Mało kto "żyje na łonie przyrody" tak jak my . Jak byłem mały, to myślałem, że "łono" to cycki, ale nie, wzgórek łonowy znajduje się w miejscu jeszcze bardziej intymnym i potencjalnie wilgotnym, wypisz wymaluj odpowiedniku naszej mglisto-bagiennej łąki.
Dziesięć z górą lat mieszkania w chacie zanurzonej w trzymetrowych chwastach nauczyło mnie, że nie ma "powtarzalności pór roku" już raczej niepowtarzalność. Sezon sezonowi niepodobny: w jednym pod dąb przylatuje codzień i dziesięć sójek, następnego roku nie ma ani jednej, choć dąb i żołędzie na oko takie same. Pobliski potok raz potrafi zamarznąć w biegu, a kolejnej zimy mrozu braknie nawet na rachityczny staw sąsiada. I tak dalej i tym podobne. Kumaki, których ostoją rzekomo jest łąka, pojawiają w ilościach biblijnych, poczym na parę lat znikają bez śladu. Ale ani kumakom, ani sójkom, zaskrońcom, kretom, komarom, szpakom, sarnom, dzikom, tajemniczym czaplom, okazjonalnej sowie - nie po drodze z człowiekiem.
Badaj ziom taką akcję. Gapię się w telewizor, zmrok, okno niebacznie uchylone, choć - wydaje mi się - chronione solidną siatką od owadów. Nagle - jeb - jakiś spóźniony szpak wali w siatkę, rozrywa ją, odbija się od szyby i spada w ciemność. Zawału można dostać.
Tętno wraca do normy, patrzę w telewizor dalej. Niby jak przedtem, niby nic, ale za oknem coś narasta. Warkot narasta.. bombowiec? Nie, bombowiec nie potrafi nagle ucichnąć.... sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa, sto dwadzieścia trzy ... WRRRRR! bombowiec odpalił silniki tuż nad moją głową. Jest w pokoju, szerszeń pieprzony, wleciał przez tę dziurę po szpaku i teraz krąży skubany na wysokości oczu. Oba psy moje ras obronno-agresywnych mało łap nie połamały wyrywając z pokoju.
I zostałem sam z klapkiem w ręku, a ten pręgowany zabójca gdzieś się przyczaił. Dwa dni go tropiłem, intensywnie, no bo dziecko moje małe z obozu quadowo-paintballowego miało wrócić, aż dopadłem koło szafy i zatłukłem.
Człowiek wciąż brzmi dumnie, także w trzcinie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości