Każdemu narodowi trafia się wcześniej czy później idiota, który chce pchnąć tenże naród "w następne stulecie". Pół biedy jeśli ograniczy się do obcinania bród bojarom, albo zakaże występów tradycyjnych kapel (to chyba w Turcji było). Gorzej, jak weźmie się za reformowanie oświaty, czyli naśle urzędników na nasze dzieci.
1 września 2009 moje dziecko ma wciąż pięć lat. Owszem, mogliśmy zapisać je do szkoły podstawowej. Takiej osiedlowej, do której boją chodzić się nauczyciele. Gdzie anglista przemyka pod ścianą do klasy, w której włożą mu kubeł na łeb. Tam, z podbitym okiem i obrobione z drobniaków mogłoby się uczyć czytać i pisać zgodnie z panatuskowym programem.
Przeważająca większość rodziców w poczuciu odpowiedzialności dała pani minister jeszcze rok na przygotowanie reformy. W tym czasie nasze dzieci mogłyby okrzepnąć w przedszkolu, nabrać siły i sprytu, niezbędnych, by przeżyć w dżungli polskiej szkoły.
Taka decyzja nie mogła spotkać się z akceptacją tępych czynowników Ministerstwa. Kiedy premier Tusk hucznie świętował zwycięstwo Wehrmachtu, w przedszkolu powiedziano nam, że naszemu synowi zabroniono nauki polskiego. Kuratorium surowo napomniało przedszkolanki, że od tego roku w zerówce nie wolno uczyć pisać po polsku. Przedszkolaki albo pójdą do szkoły pracować na sukces premiera, albo karnie się je dogłupi.
Zostały tajne komplety.
Inne tematy w dziale Kultura