Lech Wałęsa zagościł w moim komputerze parę lat temu, kiedy pochwalił się swoim numerem gadu-gadu. Jest jedynym z kilkudziesięciu kontaktów na mojej liście zawsze, w świątek i piątek podłączonym do sieci, z reguły w trybie 'zaraz wracam'.
Dość długo w opisie gg miał niecodzienne w internecie pozdrowienie: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Od jakiegoś czasu jest tam link do strony internetowej Lecha W. na której toczy swoje tytaniczne boje z Walentynowicz, Wyszkowskim i małżeństwem Gwiazdów.
Temat w gruncie rzeczy wciąż ten sam: Wałęsa a TW Bolek.
W sporze tym kibice, czyli niemała część Polaków dała sobie narzucić optykę adwersarzy: jeżeli Wałęsa był Bolkiem, wówczas jest draniem i powinien oddać Nobla. Jeśli nie był, to jego oskarżyciele są oszczercami i jako tacy mają złożyć Ordery Orła Białego.
Rozumiem, że obie strony tego zapiekłego sporu mogą wierzyć w taką debilną alternatywę. Zupełnie nie wiem, czemu ludzie niegłupi i głębiej niezaangażowani w tę kłótnię, opowiadając się po jednej ze stron z automatu odsądzają drugą, jeśli nie od czci to przynajmniej od zdrowego rozsądku. Od lat oficjalne publikatory np., skądinąd w swoim czasie niszczące Walęsę, z bezrefleksyjną konsekwencją nazywają "oszołomami" państwa Gwiazdów.
Co jednak, jeśli jakimś cudem, w garażu emerytownego majora odnajdą się papiery jednoznacznie demaskujące Wałęsę jako Bolka?

Moim zdaniem - poza słuszną satysfakcją krytyków W. - niewiele. I to nie dlatego, że akta Bolka, choć paskudne wskazują, że Bolek na swoich szefów z SB się wypiął i "poszedł na swoje". Przeciw niszczeniu legendy Wałęsy przemawia zwykły rachunek ekonomiczny. Na dziś Wałęsa jest bardziej znany niż jakikolwiek inny Polak, poza Papieżem. W przeciwieństwie do Papieża za to, Lechu nie wzbudza w świecie żadnych kontrowersji, sytuując się gdzieś między Mandelą a Matką Teresą. Nie ma technicznej możliwości wylansowania jakiejś innej polskiej marki o podobnej rozpoznawalności, dlatego - jeśli Wałęsa okazałby się Bolkiem - powinien nadal pełnić obowiązki Wałęsy.
Jest bowiem dla Polski tym, czym dla sieci Kentucky Fried Chicken podobizna pułkownika Sandersa. Nikt w tej firmie nie przejmuje się, że pułkownik Sanders w rzeczywistości nigdy nie awansował ponad szeregowca. Ba, prawdopodobnie nie wiedzą czy symbol ich firmy jeszcze żyje, czy już dogląda interesu z łona Abrahama.
Who cares.
Ważne, że skonstruował legendę, która pomogła przeciętnym wyrobom z drobiu podbić świat. Czy jego formuła pieczenia kurczaków to naprawdę 11 starannie dobranych ziół, czy chamska posypka z glutaminianu sodu, jak utrzymują nieżyczliwi, jest kwestią ważką, ale drugorzędną. Liczy się bajer i przyzwoity efekt końcowy. Dlatego pułkownik szeregowiec Sanders doczekał się reklamowej podobizny na piaskach Australii tak ogromnej, że widocznej z kosmosu. Dlatego wąsy Bolka - Wałęsy powinny pozostać symbolem polskich przemian.
W każdym razie na użytek zagranicy.
Inne tematy w dziale Polityka