Wedle popularnego memu złota rybka zapomina, co widziała, szybciej niż opływa dookoła swój słoik, co niektórzy złośliwie porównują do krótkiej pamięci wyborców oraz konsumentów mediów.
Przy okazji wyborów prezydenckich powrócił temat uchodźców - czy i ilu powinnismy przyjąć. I jakich. Tym razem pamięć zawodzi nie tylko szeroką publiczność, ale - mam wrażenie - pracowników mediów i polityków także.
Bo temat już raz był na tapecie i zakończył się w sposób rozstrzygający. Oszczędźmy sobie jałowej paplaniny i skorzystajmy z tamtego doświadczenia. Złotym rybkom przypominam:
w czasie poprzedniej fali uciekinierów z Sudanu (czy innej Erytrei) minister Sikorski sam z siebie zaproponował im schronienie w Polsce. Uciekinierzy zapoznali się z propozycją i żaden z nich nie skorzystał. To nie są jacys ciemni ludzie ze środka dżungli: w domu mieli internet, uskładali sobie całkiem sporo kasy, która kupiła im nielegalną podróż przez pół Afryki i przerzut przez granicę. Inteligencją przewyższają nie tylko złote rybki ale może i ministra Sikorskiego.
Doskonale się orientują co naprawdę ma do zaoferowania im Polska. Jeli 25 letni Polak może liczyć na 25 procentowe bezrobocie, co dostanie 25 letni Syryjczyk? Siedem stówek w zimnym ośrodku i bęcki od miejscowych na zewnątrz. Aha - i kurs języka polskiego. Polskiego. Łał.
Zamiast skakać sobie do gardeł, czy przyjąć ich pięciu czy pięć tysięcy, czy niedobitki chrześcijan, czy może muzułmanów też, spytajmy się najpierw samych uchodźców, czy którykolwiek zechce tu przyjechać. Bardzo możliwe, że mając do wyboru Syrię i Polskę, grzecznie poproszą o bilet z powrotem.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo