Obudzilem sie tkniety dojmujaco realnym przeczuciem zagrozenia. Spojrzalem w okno wytezylem wzrok i dojrzalem ogromny meteor, ktory wlasnie wychynal zza Neptuna i chyzo zdazal w kierunku Ziemi. W pamieci dokonalem stosownych obliczen z ktorych niezbicie wynikalo ze za pietnascie godzin rzeczony obiekt pierdyknie w mieszkanie Pana Premiera przy Saskiej Kepie. Nie moglem dopuscic do tragedii!!! Zebralem wszystkie sily, napialem miesien posladkowy wielki oraz zmysl koncentracji energii ki i skierowalem ja w kierunku rozpedzajacej sie masy. Zrazu wydawalo sie, ze meteor ani drgnie, ale po pieciu-siedmiu minutach tytanicznych zmagan moja sila ki przewazyla i potwor lekko, ale wyraznie zmienil swa trajektorie. Najwyzsze wladze konstytucyjne kraju uratowane! Meteor chlupnie teraz do Pacyfiku i ani go zauwaza.
Nie, zebym sie chwalil, ale jednak uratowalem ojczyzne od likwidacji szefa rzadu i np. order orla bialego nie bylby tu od rzeczy.
(wszelkie porownania mojego wyczynu do akcji abw przeciw niedoszlemu bomberowi sa nie na miejscu. zagrozenie meteorem bylo duzo bardziej realne, a przeciwdzialanie - o ilez trudniejsze)
Inne tematy w dziale Polityka