Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
2655
BLOG

Logika heroizmu

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 74
Krytycy decyzji Ulmów wydają się zupełnie nie pojmować ich motywacji i logiki heroizmu, którą się kierowali. Ich punkt widzenia jest zrozumiały i nie powinno się go potępiać, ale można się z nim zdecydowanie nie zgadzać.

Historia rodziny Ulmów – aczkolwiek przecież niejedyna taka – jest najbardziej znana, gdy idzie o straszliwe konsekwencje udzielania pomocy Żydom podczas okupacji niemieckiej. Zawsze robiła na mnie ogromne wrażenie, we wszystkich swoich aspektach. I tym dotyczącym samej rodziny Ulmów, bardzo przecież jak na chłopów nietypowej – mamy tam i niezwykłe zainteresowanie, czyli fotografię, i nacisk na kształcenie swoich dzieci, i szczególną atmosferę tego domu, przebijającą ze wszystkich relacji. I tym dotyczącym decyzji o wzięciu Żydów pod swój dach. I zbrodniarzy, którzy bezpośrednio lub pośrednio przyczynili się do śmierci Ulmów, ich dzieci i ich gości: granatowego policjanta Włodzimierza Lesia, który Ulmów zdradził; żandarma Josepha Kokotta, Czecha, który zabijał; Eilerta Diekena, Austriaka, dowódcy oddziału żandarmerii, który dowodził pacyfikacją gospodarstwa, a później w Niemczech spokojnie doczekał śmierci w roku 1960, dysponując świadectwem denazyfikacji i pracując przez lata w policji.

Beatyfikacja całej rodziny, jakkolwiek wyjątkowa z punktu widzenia Kościoła, była też od dawna oczekiwana. Przy tej okazji zaskoczyły mnie niektóre komentarze – mam wrażenie, że przynajmniej część z nich miała na celu wzbudzenie kontrowersji na siłę. Streścić je można w następujący sposób: Ulmowie zachowali się nieodpowiedzialnie, ponieważ narazili na śmierć własne dzieci, które mieli obowiązek chronić, a uczynili to, aby ocalić Żydów, którzy żadnych Polaków jako nacja nie ratowali i nie ratowaliby.

Wiele osób te opinie uznało za skandaliczne czy obrzydliwe. Ja jednak nie mam poczucia, że w jakikolwiek sposób wykraczają poza ramy dyskusji. Natomiast głęboko się z nimi nie zgadzam, są bowiem oparte na całkowitym niezrozumieniu istoty czynu Ulmów. Dlatego sądzę, że warto się im przyjrzeć.

Przede wszystkim trzeba się zająć kwestią rozumienia odpowiedzialności. Wielokrotnie podkreślałem, że polityk nie ma prawa decydować na podstawie sentymentów za ludzi, za których odpowiada, ponieważ logika decyzji polityka jest kompletnie inna niż logika decyzji pojedynczego człowieka. Tutaj natomiast mamy właśnie ten drugi typ decyzji: na poziomie osoby, nie zbiorowości. Granica może być momentami niejasna: co w sytuacji, gdy decyzja dotyczy małej, ale jednak zbiorowości – np. kilku rodzin? Nie ma jednej odpowiedzi, wszystko jest indywidualne.

Ale w przypadku Ulmów sprawa jest jednoznaczna: decyzja o wzięciu Żydów pod swój dach została podjęta wspólnie przez małżonków, dzieci zaś w przypadku tego typu decyzji nie są podmiotowe. Rodzice mają prawo decydować w ich imieniu o tym, co uznają za ryzyko warte podjęcia, a co nie.

Oczywiście możemy oceniać taką decyzję krytycznie – i z punktu widzenia przeciętnego człowieka będzie to zrozumiałe. Dlatego właśnie przykład Ulmów powinien zamknąć usta tym wszystkim, którzy twierdza, że Polacy niewystarczająco Żydom pomagali. Nikt – absolutnie nikt nie ma prawa domagać się od kogokolwiek, żeby wykazał się heroizmem. A takim heroizmem było w czasie niemieckiej okupacji danie schronienia Żydowi. Ba, nawet udzielenie mu jakiejkolwiek pomocy. Gdyby w Polsce nie znalazł się ani jeden bohater, ani jedna osoba, gotowa narazić życie własne i swoich bliskich dla ratowania Żyda – nadal nie wolno by było Polaków za to krytykować.

A jednak bohaterowie się znaleźli – i było ich bardzo wielu. Ulmowie byli bohaterami wyjątkowymi. Oni właśnie wykazali się heroizmem, i to na poziomie dla wielu niepojmowalnym. Jednak niepojmowanie go to nie powód, aby potępiać. Warto zauważyć, że gdyby iść tokiem myślenia krytyków decyzji Ulmów, należałoby potępić właściwie każdego, kto biorąc w czasie okupacji Żyda pod swój dach naraził kogokolwiek poza sobą samym. A przecież takich osób było mnóstwo.

Wyrażający opinie o tym, że Żydów nie warto było ratować, bo oni w większości nie ratowaliby Polaków, widzą tę sytuację w kategoriach kompletnie innych niż widzieli ją Ulmowie. Istotą czynu heroicznego generalnie jest to, że nie oczekuje się żadnych wzajemności. Ba, heroizm jest największy, gdy dobry uczynek dotyczy wroga. Tu nie było mowy o wrogach. Goldmanowie byli znajomymi Ulmów.

Druga zaś kwestia to ta, że Ulmowie w swoich gościach nie widzieli Żydów – widzieli w nich po prostu ludzi. Tu kryterium rasowe, a już zwłaszcza tworzące jakieś zasady odpowiedzialności zbiorowej i odnoszące się do tego, czy Żydzi w większości byli Polakom przychylni czy nie, jest całkowicie z innego porządku i nie ma nic do rzeczy.

Mechanizm moralny tej sytuacji powinien być jasny. Ulmowie zrobili coś, co wymagało heroizmu i potencjalnie niosło z sobą dramatyczne konsekwencje, ale najwyraźniej uważali, że nie mają wyboru. Że tak trzeba. Tak samo uważało w Polsce wiele osób. Tym samym przekonaniem kierowały się osoby takie jak Zofia Kossak-Szczucka czy Wanda Krahelska, założycielki „Żegoty”, również ryzykujące życiem nie tylko swoim. Kossak-Szczucka miała przecież dzieci.

Całkowity ciężar winy za to, co się wydarzyło 24 marca 1944 r. w Markowej, spada na sprawców. W żadnej mierze nie ponoszą go Ulmowie. Logika, którą posługują się ich krytycy, jest trafna w codziennym, zwykłym życiu. Może być zrozumiała i nie zasługuje na potępienie także w sytuacjach granicznych, ekstremalnych – lecz wtedy pojawia się także logika heroizmu. I ją też trzeba rozumieć.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo