
Podlasie bimbrem stoi. Doświadczenie życiowe uczy, że próba zakupu bimbru na mecie 'z marszu' kończy się w najlepszym razie osobaczeniem, a w mniej szczęśliwym - podbiciem oka. Na podlaskiego łącznika wybraliśmy świeżo poznanego Artystę Ludowego, u którego właśnie zanabyliśmy malowane dwojaki i fałszującą okarynę. Artysta okazał się nim nie tylko z nazwy, na moją propozycję zapośredniczenia w zakupie lokalnych alkoholi wybuchnął żywiołową chęcią współpracy. Zebrałem zamówienia, kapitule spływu przekazałem ostatnią wolę i wraz z Artystą ruszyliśmy w zakazane rewiry Czarnej Białostockiej.
Po drodze wysłuchałem standardowego marketingowego pitchu:
- bimber mamy tu - panie - najlepszy, czyste przenżyto
- łeb nigdy po nim nie nap... nie to co po tej sklepowej berbelusze
- poniżej 60 volt nigdy nie schodzi
oraz nieuniknione:
-warszawiacy, panie, to całymi bagażnikami biorą.
Swoją drogą niewiele jest lokalnych specjałów, których mityczni warszawiacy nie zmieściliby w swych legendarnych bagażnikach.
Wieczorem spływ przystąpił do degustacji.
- Jak się nazywa dziura po bombie?
- Lej.
- No to lej.
Wypiliśmy po pół kubka 'dębówki', co to 'moja stara w ogóle niepijąca, ale dębówkę to i owszem', kiedy z kąta odezwał się Mareczek.
- Czy on ci mówił, czym to zaprawiają?
- Tajemnica. Ale chyba karmelem.
- A mi ktoś kiedyś mówił, że jakimś świństwem... o - politurą!
Su-kin-kot. Posłałem mu telepatycznie wizję świeżo wykopanego grobu, ale politura już się rozlała. Niby każdy wie, że bredzi, tylko dębówka jakoś przestała wchodzić.
Odkręciłem miętówkę. Znowu, aksamitny smak, śladu charakterystycznego sztynku... uprzedzając pytania domniemałem na głos, że zapewne domieszali pastylek miętowych. -Nie-e - odzywa się jakiś buc. Ja wyraźnie czuję "Ludwika".
-A od kiedy ty młocie "Ludwika" pijasz... mówię nieźle podkurwiony i odkręcam następny plastik z krystalicznie czystym, niedomieszkowanym bimbrem z popularnej meliny koło stacji.
Następny znawca wciąga aromat i wyrokuje... -tak walić może tylko metyl, chcesz to pij.
Tu akurat olałem gościa zupełnie, bo jak raz doskonale pamiętam koszmarne czasy komuny i kartek na wódkę i wiem, że tak walić mogą tylko drożdże.
Na zdrowie.