Pracujemy sobie zgodnie w międzynarodowym zespole, na który składa się trzech naszych, trzech Hindusów i dwóch Amerykanów. Raz w tygodniu mamy odprawy, na których możemy sobie wymienić myśli, i na ostatniej Amerykanie zwrócili się do nas z szyderczym apelem, abyśmy przestali w tej Polsce palić książki.
Chodziło oczywiście o akcję pewnego katechety, który walczył z okultyzmem i wampiryzmem paląc atrybuty tychże, z Harrym Potterem włącznie.
Niechby sobie i palił, ale czemu fotografował się w bojowym rynsztunku, razem z dwoma przestraszonymi ministrantami u boku? A niechby się i fotografował, ale czemu umieszczał na fejsie?
Powiem wam czemu. Bo jest - być może mimowolnym - geniuszem PR, oto czemu.
Miliony ludzi próbują zdobyć dzisiaj rozgłos i tysiącom się udaje, ale za jaką cenę?
Czy wspięcie się na najwyższy budynek w Kuala Lumpur i zrobienie selfie stojąc na jednej ręce, opartej na szczycie iglicy wystarczy? Nie. Może dopiero kiedy delikwent zwali się pół kilometra w dół, rozkwaszając w trakcie transmisji na fejsie, wtedy - być może - zdobędzie swoje 15 minut sławy. Ale nie takiej, jak ów katecheta, duchowy wnuk Savonaroli, o którym napisały wszystkie "poważne" media, z BBC włącznie i to wcale nie zdawkowo.
Wspomniane BBC zahaczyło o Hitlera i PiS i ogólnie pozostawiło wrażenie, jakbyśmy zaraz mieli palić książki kontenerami dorzucając zbłąkanych Żydów.
Nie jest to być może PR, o jaki księdzu chodziło, ale jego przekaz - trochę zniekształcony - się przebił. Co prawda nie aż tak jak ten z sułtanatu Brunei, który będzie urzędowo kamieniować gejów, ale niemal.
Cóż za piękna katastrofa....
Inne tematy w dziale Rozmaitości
