Podział. Coraz wyraźniejszy. Coraz bardziej rozszerzający się a wywołane nim fale wciągają więcej i więcej uczestników. Demonstracje w kraju, europejskie kraje chcąc niechcąc zajmują wyraźne, niezbyt Polsce przyjazne stanowiska, Amerykanie wtrącają się coraz bardziej otwarcie mówiąc co powinniśmy zrobić nie wspominając dyplomatycznie o konsekwencjach dla podjęcia decyzji na zbliżającym się NATO-owskim szczycie, a UE zastanawia się już nad następną rezolucją skierowaną do polskiego rządu. To, co miało stać się kilkudniowym blitzkriegiem przed Wigilijną nocą, praktycznie paraliżującym działania organu powołanego do prawnej oceny działań władzy, przerodziło się w konflikt daleko wychodzący poza polskie granice. I jak do tej pory rząd, poza Budapesztem i w jakimś stopniu stojącą na uboczu, ale cieszącą się z polskich problemów Moskwą, nie bardzo ma innych sojuszników.
Konflikt przekroczył już fazę, w której spory prawników, co jest a co nie jest konstytucyjne, co jest należycie interpretowane a co nie, w której cokolwiek da się jeszcze logicznie wytłumaczyć. Trybunał Konstytucyjny będący przez 27 lat w III RP ostateczną instancją władzy sądowniczej nie jest już przez rząd uznawany, pan Prezydent będący jedynie tubą rządzącej partii nie wyrobił sobie autorytetu pozwalającego na zażegnanie konfliktu a właściwie go tylko zaognił, elity jakiekolwiek one były, przez lata albo same się kompromitowały albo polityczne rozgrywki do tego się przyczyniały i powstała sytuacja prawdziwego konstytucyjnego bezhołowia, kiedy każdy udowadnia, że racja jest po jego stronie. W międzyczasie coraz wyraźniej widać zgubne dla działania państwa trwanie w stanie nieważkości, w którym praktycznie zlikwidowano możliwość kontrolowania pod względem prawnym rządowych poczynań. Sejm uchwalający ustawy nie biorący pod uwagę własnych prawniczych ekspertyz i uchwalający, co państwo Pawłowicz i Piotrowicz wymyślą stał się ponurą rzeczywistością.
Unia Europejska dostał do ręki bat, którym zaczyna nas powoli chłostać. Amatorszczyzna rządu przyspieszającego wyniesienie polskich problemów poza granice, jest tego smutnym źródłem. Niezdawanie sobie sprawy, czym jest Wenecja Komisja i jakie będą konsekwencje jej przewidywalnego wyroku była porażająca a szermowanie pomocą dobrego wujka Orbana niepozwalającego nam zrobić żadnej krzywdy jest doprawdy argumentem dla idiotów. Tego samego Orbana robiącego interesy z Putinem i gotowego jednocześnie za Polskę umierać.
PiSowska koncepcja „przejęcia” państwa nieograniczająca się do jednopartyjnego rządu, Prezydenta dostającego polecenia z Nowogrodzkiej, przejęciu publicznych mediów i wszelkich innych instytucji, urzędów i spółek Skarbu Państwa, ale również próbującego zawłaszczyć jedyną kontrolę swoich poczynań już w tej chili doznała porażki. Rozchybotanie będące rezultatem takich poczynań przekroczyło zamierzenia, a to, co miało być „cichą rewolucją” staje się coraz bardziej międzynarodową aferą. Żadna ze stron nie zamierza ustąpić, co nie wróży niczego dobrego, a obrazowe „pozbycie się” raportu z Wenecji i przesłanie go do Sejmu będącego początkowym źródłem problemów na pewno nie uspokoi sytuacji. Tamtejsza opozycja nie ma przecież nic do powiedzenia, co wyraźnie było widoczne podczas przepychania projektu za wszelką cenę, z naruszeniem parlamentarnych obyczajów i przepisów.
Opozycja nie kwapi się do wyciągania ręki, rząd na razie nic nie robi i nie kwapi się do opublikowania wyroku TK, PiS zapowiada milionowe demonstracje i właściwie nikomu się nie spieszy do zmniejszenia politycznego napięcia. Czas upływa i wydawałoby się, iż mamy w Polsce ważniejsze problemy do załatwienia. Jakie korzyści to przynosi i komu nikt właściwie nie wie albo boi się powiedzieć. Jedno jest pewne, rządzący muszą zrobić pierwszy krok, gdyż mają wszystkie karty w ręku. Ale czy prezes Kaczyński gotów jest na pojednawczy gest? Sygnały z ostatniego tygodnia na to nie wskazują i nie jest to dobra perspektywa.
*Tytuł dzisiejszej notki nawiązuje do znanego filmu z roku 1957 „Most na rzece Kwai”. Filmowi miłośnicy powinni odnaleźć paralele z mostem na WiśleJ
Z dystansu ale nie z boku.
Anonimowych blogowiczów "tykam". Pan/Pani są dla mnie osobami z nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka