Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
87
BLOG

Daliśmy radę

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

 

Obawiałem się, że obchody 1 września będą wyglądały znacznie gorzej. Nie w sensie organizacyjnym, ale tego, co mogliby powiedzieć polscy przywódcy, jak rozłożyć akcenty i jak odpowiadać na zaczepki Rosjan. Obawiałem się miękkiej polityki rządu Tuska. Szczęśliwie moje obawy w większości się nie sprawdziły. Mam poczucie, że i Donald Tusk, i Lech Kaczyński dobrze odegrali swoje role, nieźle sprawdzili się w kluczowych momentach i odpierali zakamuflowane ataki rosyjskiego premiera.
Prezydent mniej mnie zaskoczył, bo wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Nie miałem wątpliwości, że Lech Kaczyński nie będzie mieć oporów przed przedstawieniem twardego i jednoznacznego stanowiska w kwestii historycznej prawdy. I faktycznie – tak było w obu przemówieniach Kaczyńskiego, przy czym w popołudniowym prezydent pojechał po bandzie, porównując Katyń do holokaustu, czym oczywiście oburzył niektóre środowiska żydowskie, które uważają, że holokaust Żydów był czymś absolutnie wyjątkowym w historii. (Jest to oczywiście nieprawda, biorąc pod uwagę choćby ludobójstwo Ormian dokonane przez Turków na początku XX wieku czy postępowanie Japończyków z Chińczykami w Mandżurii. Natomiast powołanie do życia dogmatu o wyjątkowości żydowskiego holokaustu w czasie II wojny światowej to przykład superskutecznej polityki historycznej.) Dużym plusem było także określenie udziału w zajęciu Czechosłowacji jako „grzechu”. Niezależnie od wszystkich uwarunkowań, związanych z tamtym wydarzeniem (blogerzy wszystkie je przedstawili pod wpisem Piotra Śmiłowicza), było to wytrącenie Putinowi z rąk jednej z broni.
Bardziej zaskoczył mnie Tusk – nie swoim przemówieniem na Westerplatte, bo to było wystarczająco stanowcze, ale nie agresywne. Myślę, że dwugłos z bardziej ofensywnym prezydentem zabrzmiał dobrze i przekonująco. Natomiast prawdziwym testem była dla Tuska wspólna konferencja prasowa z Putinem. Nie wiem, jakie były założenia otoczenia premiera. Być może sądzono w nim, że będzie to okazja to ładnego pokazania się i zaprezentowania, jak to premier z PO potrafi się dobrze porozumieć ze swoim rosyjskim odpowiednikiem. To jednak wydaje mi się mało prawdopodobne. Otoczenie Tuska musiało sobie zdawać sprawę, że ma do czynienia ze starym kagiebistą, który – gdy tylko padnie pierwsze kontrowersyjne pytanie, a takie paść musiało – natychmiast stanie się zimny i cyniczny. To była próba sił, w której Tusk, wydawało się, musiał być na przegranej pozycji – zwłaszcza jeśli ma się w pamięci żenujące sceny z jego wizyty w Moskwie.
A jednak poradził sobie. Przez większość czasu udało mu się zachować kamienną twarz, ominąć tematy wybitnie niewygodne i stanowiące próbę zepchnięcia rozmowy na boczne tory (bo przecież temu służyła wzmianka o udziale Gudzowatego w polsko-rosyjskim przedsięwzięciu gazowym), a gdy trzeba, zareagował tak, jak powinien. Na absurdalny warunek Putina, dotyczący wzajemności dostępu do archiwów, odpowiedział „proszę uprzejmie”. Natomiast szczególnie celnym ciosem było stwierdzenie, że wielkie i dumne narody nie boją się prawdy. To, jak sądzę, musiało jednak gdzieś tam Putina prywatnie zaboleć. W każdym razie w grze wizerunkowej Tusk sobie poradził. I choć generalnie uważam go za kiepskiego premiera, a moje krytyczne stanowisko wobec jego rządu wszyscy tutaj pewnie dobrze znają, to tym razem z przyjemnością wystawiam mu dobrą ocenę.
A opozycja? Jej świętym prawem jest krytykować, ale ta krytyka powinna mieć w sobie jakąś substancję. Gdy słyszę teraz, jak Jarosław Kaczyński pyta, po co Putina w ogóle zaproszono, kompletnie nie rozumiem, o co mu właściwie chodzi. Jak to: po co? Równie dobrze można by zadać pytanie, po co zapraszana Angelę Merkel albo kogokolwiek w ogóle. Co więcej, jestem pewien, że gdyby Putina nie zaproszono, Kaczyński wypominałby to rządowi z równym przekonaniem. Inne narzekania ze strony PiS też mnie nie przekonują. Czego realnie można było od tej wizyty oczekiwać? Przecież nie tego, że Putin padnie na Westerplatte na kolana, zacznie błagać o wybaczenie i natychmiast wygasi projekt Nordstreamu. Jedyne, czego można było oczekiwać, to że rosyjskim kłamstwom zostanie przeciwstawiona prawda i że to polscy przywódcy będą jej orędownikami. I tak się stało. Wizyta rosyjskiego premiera była przecież także – a może nawet przede wszystkim – psychologiczną próbą sił i mam wrażenie, że osiągnęliśmy w niej co najmniej remis.
Ryszard Czarnecki pisze, że Putin ukradł nam szoł. Mam wrażenie, że gdyby go na Westerplatte nie było, skutki mogły być jeszcze bardziej dotkliwe. Rosyjska ofensywa oszczerstw nie doczekałaby się żadnej bezpośredniej odpowiedzi, a rosyjski przywódca nie dostałby żadnego niewygodnego pytania na konferencji prasowej.
Tym razem więc narzekania opozycji odbieram jako zwykłe czepialstwo.

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj26 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Kultura