To nieprawda, że młodzi nie lubią historii, oni historię wręcz uwielbiają. Problem w tym, że jest to zwykle porąbana historia o hobbicie, elfie i orku, rozgrywana przy pomocy pada. Tym bardziej cieszy te półtorej gry na krzyż, które jakoś tam zahacza o dzieje powszechne. W konkurencji gier fanatycznie historycznych rządzi Assassin, mordujący mieszkańców Bliskiego Wschodu ery wypraw krzyżowych, renesansowych Włochów, takichż Turków, walczących o niepodległość Amerykanów a ostatnio - Hiszpanów w Nowym Świecie.
Realia architektoniczno-konfekcyjne są w tych grach bez zarzutu, gorzej z intrygą. Ujmę to tak - jest głupsza niż Dan Brown, czyli naprawdę marna. Ale nolens-volens to właśnie scenarzyści Assassina są jedynymi pośrednikami między dziatwą a dawnymi czasy i to oni opowiedzą jej np. o Rewolucji Francuskiej. Zanim jednak pokażę stosowny klip z najnowszego Assassina w Paryżu, zacytuję bezstronny opis tamtych wydarzeń:
"Następnego dnia o dziesiątej rano paryżanie uderzyli na koszary Les Invalides. Życzliwie nastawiony garnizon nie stawiał oporu, zdobyto więc około trzydziestu tysięcy muszkietów. Zbuntowani żołnierze opowiadają się po stronie ludu - jest co świętować, świetny pretekst do ustanowienia święta narodowego, n’est ce pas? Otóż non, z dwóch powodów. Po pierwsze, „Dzień Inwalidów” to także nie brzmi atrakcyjnie. A po drugie, zdobyli broń, lecz brakowało im i prochu, i kul, żeby móc jej użyć. Czyli - niewypał.
I tutaj pojawia się Bastylia, stare ufortyfikowane więzienie we wschodniej części Paryża. Planowano jego likwidację, więc znajdowało się w nim wówczas już tylko siedmiu zapomnianych więźniów, z których żaden nie był rewolucjonistą. Czterech fałszerzy skazanych z powodu afery bankowej, dwóch szaleńców i jeden hrabia, którego oskarżono o pomoc swojej siostrze w ucieczce od męża. [...]
W powieści Karola Dickensa osadzonej w czasach rewolucji, "Opowieść o dwóch miastach", tłum niesie uwolnionych więźniów na rękach, jak bohaterów, jednak w rzeczywistości paryżan wcale nie interesowała ta zbieranina (zresztą wszyscy z nich oprócz hrabiego po zdobyciu więzienia wrócili za kratki). Tłum zgromadził się pod Bastylią, ponieważ spodziewał się w niej znaleźć istną górę prochu strzelniczego, a twierdzy strzegło tylko osiemdziesięciu dwóch emerytowanych żołnierzy. Gubernator Bastylii, markiz Bernard René Jordan de Launay, przyjął posiłkiem delegację buntowników przybyłą z żądaniem wydania prochu (tak, nawet podczas rewolucyjnej zawieruchy Francuzi znaleźli czas na déjeuner), lecz potem odesłał wysłanników z kwitkiem. Kiedy także druga delegacja powróciła z pustymi rękami, zgromadzony pod murami więzienia tłum zaczął się niecierpliwić. De Launay powinien był zapewne wyczuć, skąd wieje polityczny wiatr i otworzyć bramy, tak jak zrobili to żołnierze w Les Invalides. Jednak posiliwszy się, przy czym być może wypił o szklaneczkę wina za dużo, popełnił błąd, który kosztował go życie. Około trzynastej trzydzieści motłoch wdarł się na zewnętrzny dziedziniec twierdzy, gdzie został ostrzelany z murów. Rozwścieczyło to napastników, którzy niewiele zdołali wskórać, mogli tylko groźnie potrząsać pustymi muszkietami. Jednak na nieszczęście dla de Launaya wkrótce dołączyli do nich zbuntowani żołnierze, którzy przyprowadzili ze sobą parę dział, po czym zaczęli bić z nich w bramy. Około siedemnastej de Launay przyjął do wiadomości, że jego nieliczna załoga nie utrzyma się, nawet mając do dyspozycji całe tony prochu oraz kul. Napisał wówczas grzeczny list, w którym proponował poddanie twierdzy na normalnych w takiej sytuacji warunkach, czyli w zamian za nietykalność własną oraz reszty obrońców. Nic dziwnego, że spotkał się z odmową, gdyż do tego czasu zginęło już ponad stu napastników, przy czym jeden z nich został zmiażdżony, kiedy pękły łańcuchy podtrzymujące most zwodzony. Szturmujący Bastylię stracili ochotę do rozmów utrzymanych w grzecznym tonie.
De Launay w końcu otworzył bramy, tłum rzucił się, by wziąć twierdzę w swoje posiadanie. Kilku obrońców zabito na miejscu za wcześniejszą nadmierną gorliwość, natomiast de Launaya poprowadzono w stronę Hôtel de Ville, ratusza opanowanego przez zbuntowanych mieszkańców miasta. Po drodze maltretowano go i bito, więc gubernator zapewne domyślił się, co jeszcze może go czekać. Uznał, że ma dość, i kopnął jednego z prześladowców w krocze. Za tę zbrodnię został zasztyletowany i zastrzelony, po czym odcięto mu głowę kuchennym nożem. Ten atak na prawie opustoszałe więzienie nie był wcale chwalebnym początkiem rewolucji, jak się zazwyczaj przyjmuje, natomiast należy go uznać za zjawisko nader symptomatyczne, zapowiadające dalszy przebieg wypadków - wyroki wykonywane przez tłum oraz dekapitacja stanowiły motyw powtarzający się w całej Francji co najmniej przez następne pięć lat.
Stephen Clarke (2012-10-23T10:48:00+00:00). Tysiąc lat wkurzania Francuzów (Kindle Locations 3592-3598). Kindle Edition. "
Ów kostyczny raport różni się trochę od obowiązującej narracji lewicowej, ale to właśnie ona przetrwa, bo ma po swoje stronie Assassina.
Voila:
http://youtu.be/xzCEdSKMkdU
Inne tematy w dziale Rozmaitości