właściwie wrogość i nianawiść.
Polskie elity zostały zdeprecjonowane i zastąpione celebrycką poprawnością i cwaniackim kombinatorstwem sieciowych układów. Politycy skutecznie wyeliminowali „mądre głowy” ich krytykujące i przeszkadzające im w realizowaniu politycznych celów. Jedność miała zastąpić mądrość a posłuszeństwo intelekt. Przynależność do zdefiniowanej przez polityczne bractwo „polskiej sekty” miała zapewniać uznanie i apanaże a TKM miał być wyznacznikiem racji i słuszności celów. Podziały były i są słuszne a ich stosowanie zapewniało poparcie i słuszne „wynagrodzenie”. I umacniało poczucie walki o dobrą sprawę zdefiniowaną przez polityków walczących o władzę.
I tylko tak się retorycznie pytam: czy doczekamy się kiedyś tego wyśnionego Godota? Przyjdzie i nas zbawi przynosząc na talerzu jako taką „normalnośc”?
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka