Książka prof. Wojciecha Roszkowskiego „Bezbożność, terror i propaganda.
Fałszywe proroctwa marksizmu” rzuca nowe światło na ideologiczne korzenie
wielu problemów współczesnego świata zachodniego, w tym także Polski.(...).
Czy marksizm, jak stwierdził prof. Wojciech Roszkowski, jest jedynie nagi i martwy, czy też wciąż tkwi w naszym społeczeństwie, wywołując różnorodne konsekwencje? To pytanie, które stawiają sobie nie tylko badacze ideologii, ale również my, zwykli obywatele, którzy doświadczyliśmy skutków marksistowskich koncepcji na własnej skórze, bez względu na to, czy żyliśmy w systemie komunistycznym, czy nie. Czy marksizm, jak stwierdził prof. Wojciech Roszkowski, jest jedynie nagi i martwy, czy też wciąż tkwi w naszym społeczeństwie, wywołując różnorodne konsekwencje? To pytanie, które stawiają sobie nie tylko badacze ideologii, ale również my, zwykli obywatele, którzy doświadczyliśmy skutków marksistowskich koncepcji na własnej skórze, bez względu na to, czy żyliśmy w systemie komunistycznym, czy nie.
Książka prof. Wojciecha Roszkowskiego „Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu” rzuca nowe światło na ideologiczne korzenie wielu problemów współczesnego świata zachodniego, w tym także Polski. Analizując wpływ rewolucji francuskiej oraz idei marksistowskich na kształtowanie się współczesnych realiów politycznych, społecznych i kulturowych, autor wskazuje na związek między bezbożnością, terroryzmem i propagandą a marksistowską doktryną. Warto zastanowić się, czy idee głoszone przez Marksa i jego następców rzeczywiście odeszły w niepamięć po upadku komunizmu, czy też wciąż mają swoje odbicie w dzisiejszych realiach. Prof. Roszkowski argumentuje, że choć imperium sowieckie może już nie istnieje, to ideologia marksistowska wciąż wywiera wpływ na myślenie wielu ludzi, kształtując ich sposób postrzegania rzeczywistości i stosunek do wartości. Jednym z najbardziej fascynujących aspektów tej książki jest analiza tego, w jaki sposób marksizm wprowadził niejasność do języka i pomieszał znaczenia słów, co utrudniało krytyczne myślenie i otwarte dyskusje na temat ideologii komunistycznej. W efekcie wielu z nas, nawet jeśli nie jesteśmy wyznawcami marksizmu, wciąż używa marksistowskiego języka i sposobu myślenia.
Autor zachęca Czytelników do refleksji nad tym, jak dalece marksizm nadal kształtuje naszą percepcję świata i czy warto kontynuować walkę z jego fałszywymi prorokami. Książka prof. Roszkowskiego to nie tylko analiza historyczna czy filozoficzna, to także wezwanie do zatrzymania się i zastanowienia, dokąd prowadzą idee bezbożności, terroru i propagandy, które wciąż mogą wywierać wpływ na nasze społeczeństwo.
Tym samym „Bezbożność, terror i propaganda. Fałszywe proroctwa marksizmu” staje się nie tylko studium marksizmu, ale również narzędziem do zrozumienia współczesnych problemów społecznych i politycznych, które nadal mają swoje korzenie w ideach głoszonych przez Marksa i jego następców. To lektura nie tylko dla badaczy historii czy filozofii, ale także dla wszystkich, którzy pragną lepiej zrozumieć świat, w którym żyjemy.
KUP KSIĄŻKĘ "BEZBOŻNOŚĆ, TERROR I PROPAGANDA. FAŁSZYWE PROROCTWA MARKSIZMU"
Link ( dodatkowe informacje):
Fragment książki Wojciecha Roszkowskiego "BEZBOŻNOŚĆ, TERROR I PROPAGANDA. FAŁSZYWE PROROCTWA MARKSIZMU":
Nagi, martwy i zaraźliwy
Pomysł tej książki powstał ponad czterdzieści lat temu, jeszcze w czasach komunistycznych, jako owoc moich studiów przed egzaminem doktorskim z filozofii. Wydawało mi się wówczas, że wielbiony w rzeczywistości PRL-u marksizm jest w gruncie rzeczy nagi, jak cesarz z baśni Hansa Christiana Andersena, i tylko brak odważnego, który by tę prawdę głośno wykrzyczał. Po upadku imperium sowieckiego, w tym i komunistycznego układu w Polsce, przez jakiś czas wydawać się mogło, że nikt nie będzie chciał wracać do martwych ideologicznych zaklęć marksizmu. Historia płata jednak figle, nieraz przykre. O ile w krajach bloku sowieckiego marksizm najpierw był czymś obowiązującym, to po upadku władz zależnych od Moskwy wydawał się przez dłuższy czas czymś niemal wstydliwym. Ale na Zachodzie żył swoim życiem, uległ przetworzeniu w neomarksizm kulturowy i w końcu przeżył współczesną apoteozę w postaci wielkich uroczystości w Trewirze ku czci Karola Marksa z udziałem szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, o czym będzie jeszcze mowa. W postaci uatrakcyjnionej przez zachodnią elegancję wrócił też na Wschód, na przykład w twórczości słoweńskiego filozofa Slavoja Žižka1.
Literatura dotycząca marksizmu jest zdumiewająco ogromna, ale może warto dodać do niej jeszcze jeden tekst pokazujący związki Marksa ze współczesnymi „-izmami”. Najpełniejszą polską pracą ukazującą tę doktrynę wraz z jej konsekwencjami jest oczywiście publikacja Leszka Kołakowskiego „Główne nurty marksizmu”2. Dla mnie inspirująca była też niewielka z pozoru książeczka o. Józefa Bocheńskiego, zawierająca jego wykłady na ten temat3, ale głównie – teksty samego Marksa, Engelsa i Lenina, stosownie dobrane.
Żyjemy w okresie, gdy wydawać by się mogło, iż marksizm jest ideologią przebrzmiałą i w gruncie rzeczy martwą, a jednak żyje on nie tylko w postaci zbliżonej do oryginału lub w wielu wersjach przetworzonych przez komunistów, ale także w sposobie myślenia o rzeczywistości wielu ludzi, których swego czasu ks. Józef Tischner nazwał homo sovieticus, oraz bliskich im rzeczników postmodernizmu i moralnego relatywizmu.
Jednym z największych grzechów marksizmu jest to, że wywołał niespotykane dotychczas w historii pomieszanie języków. Wprowadził mnóstwo własnych, niejasnych określeń, a także powykręcał znaczenia słów dotąd używanych. Nie było to działanie przypadkowe. Rządzące dyktatorsko przez prawie pół wieku partie, mające „komunizm” na sztandarach jako swój szczytny cel, rzadko definiowały, na czym ma on polegać i jakimi metodami go osiągnąć. Najwyraźniej zdawano sobie sprawę z tego, że byłyby to zbyt karkołomne zabiegi słowne i logiczne, zwłaszcza dla nieobytych z językiem ideologii towarzyszy, czyli innymi słowy dla mas. Natomiast rzeczywistość wynikającą z przejęcia przez siebie władzy nazywano najczęściej „socjalizmem”.
Problemy ze słowami określającymi rzeczywistość komunistyczną zauważał francuski historyk i politolog Alain Besançon (1932–2023), który równorzędnie, jako synonimy, traktował określenie „socjalizm realny”, ukute, nota bene, przez Leonida Breżniewa, „socjalizm” i „komunizm”, a przymiotników „radziecki”, „sowiecki”, „socjalistyczny”, „bolszewicki” i „komunistyczny” używał zamiennie, oddzielając je od terminu „socjaldemokratyczny” 4. Rzeczywistość polska komplikowała i to rozróżnienie, gdyż partia typu bolszewickiego założona jeszcze w 1893 r. nosiła tu początkowo nazwę Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL), a partia ewidentnie postkomunistyczna nazwała się po 1990 r. Socjaldemokracją Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP).
Marksizm był zastanym stanem umysłowym większości pokolenia wyrosłego w PRL, do którego się zaliczam (choć nie w duchu marksizmu). Problem, z którym musieliśmy się siłą rzeczy zmagać, polegał na tym, że ideologia ta zawłaszczyła sobie monopol racji, których „dowodziła” nie tylko w wypracowanym przez siebie języku „dialektycznym”, ale także w sposób mniej lub bardziej zawoalowany strasząc konsekwencjami w przypadku ich podważania. Krytyczne podejście do tez marksistowskich wymagało użycia innego języka, a ten zdradzał już „niewłaściwą postawę moralno-polityczną”. Humaniści wykształceni w PRL nie chcą na ogół wspominać swoich fascynacji marksizmem lub swoich z nim zapasów, toczonych poza publiczną widownią. Przyznam, że dla mnie marksizm był całkowicie nie do przyjęcia od młodości, a tym bardziej podczas studiów nad „ekonomią polityczną socjalizmu” przed egzaminem doktorskim z filozofii, oczywiście marksistowskiej5. Choć marksizm akceptowały kolejne pokolenia (oczywiście nie w całości), sądzę, że był on od początku ideologią myślowo martwą i taką pozostaje wraz ze swymi współczesnymi mutacjami.
Poniższy tekst jest rozwiniętym echem tamtych zapasów w duchu wdzięczności dla losu, iż udało mi się przejść „kolejne etapy postępowań” na stopnie zawodowe i naukowe w dziedzinie historii z takim jak poniżej stosunkiem do ideologii marksistowskiej. Być może filozofowie uznają te wywody za zbyt uproszczone i pozbawione większej ilości odwołań do literatury. Z pewnością uczynią tak autorzy, którzy nie wyzwolili się z języka marksistowskiego. O marksizmie można jednak mówić z większym sensem jedynie wówczas, gdy pokona się ciążenia tego języka. Wykazał to znakomicie w swoim dziele Kołakowski. Dlatego na marksizm i jego dziedzictwo mam prawo spojrzeć niejako z zewnątrz, właśnie trochę jak to dziecko z baśni Andersena. Choć trwa, podtrzymywany głównie z powodów politycznych, marksizm jest jednak zarówno nagi, jak i martwy. Mimo to zaraża kolejne pokolenia.
PRZYPISY
Slavoj Žižek, Rewolucja u bram, (Warszawa; Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, 2006).
Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, (Londyn: Aneks, 1988).
Józef M. Bocheński, Marksizm-leninizm. Nauka czy wiara? (Komorów: Antyk, 1999).
Alain Besançon, Anatomia widma, (Warszawa: Res Publica, 1991), s. 5.
Wojciech Roszkowski, „Krótko mówiąc o marksizmie”, w: Ryszard Żelichowski (red.) Polska. Sąsiedztwo bliższe i dalsze, (Warszawa: ISP PAN, 2019), ss. 153–162.
Inne publikacje wydawnictwa Biały Kruk zamówisz też telefonicznie: 12 254 56 02 lub 783 250 300 oraz mailowo: handlowy@bialykruk.pl.