Petrus_Van_Schendel (liveInterne)t
Petrus_Van_Schendel (liveInterne)t
LechGalicki LechGalicki
221
BLOG

Uśmiech Mariny

LechGalicki LechGalicki Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

    To wspomnienie można uznać za powrót do przeszłości jednej z pensjonariuszek Domu Pomocy Społecznej *Dom Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej*. To jednak coś więcej. Zagadkowa, tajemnicza opowieść Mariny. Zawsze uśmiechniętej, mimo że na wózku inwalidzkim. - Ale ja żyję - odpowiadała, gdy ktoś o ten tajemniczy uśmiech pytał. Sam bylem zaintrygowany Mariną, jej radością bycia i perlistym śmiechem, mimo, że przecież w Przytulisku, jak kiedyś mówiono egzystowała, a to zupełnie inaczej niż żyć razem z rodziną. Po wielu zachętach z mojej strony zgodziła się opowiedzieć o sobie, swoim życiu,  jego ważnym fragmencie.

Ona, tajemnicza jak jej uśmiech, Marina.

   Zwykle Marinę przywozili do pokoju nr 114, czyli Terapii Zajęciowej zwykle o godzinie dziewiątej rano. Na wózku inwalidzkim poruszała się ona, bo kręgosłup odmówił posłuszeństwa, a jeszcze wiele innych chorób ją dręczyło, sama nawet nie wiedziała Marina jakich. I nie pamiętała ona nazw przyczyn swojego bólu. Tu, w Domu Pomocy Społecznej, przy ulicy Eugeniusza Romera 21- 29, słynnego geografa, życie płynie wolnym nurtem i dzień jest podobny do dnia. Marina jednak jak modlitwę powtarzała fragment swojego życiorysu, który jednych zastanawiał, innych wprawiał w zakłopotanie, a byli tacy, którzy śmiali się i mówili, że bajanie to jest i wymysły. Marina tylko uśmiechała się i przyznać trzeba, że bardzo ten jej uśmiech tajemniczy był i niezwykle szczery. – Ty, Marina, to jesteś taka dobra – mówili w Domu. A co nie ma być dobra, jak zawsze radosna, choć bywa, że w bólu pogrążona i cicha. Tylko to jej opowiadanie takie nieżyciowe.
   Marina mówiła, że urodziła się na dalekiej, wschodniej Ukrainie. Mama: Daria Nikołajewna, ojciec: Wasyl Grigoriewicz. I nic więcej. Potem dodawała, że było to po wojnie lat kilka, ona kilkunastoletnia dziewczyna, a dookoła wszyscy mówili z przerażeniem, iż Stalin zamierza siłą wysłać młodych ludzi do czyszczenia lasów. Niby nie brzmi to groznie, to lasów czyszczenie ale skoro Stalin to wymyślił, ów zamysł, Boże mój miej nas w opiece, musiał być straszny i nieludzki. Wszyscy się bali to i Marina trzęsła się ze strachu, po nocach spać nie mogła…Pewnego dnia, bez pożegnania, tak bez słowa, że aż dziwne to wszystko w jej opowiadaniu się wydaje, wyruszyła Marina bez przygotowania żadnego, tak jak stała, przed siebie poszła w drogę do Polski, o której słyszała, że jest za wieloma górami i rzekami, i długo trzeba iść do niej ale warto nawet życiem własnym zaryzykować, gdyż tam w onej Polsce wspaniałej wszystko jest dobre, uczciwe, a najważniejsze z bogactw, które tam mają to wolność. Oj, wolność, a tej na Ukrainie, czy w Rosyi nie było…A w Polsze ogrom jej wielki. Marina mówi, że szła, szła, szła i sama nie wie jak długo, bez mapy, jadła to co znalazła i co natura matka i czasami tylko ludzie jej dali. Nie pamięta wiele. Wie, iż droga jej wiodła przez Ukrainę, Rosiję i nagle słońce inaczej zaczęło świecić, jaśniej i to już Polska była. Patrzy ona a niedaleko stoi studnia głęboka, a jej pić się chce niezmiernie. Podeszła do tej studni, patrzy w dół i zaczęła ze studnią rozmawiać w swym ojczystym języku, bo w drodze nikt jej nie towarzyszył, więc chciała się dowiedzieć od wody żywej, czy to już tu.
    Nagle odezwał się głos męski. Niedaleko stał Polak, mężczyzna w sile wieku znacznej, porządnie ubrany i mówił po ukraińsku, znaczit krzywdy jej nie zrobi. Wypytał, dziwił się, że ona sama i tak wędruje, a potem niespodzianie rzekł:- ja mam syna i ciebie z nim w małżeństwie zwiążę. A co Marina miała robić? I teraz w opowiadaniu mieszkanki Domu Pomocy Społecznej pojawia się niezgodność dotycząca terminu owego ślubu, ale pozostawmy to w niepamięci. Marina mówiła, że ten jej mąż leniwy strasznie był, nie chciał mieć z nią do czynienia i spał cięgiem w stodole..

    Nadeszła zima. Do okna ktoś stuka. Eee, może gałąz drzewa, albo głodny ptak. Nie, to mąż Mariny przemarznięty wylazł ze stodoły i trzęsąc się gada, że ogrzać się pragnie. Wtedy pierwszy raz wszedł do ich małżeńskiego łoża. Nawet przytulił się do żony raz, albo dwa. Ale nie, nie, nie, nic między nimi nie było, zupełnie. Przytulenie tylko. Bez żadnych płciowych łączeń czy kombinacji. Nic. Marina wie. Potem on przychodził często w mrozne dni. Przytulał się tylko. A potem stało się tak, że kto wie w jaki sposób, jakim cudem, no Marina nie wie jak: w ciążę ona zaszła. A nie miała kontaktów z żadnymi mężczyznami. Więc jak to wytłumaczyć? Jak? Teraz opiekunka jej , czy inny słuchacz śmieje się: ” niepokalane poczęcie”. Leniwy mąż krzyczał:- zdradziłaś mnie! O ty zdradliwa kobieto na drodze znaleziona. Teść ją obronił. Zawiózł do lekarza. Potem, gdy mądrzy lekarze zbadali Leniwego, jego krew i inne wydzieliny orzekli, iż to musi być jego dziecko. Uznali, że widocznie, gdy się on tak do Mariny przytulał to w wyniku chuci niekontrolowanej wytrysnęło z niego co wytrysnąć miało i wpłynęło niekontrolowanie oraz niezauważenie do żoninej intymności nienaruszonej i życie się stało. I wszyscy się z tym zgodzili, bo lekarze mir wielki naonczas mieli i nie można im było podawać w wątpliwość ich orzeczenia. Urodziła się córeczka.

   Marina siedzi w swoim inwalidzkim wózku poruszona wspomnieniami i mówi, że tyle wówczas, przed laty nerwów straciła, a bo to na początku ten strach przed wywózką do czyszczenia lasów przez strasznego Stalina nakazany, potem droga przez bezdroża i w końcu za górami lasami Polska posażna, dobra i mająca swoje bogactwo przecudne: wolność. To zdarzenie z dzieckiem w dziwny sposób poczętym, to nic. Ale ja żyję, do tej pory żyję.
    I Marina odwożona na obiad, a ten jest o trzynastej godzinie, jeszcze wychyla się zza drzwi futryny, szepce: - żyję, ja żyję i pozostawia za sobą uśmiech szczery i niezwykle tajemniczy.
   Nawet, gdy Marina niespodzianie umarła, ten jej uśmiech piękny pozostał. I jej tajemnicza historia zadomowiła się w tym Domu na stale. Albo i dłużej. Na wieki wieków.

   A Marina i jej uśmiech i wszystko tajemnicze z nią związane to prawda. Najprawdziwsza jak życie, co minęło, a było.

Lech Galicki
                                                                                                             


LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura