Nigdy nie miałem wysokiego mniemania o możliwościach intelektualnych liderów PO, ale wczoraj zmieniłem zdanie.
Jak wiadomo matecznikiem PO jest Wrocław. Od parunastu lat rządzą tu liberałowie, ze szczególnym uwzględnieniem prominentów Platformy - Zdrojewskiego i Schetyny. Ten ostatni po wygranych wyborach prawdziwie wielkopańskim gestem przebił lokalny patriotyzm Gosiewskiego i zamiast głupiego dworca kolejowego obiecał swoim ziomalom autostradę do Warszawy.
Krok ten początkowo utwierdził mnie w mniemaniu, że Schetyna to taki liberalny Gosiu, tylko jeszcze głupszy i badziej antypatyczny. Wszak za cztery lata wrocławianie słusznie spytają, gdzie obiecana autostrada, ba - zaczną snuć przypuszczenia, że obiecana przez PiS droga ekspresowa mogłaby być już gotowa. Zupełnie nieprawdopodobny wariant, w którym PO jakimś cudem przetnie jednak wstęgę, byłby dla Schetyny nawet gorszy. Budowana w nierealistycznej w polskich warunkach formule partnerstwa publiczno-prywatnego autostrada musiałaby być słono płatna, w przeciwieństwie do drogi ekspresowej.
Na pierwszy rzut oka Schetyna wmanewrował się w niemożliwą sytuację. Ale tylko na pierwszy rzut oka.
Jak zerwać słodkie frukta powyborczych obiecanek i nie dostać za cztery lata zgniłym pomidorem?
Oddając PSL ministerstwo infrastruktury. Ale - to już błysk niewątpliwego geniuszu - nie za darmo.
Za przywilej zarządzania pierdolnikiem pn. "polskie drogi" ludowcy wyrzekną się stanowisk wojewodów.
Ech, Schetyna, szczwany lisie.
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=66894
Inne tematy w dziale Polityka