„Objawianie” teczek to gra znana specjalistom służb specjalnych. One dysponowały i dysponują zbiorami informacji, które nam szaraczkom wydzielane są w ilościach potrzebnych w strategiach określanych przez decydentów na danym etapie historycznym. Polityka się zmienia, jej decydenci też, a „przypadkowe” odkrycia, podsłuchy, dziennikarskie „rewelacje” są misterną i skomplikowaną grą dostępną nielicznym planującym swoje dalekosiężne cele do osiągnięcia. „Odkrycia” to oczywiście nie wszystko, gdyż skala ujawnień może być zmieniana, zmniejszana lub dozowana w zależności od potrzeb, których nie znamy a możemy się tylko domyślać.
W sprawie teczek prezydenta Wałęsy trudno w zasadzie oczekiwać nowych rewelacji. Fakty są mniej lub bardziej znane a opinie olbrzymiej większości Polaków dosyć stabilne i zależne w dużym stopniu od przekonań politycznych. Sam Lech Wałęsa potęguje oczywiście wersje, interpretacje i oceny, ale nie zmienia to tego, co już wiemy a mianowicie jakiejś formy kontaktów z SB w okresie do 1976 roku. Znamy to od lat, osiągnięto jakieś „status quo” w tej sprawie, chociaż oczekiwania wielu koncentrują się na wymuszeniu przyznania się i jakiejś formy przeprosin. Być może emocjonalnie zrozumiałe, lecz w esencji nie dające żadnej pożywki historykom badającym fakty i ich następstwa.
„Wypłynięcie” 50 kg SB-eckich akt, ot tak sobie, ponieważ coś strzeliło do głowy pani Kiszczakowej jest zdarzeniem intrygującym, ale powodującym niewiele, jak do tej pory, znaków zapytania. Dlaczego teraz? Co jest właściwie ich zawartością, bo przecież są to setki, jeśli nie tysiące teczek? Kto się w nich pojawia i czy tego się kiedykolwiek dowiemy? Na ile są kompletne i w jakim stopniu były przeglądane, być może „czyszczone” i segregowane? Kto jeszcze zna ich zawartość i czy były już używane w niejasnych celach? Czy IPN opublikuje równie szybko jak teczki Wałęsy ich zawartość niezależnie od nazwisk tam się ukazujących?
Sprawa ujawnienia tylko informacji dotyczących Lecha Wałęsy jest zresztą dosyć dziwna. Dlaczego tylko TE informacje? Dlaczego tak szybko? Dlaczego IPN nie poświęcił się pracy badawczej, usystemowaniu wyników, wyciągnięcie wniosków, których należałoby oczekiwać od naukowej placówki i podanie ich do publicznej wiadomości? Czy społeczne lub polityczne oczekiwania są na tyle istotnym elementem, że Instytut nie zachowuje norm należnym normalnej placówce badawczo-naukowej? Czy naciski ze strony takich czy innych sił politycznych mają znaczenie przy podejmowaniu przez IPN decyzji o „otwarciu”?
Sprawa pisania polskiej Historii na nowo była i jest ważnym punktem w działaniach obecnie rządzącej partii. Pan Macierewicz, i nie tylko on, mówi otwarcie:
„ostatnie dwa pokolenia wychowały się w zupełnie fałszywym i fikcyjnym obrazie przebiegu historii ostatnich 50 lat.”
Będą zmieniane podręczniki historii? Od roku 1966 będzie wprowadzana inna wersja wydarzeń? Ta bardziej prawdziwa czy ta bardziej przydatna w danych warunkach politycznych?
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka