Co robić? To leninowskie pytanie dopada każdego premiera na początku urzędowania. O ile w wypadku premierów z prawdziwego zdarzenia tak naprawdę oznacza ono: "w co ręce najpierw włożyć" w przypadku Cudaka Tuska należy je brać dosłownie, w sensie: "co by tu robić".
Nie będzie przecież wdrażał pomysłu sprzed dwóch lat, to znaczy likwidacji senatu, połowy sejmu i immunitetów. W każdym razie nie teraz, gdy ma przewagę w obu tych ciałach. Mówiąc poważnie w/w pomysły jeśli byłyby - możliwość czysto teoretyczna - przypomniane przez przekaziory, uświadomiłyby rozanielonym wyborcom, że Tusk Wilcze Oczy jest, kim jest, nieporadną pacynką, przy której Giertych Zwany Koniem wygląda na męża stanu.
Nie będzie też wdrażał pomysłów do których przyznawał się w kampanii, czyli podatku liniowego i likwidacji KRUSu. Najzupełniej oczywistym jest, że z winy niedobrego wujka Pawlaka, który mając siedem razy więcej posłów rozmontował mu reformy na samym wstępie. Zaraz... Pawlak ma chyba siedem razy MNIEJ posłów, tak? Nieważne, jeśli kwestia nie istnieje w mediach - to nie istnieje.
Dziś zresztą media podały, na jakim problemie premier zogniskuje swoją nieludzką skuteczność. Na początek wywali członków Komisji Weyfikacyjnej WSI.
Wszystkich których może. To plan na dziś.
Od jutra weźmie się za reformy, które na pewno nie wzbudzą kontrowersji w koalicji. Co zreformować podpowie mu minister ON Klich, który dzisiaj "utracił zaufanie do kontrwywiadu".
Jak dobrze wiedzieć, że po "zmarnowanych dwóch latach" polskie sprawy znalazły się w rękach, które wiedzą za co się złapać najpierw.
W przeciwieństwie do rąk wyborców, którzy wciąż wahają się między głową, a kieszenią.
Inne tematy w dziale Polityka