libellus libellus
1752
BLOG

O dziennikarskiej etyce

libellus libellus Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

Dnia 10 października Bartosz Chyż napisał na łamach „Gazety Wyborczej”: „Kim jest smok05? Odkrywamy tożsamość aktywnego na Twitterze hejtera”, wyjaśniając: „Postanowiliśmy opisać aktywność jednego z hejterów oraz ujawnić jego tożsamość, by pokazać, że nie można obrażać innych i siać nienawiści. Nasz "bohater, angażując się w życie publiczne w internecie, powinien zdawać sobie sprawę z możliwych konsekwencji swoich działań i liczyć się z możliwą reakcją”. Od tej chwili na Twitterze zawrzało. Jak się szybko okazało, nie tylko na Twitterze, bo już następnego dnia jeden z użytkowników tego portalu pofatygował się do firmy, w której rzeczony smok05 pracuje. Bohater artykułu zamknął konto. Historyjka byłaby w gruncie rzeczy dość trywialna, gdyby nie rodziła pytań o granice dziennikarskiej etyki.

Nie czytałam wpisów smoka05. Bez względu jednak, jakie zamieszczał treści, organizowanie publicznego licznu, podjudzanie do nagonki, ujawnienie nazwiska, miejsca zamieszkania i pracy oraz podanie informacji, że ma rodzinę, nosi znamiona przestępstwa i to nie tylko wynikającego ze złamania przepisów RODO. Autora artykułu i jego wydawcy nie usprawiedliwia nic, co napisał smok05. Jeśli swoimi twittami naruszył prawo, należało zgłosić to organom ścigania. Wydawaniem werdyktów o czyjejś winie zajmują się zaś sądy, nie dziennikarze. I jedynie one wymierzają karę. Tropienie człowieka, śledztwo w poszukiwaniu informacji o jego tożsamości, wreszcie opublikowanie danych osobowych i zamieszczenie krytycznego komentarza, jest niczym innym, tylko zwyczajną nagonką i samosądem.

Tymczasem Kodeks Etyki Dziennikarskiej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oparty na zasadach Karty Etycznej Mediów i deklaracji Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy wskazuje w pkt. 6, że: „Nie wolno naruszać prywatności i sfery intymnej; wyjątek mogą stanowić – w uzasadnionych okolicznościach – działania w zakresie dziennikarstwa śledczego, także wobec osób publicznych”. Pojęcie dziennikarstwa śledczego wyjaśnia zaś wcześniej w punkcie 5 jako „tropienie w imię dobra publicznego – za wiedzą i zgodą przełożonych – zbrodni, korupcji czy nadużycia władzy”.

Z treści artykułu pana Chyża nie wynika, że smok05 popełnił zbrodnię, dopuścił się korupcji czy nadużycia władzy. Autor zarzuca mu hejt, czyli pełne nienawiści, pogardy, złości działanie w Internecie i wulgarność wpisów. O ile to drugie jest jedynie złamaniem dobrych obyczajów, o tyle pierwsze, jeśli ma charakter nawoływania do nienawiści i dyskryminacji – ścigane jest w trybie publicznoskargowym, jeśli zaś znieważenia i zniesławienia - z oskarżenia prywatnego. Jeżeli więc dziennikarz powziął podejrzenie o popełnieniu przestępstwa, jego obowiązkiem było powiadomić Policję lub prokuraturę.

Nie podoba mi się posługiwanie się ordynarnym, grubiańskim językiem w przestrzeni publicznej, dostępnej również dzieciom. Jednak to, czego dopuściła się „Gazeta Wyborcza”, dowodzi, że każdy uczestnik mediów społecznościowych, który wyraża opinie odmienne od opinii dziennikarza, może zostać zaszczuty, a przysługujące mu prawa człowieka, których nie wolno pozbawić nawet skazanego prawomocnym wyrokiem sądu – złamane.

Co ciekawe, wszystkiego, co pan Chyż zarzuca smokowi05, dopuszczają się inni twitterowicze, o których „Gazeta Wyborcza” nawet nie napomyka. Jako exemplum zamieszczam screeny, za treść których z góry przepraszam czytelników.

image

libellus
O mnie libellus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura