Lemoniadowy Lemoniadowy
765
BLOG

Kilka suchych faktów o panu Hardinie

Lemoniadowy Lemoniadowy Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

I know a man whose plow handle hand is quicker than a light
Wes Hardin is his name, they say he travels in the night
For he might have to kill or walk around a fight

-- Johnny Cash "Hardin Wouldn't Run"


Johnny Cash "Hardin Wouldn't Run"

***

   John Wesley Hardin był naprawdę interesującą postacią. Sami zresztą się o tym wkrótce przekonacie. Życie nie traktowało go najlepiej, ale i on nie odniósł się w rękawiczkach do życia tych dwudziestu pięciu ludzi, których zabił.

   John Wesley nie odegrał większej roli w przygodach Lemoniadowego Joego. Wolno więc zarzucić autorowi, że wikła się w zbyteczne dygresje. Jednak tragiczna postać Hardina stanowi tak wyborny materiał do studium z psychologi, jego losy zaś tak świetnie ilustrują czasy i miejsce, że nie sposób było odrzucić pokusę zaprezentowania czytelnikom tych paru faktów, choćby w stanie surowym.

John Wesley Hardin
John Wesley Hardin (26 maja 1853 - 19 sierpnia 1895)

***

KILKA SUCHYCH FAKTÓW O PANU HARDINIE 
za: Jiri Brdecka "Lemoniadowy Joe"

   Urodził się w latach pięćdziesiątych jako syn bonhamskiego (Teksas, hrabstwo Fannin) kaznodziei i nauczyciela. Mając lat szesnaście, uczył w szkole w Navarro County chłopców i dziewczęta, z których większość także święciła już szesnaste urodziny. Ale wodzowskie cechy jego charakteru nawet w najstarszych uczniów wpajały bezgraniczny respekt dla młodziutkiego nauczyciela. Ojciec, zagorzały konfederat, wychował go na zaciekłego wroga Północy; pierwszym człowiekiem, którego John Wesley zabił, był pewien ideowy protegowany Jankesów na ziemiach pokonanego Południa. Krótko mówiąc, był to pewien Murzyn Mojżesz. Tą zbrodnią Hardin jeszcze jako dziecko wstąpił na drogę wyjętego spod prawa. Siedząca w nim bestia zmuszała go do zabijania. Strzelał do swych przeciwników z koltów i obciętych śrutówek, przy kartach, w przypadkowych sprzeczkach w saloonie, w obozowiskach pastuchów bydła. Nie można powiedzieć, by zabijał w krwiożerczym szale. Często robił tylko to, co ten drugi uczyniłby o ułamek sekundy później. Nie miał nic wspólnego – oprócz miłego, chłopięcego wyglądu – z takim Bilym Kidem, który prawdę mówiąc, był patologicznym bandytą. Nigdy także nie rabował ani bydła, ani dyliżansów, ani pociągów, ani banków. Będąc urodzonym jeźdźcem i desperado, żył z tego, co zarobił jako pastuch, albo z gry w karty. Szczególnie chętnie grywał w seven-up, dlatego też zwano go Mały Siedem na Górze. 

Rewolwery Hardina
specjalna kamizelka z kaburami stosowana przez Hardina

   Kiedy skończył lat dziewiętnaście, miał na swoim koncie piętnastu zabitych. Wtedy właśnie przybył do Abilene, gdzie w tym czasie funkcję szeryfa sprawował sam pułkownik Hickok. Johna Wesleya poprzedzała taka fama, że Dziki Bil ze wszystkich sił starał się być z nim w dobrych stosunkach. Ale nie przychodziło mu to łatwo. Wkrótce starli się w gwałtownej sprzeczce. Szeryf wycelował w Hardina z kolta i rozkazał mu oddać broń. Wówczas desperado iście czarodziejskim, przez siebie samego wynalezionym chwytem wyciągnął rewolwery i wziął Hickoka na muszki. Rozważne słowo Bila wszystko ostatecznie ułagodziło, ale od tego spotkania sławny szeryf już z Teksańczykiem nie zadzierał. W końcu jednak Hardin musiał z Abilene uciekać. Dym jego straszliwych koltów otulił go wprawdzie obłokiem krwawej legendy, powoli jednak ziemia pod nogami paliła mu się coraz bardziej. Ranczerzy i strażnicy prawa urządzali nań wściekłe nagonki. W końcu ujęli go, lecz im uciekł, zabijając szeryfa i kilku innych. 

   Nienawiść do całego klanu Hardinów wzrosła do tego stopnia, że graniczyła z szaleństwem. Brata Wesleya, Joego, poważnego prawnika, powieszono wraz z dwoma braćmi stryjecznymi. Ten sam, ba – jeszcze gorszy los spotkał wielu dalszych jego krewnych i przyjaciół. Później John Wesley zastrzelił jeszcze dwóch czy trzech detektywów Pinkertona, lecz w końcu aresztowano go, kiedy jechał pociągiem, postawiono przed sąd i skazano kiedy jechał pociągiem, postawiono przed sąd i skazano na dwadzieścia pięć lat zakładu karnego. Miał wtedy dwadzieścia pięć lat i zabił dwudziestu pięciu ludzi. 

List gończy za Hardinem
 list gończy za Hardinem

   Więzienie nie od razu poskromiło jego dzikość. Bezustannie zastanawiał się nad ucieczką, planował niedorzeczne spiski, obmyślał szalone bunty, kopał długie podziemne chodniki, ale szczęście go opuściło. Karany chłostą, ciemnicami, izolatką i postem, pozostał niezłomny w swym oporze. Wsadzili go do beczki, do której bez przerwy ciekła woda. Nie chcąc się utopić, musiał bez chwili odpoczynku pracować przy pompie wyczerpującej wodę. On jednak skrzyżował ramiona i ani drgnął, podczas gdy woda wznosiła się coraz wyżej, sięgała mu piersi, szyi, ust, nosa, czoła, aż wreszcie zamknęła się nad głową. Wyciągnięto go półmartwego. Nowe próby, nowe kary.

   W końcu czas złamał ten nadludzki upór. Hardin jął teraz wiele rozmyślać, ale już nie o ucieczce. Zajął się matematyką, historią, teologią, gorliwie uczęszczał do szkółki niedzielnej, wodził rej w kółkach dyskusyjnych, jednym słowem – stał się wzorowym więźniem. Kiedy na koniec ukończył prywatne studium prawa, został przez gubernatora ułaskawiony. Do huntsvilskiego zakładu karnego przybył, mając lat dwadzieścia pięć; wyszedł stamtąd jako człowiek czterdziestojednoletni, przekonany, że rozpocznie nowe życie. 

   Osiadł w Gonzales z zamiarem prowadzenia praktyki adwokackiej. Cóż za szczególna historia! Człowiek, który pogardzał prawem, wybiera sobie zawód, którego istotą jest pogardzał prawem, wybiera sobie zawód, którego istotą jest jego komentowanie. Ale los podstępnie obrócił się przeciw niemu. Hardin nieszczęściem dla siebie wplątał się w spór prasowy z politykiem, który wkrótce wygrał wybory. Hardin musiał więc opuścić Gonzales. Zarzucił kotwicę w El Paso, jednej z ostatnich wysepek barwnego pogranicznego życia swej młodości. Tak, era wielkich rewolwerowców należała już do romantycznej przeszłości. Pułkownik Hickok i Bily Kid nie żyli od wielu lat, Buffalo Bil jeździł ze swoim cyrkiem jako zwykły przedsiębiorca. W El Paso jednak grzmiały jeszcze kolty. 

   Stare namiętności, które zdały się już głęboko pogrzebane, nagle budziły się ze złowieszczym pomrukiem. Hardin, rozgoryczony na społeczeństwo, które na nowej drodze życia rzuca mu kłody pod nogi, złamany przez nieszczęśliwe małżeństwo, wpadł znowu w szpony alkoholu i hazardu. Tymczasem za jego plecami przygotowywały się ohydne rzeczy. Zaraz po jego przybyciu do El Paso dwaj zabijacy, Selman i Scarborough, obaj będący na służbie prawa, pokłócili się, któremu z nich przypadnie przywilej zabicia słynnego Hardina. W rzeczy samej, nietrudno sprowokować do sprzeczki rozgoryczonego i z natury już kłótliwego człowieka. Wkrótce Hardin pokłócił się z Selmanem. Potem poszedł do saloonu Acme i grał przy barze w kości.

   Szeryf John Selman niepostrzeżenie wszedł do baru; w momencie, gdy kostki padały ze stukiem na szynkwas, a prawnik Hardin mówił: – Cztery szóstki wygrywają! – szeryf Selman bez słowa wpakował mu kulę w głowę, a w plecy jeszcze dwie. Człowiek, który zabił najwięcej ludzi ze wszystkich rewolwerowców, uderzył czołem o ladę i z wolna osunął się wzdłuż mahoniowego bufetu. Gdy padł wreszcie na ziemię, był już martwy. Od tego wydarzenia nie upłynął rok, a Scarborough zabił Selmana; ale to już do niniejszej historii nie należy. 

***

Nagrobaek Johna Wesleya Hardina
nagrobek Johna Wesleya Hardina

 

***

Lemoniadowy
O mnie Lemoniadowy

Lista notek » Kreativ Blogger Award » Piwnica pod jankesami » moje lubczasopisma » Lemoniada »   Koty »   Polityczne lody »   Sandomierz »   Star Trek »   Tagi salonowe »   Numerologia »   Koniec świata »   XXX »  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura