Jak napisał Władysław Kopaliński ( kto to jest, ten autor, koteczku, gaduło totalny, nowocześnie niedouczony, a gadający i gęgający, jak nawiedzony?*): „... zgodnie z Biblią, potomkowie Noego, przybywszy do ziemi Sennar, postanowili zbudować wieżę Babel, której szczyt sięgałby nieba. Bóg zstąpił, by obejrzeć budowę wieży i nie chcąc dopuścić do jej ukończenia »pomieszał im języki«,aby się nie rozumieli nawzajem i rozproszyli na wszystkie strony”.
Człowiek jednak pragnie porozumieć się z drugim człowiekiem mówiącym innym językiem, szczególnie teraz, gdy świat stał się globalną wioską i a Europa, w jakimś sensie została zunifikowana. Granice państwowe można przekraczać bez przeszkód – pan terrorysta domniemany (?), my niefaszyści: zapraszamy, mówią niektórzy samobójcy według nowej mody z mekką zgody - centrum w Berlinie ( sic!).
W tej sytuacji, nie wypada, po prostu nie wypada nie znać przynajmniej jednego, światowego(arabskiego?) języka obcego.
Okazuje się, że my, Polacy, w większości jesteśmy zwolennikami tak zwanego „efektu wieży Babel”–to znaczy, „lubimy nie rozumieć” co mówi do nas obcokrajowiec. Ileż to razy, na ulicach, na przykład Gogolina, czy Breslau ( teraz Wrocław), widzimy spoconych z wysiłku fizycznego mieszkańców, starających się na migi rozmawiać z zagranicznymi turystami, zwykle tymi z Niemiec ( o rysach i karnacji, z całym szacunkiem i strachem: imigracyjnej, aby odpowiedzieć na zadane przez nich pytanie, i to nie po niemiecku, tu jeszcze nie jesteśmy bezradni ( halt! - Stawka większa niż życie), lecz w wybuchowej, słownej mieszance rodem z krajów baśni z tysiąca i jednej nocy – my ani „me” ani „be”. Jesteśmy po prostu niemi.
I tacy tkwimy w unijnej, nowocześnie gościnnej, szczególnie dla innych, na dodatek agresywnych kulturowo nacji Europie.
Kuriozalny przykład arogancji w tym względzie dała swego czasu, za poprzednich rządów, polska delegacja na sesję Komitetu Praw Człowieka w Genewie. Do tej pory rumienię się na samą myśl o tym fakcie. Jej członkowie nie znali żadnego z oficjalnych języków Organizacji Narodów Zjednoczonych. Podobno była to reguła. Należy zapytać: czego ci, zwykle pachnący Old Spicem (co to znaczy
kotku?) ludzie szukali na wielce ważnych konferencjach międzynarodowych, skoro nie potrafili zrozumieć o czym na się rozmawia, ani nie byli w stanie wyartykułować własnego, czyli wówczas dla nichteoretycznej Polski stanowiska.
I druga strona medalu. „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi i swój język mają” – pisał Mikołaj Rej. I pewnie, że mają.
Czytelnicy jednej z gazet zauważyli z niesmakiem, że w jednym z emitowanych przez telewizję niepubliczną filmów, znani polscy aktorzy – macho i gangsterzy ekranu, zaaplikowali telewidzom tak potężną dawkę wulgarnych słów, iż im, telewidzom, odebrało mowę. Ojczystą. I zamiast pochwalić się kunsztem aktorskim, serwowali widzom propagandę polityczną i swoje wizje demokracji. A kogo to obchodzi? Sorry: Komediant jest od grania, jak (du..) nos od kichania...Plaga.
Co z tego wyniknie? Być może polska wieża Babel. Kto wie.
Przy okazji:
W trakcie Wielkiego Finału popularnego telewizyjnego turnieju wiedzy, jeden z jego uczestników nie odpowiedział na pytanie: „co to jest pauperyzacja?” I przegrał. Stracił nagrodę. Oto przykład na przepaść dzielącą teorię od praktyki.
Pauperyzacja – to ubożenie lub zubożenie ludności. W jaki sposób się przejawia zapominamy, ale trzeba wiedzieć, co stanie się, gdy wrócimy do stanu, gdy jak w PRL-u * czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy*. Tak było, gdy było, jak było. Po prostu.
Tu uwaga: wielu siewców intelektualnej i ekonomicznej biedy staje obecnie, w czasach przed rozmaitymi wyborami, w obronie swych byłych, w domyśle: ponownych: ofiar, wzywając do stawiania kos na sztorc i – co jest paradoksem – zatrzymania spektaklu wielkiego teatru zdrowej, polskiej gospodarki.
Inni tworzą operetkowe partie obrony Polaków lub demokracji. To sygnał logiczny i samoobronny do obrony przed nimi (sic!)
„Mają gęby pełne miłości ojczyzny, a sami nigdy palcem nie kiwnęli, nigdy najmniejszego ryzyka nie podjęli, aby w Polsce coś polepszyć, poprawić, ucywilizować”. Z zawołania „Żywią i bronią” – nie siew – tylko „młóckę” na ulicy wybierają – bo nie mają planu siewu.
Pauperyzacja. To także zubożenie w sferze intelektualnej. Nie czytać, nie słuchać, krzyczeć, zamieniać biało-czerwone na szaro - brudne, hołubić prywatę.
Bieda to choroba. Ma wiele twarzy. Ten, kto z niej kpi, nie jest wart dobrego słowa. Kto jej nie widział i nie chce widzieć lub oszukuje dla swej polit-kariery, wykorzystuje biednych – przepadnie jako polityk i człowiek. Już go nie ma.
Trzeba wierzyć, że takich euro - cwaniaków rozdziobią kruki i wrony.
A najważniejsze to zgoda we własnym narodzie. Zgoda, zgoda, zgoda. To radość, siła i zrozumienie się nawzajem.
*.Władysław Kopaliński, właściwie Władysław Jan Stefczyk, przed II wojną światową Jan Sterling – polski leksykograf, tłumacz, wydawca, w latach 1949–1954 prezes i redaktor naczelny Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”.
Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo