Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
91
BLOG

Dwa przesłuchania

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 66

Oto krótkie podsumowanie najważniejszych moich zdaniem kwestii z ostatnich dwóch przesłuchań przed komisją hazardową. Jednocześnie zapraszam do dodawania swoich uwag i spostrzeżeń.
Mariusz Kamiński.Jego zeznania były spójne, ale w części potwierdzały niestety opinię o byłym szefie CBA jako osobie wprawdzie uczciwej i prawej, jednak nie do końca panującej nad skomplikowaną materią prawną i organizacyjną instytucji, którą kierował. Dowodzi tego zwłaszcza wpadka ze stenogramem podsłuchu rozmowy Zbycha z Rychem, w której chodziło tak naprawdę o koncesję na kasyno, a Kamiński przedstawił ją jako rozmowę o ustawie hazardowej. Podobnie było ze sprawą, do której przyczepili się śledczy z PO, czyli kwestią obecności lub nieobecności dopłat w oficjalnej wersji projektu. Faktem jest, że dopłaty z niego nigdy formalnie nie zniknęły, choć istotnie, Kamiński miał prawo sądzić, że to się już stało. Powinien jednak to dokładnie sprawdzić, a trudne to nie było.
Przy wadze afery są to jedynie drobne zastrzeżenia, które nie zmieniają niczego w meritum, ale w sprawie tak gardłowej Platforma będzie je wałkować do końca. Warto jednak mieć świadomość, o co chodzi, kiedy słucha się wypowiedzi posłów PO, którzy stwierdzają, że Kamiński „oszukał premiera”. CBA miało nie tylko zwalczać już istniejące przestępstwa, ale też zapobiegać. Z tego punktu widzenia akcja Kamińskiego była jak najbardziej uzasadniona.
Platforma uczepiła się również słów: „to miało być testem na przywództwo premiera Tuska”. Dla każdego w miarę rozgarniętego człowieka było, jak sądzę, jasne, że nie było to wytłumaczenie zamiarów, z jakimi przychodził Kamiński do Tuska 14 sierpnia 2009 r. Nie było decyzji: „A teraz przetestujemy przywództwo Donalda”. Była to po prostu nieco zbyt górnolotna i patetyczna (Kamiński ma do tego skłonność) deklaracja i refleksja byłego szefa CBA już grubo po fakcie. Bo w istocie, cała sprawa była testem na przywództwo Tuska i dziś można powiedzieć, że premier ten test oblał.
Jacek Cichocki.Tu sprawa jest tak naprawdę o wiele ciekawsza niż w przypadku Kamińskiego. Można było bowiem dobrze przewidzieć, co powie były zwierzchnik CBA. Owszem, niektóre sprawy uległy uszczegółowieniu i zostały ostatecznie potwierdzone, ale też nie było w tym zeznaniu wielkich rewelacji. W przypadku Cichockiego być może też o rewelacjach mówić nie można, ale na pewno o interesujących szczegółach, a przede wszystkim o tonie wypowiedzi.
Jacka Cichockiego, jeszcze jako szefa Ośrodka Studiów Wschodnich, ceniłem. Także przed komisją było widać, że nie jest to typ politycznego fightera. To człowiek niezwykle uprzejmy i kulturalny, sądzę też, że raczej uczciwy, który – jeśli mogę mówić o swoim osobistym wrażeniu – znalazł się w dość niekomfortowej dla siebie sytuacji. Proszę zwrócić uwagę, że w niektórych miejscach, tam, gdzie jednoznaczną odpowiedzią mógł wspomóc wersję Platformy, Cichocki mówił asekuracyjnie: nie jestem całkowicie pewien, nie przypominam sobie dokładnie, nie mogę powiedzieć na pewno. Najważniejsze jest jednak to, że Cichocki nie wziął udziału w linczu na Kamińskim, a zatem nie podważył fundamentalnie jego wersji (wbrew temu, co pisała na swoich stronach „GW”).
Pierwsza różnica, dokładnie eksplorowana przez śledczych PO, dotyczyła słów, które miały paść na spotkaniu 14 sierpnia. (Brak obowiązkowego rejestrowania spotkań premiera mści się właśnie w takich sytuacjach.) Owszem, Cichocki zaprzeczył, aby Kamiński powiedział, że w sprawie ma zastosowanie kodeks karny, a tak swoje słowa zapamiętał były szef CBA. Cichocki stwierdził natomiast, że Kamiński oznajmił, iż kk może mieć w przyszłości zastosowanie, bo sprawa będzie przecież dalej badana. Nie sądzę, żeby któryś z panów kłamał. Prawdopodobnie mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem wieloznaczności w wypowiedziach, które po pewnym czasie, także wobec następujących potem wydarzeń, zmieniają się w całkiem odmiennie zapamiętane wersje. Wystarczy sobie wyobrazić, że Kamiński powiedział coś w rodzaju: „Sprawa może się dalej rozwijać, panie premierze, i kodeks karny będzie mieć zastosowanie”. Takie słowa dla Kamińskiego mogły oznaczać, że rozwój sprawy i zastosowanie kk to dwie oddzielne rzeczy, dla Cichockiego – że łączne, a druga ma wynikać z pierwszej (o interpretacji Tuska nie wspominam, bo jego wiedza o sprawie już w tamtym momencie mogła być znacznie większa niż przypuszczali Kamiński i Cichocki). Faktem jest, że na podstawie przedstawionych przez CBA dokumentów prokuratura wszczęła w sprawie postępowanie, co podkreślał w swoich zeznaniach Kamiński.
Jednak w innej drażliwej sprawie Cichocki przyjął stanowisko nawet korzystniejsze dla Kamińskiego, niż wynikało z zeznań samego Kamińskiego. Powiedział mianowicie, że nie przypomina sobie, aby Kamiński w którymkolwiek momencie stanowczo stwierdził, iż dopłaty z projektu ustawy ostatecznie zniknęły.
Warto też odnotować ostrożną, ale jednak korzystną dla Kamińskiego wypowiedź Cichockiego: „14 sierpnia nie miałem wrażenia, że Mariusz Kamiński chce oszukać premiera”.
Jest wreszcie bardzo istotna sprawa obecności Grzegorza Schetyny na spotkaniu premiera z Mirosławem Drzewieckim 19 sierpnia. Obecność Schetyny na tym spotkaniu nie została przez Cichockiego odnotowana w jego kalendarium. Z zeznań wynika, że nie ma w tym winy Cichockiego, który opierał się po prostu na informacjach od samego premiera, a ten nie był uprzejmy poinformować Cichockiego, że na spotkaniu obecny był również Schetyna. Próby dialektycznego wykazania przez Cichockiego, dociskanego przez Wassermanna, że w związku z tym kalendarium nie przedstawiało fałszywych informacji, budziły raczej współczucie.
Kolejny stosunkowo ważny wątek to kontakt Cichockiego z prokuratorem krajowym Edwardem Zalewskim, od którego Cichocki miał się na polecenie premiera dowiedzieć, jakie zarzuty zostają postawione Mariuszowi Kamińskiemu. Wątpliwości posłów PiS wzbudziły tutaj kompetencje Cichockiego, co ten wyjaśniał oraz tłumaczył, że bezpośrednio do Zalewskiego skierował go ówczesny prokurator generalny Andrzej Czuma. Znów trudno się tu dopatrzyć jakiegoś przewinienia po stronie Cichockiego. Nie ma wątpliwości, że inicjatywę miał tu całkowicie premier, nie wygląda na to, aby Cichocki brał udział w wywieraniu jakichś nacisków, skoro jego kontakt z Zalewskim miał miejsce już po postawieniu zarzutów.
Zwróciłem natomiast uwagę na pewien detal, o który posłowie nie dopytywali. Otóż mówiąc o zarzutach dla Kamińskiego, Cichocki używał pierwszej osoby liczby mnogiej: „kiedy dowiedzieliśmy się o zarzutach”. Należałoby spytać, dlaczego tak stawia sprawę i czy jest możliwe, żeby premier o sprawie postawienia zarzutów oraz ich przygotowywaniu wiedział wcześniej niż 14 września, kiedy według kalendarium Cichockiego ta informacja formalnie dotarła do Kancelarii Premiera.
Wreszcie Cichocki twierdzi, że materiały, jakie przedstawił premierowi Kamiński, były słabo zrobione. Tu gotów jestem dać mu wiarę. Zawodowy analityk, jakim jest Cichocki, ma prawo tak uważać. Po raz kolejny pojawia się kwestia profesjonalnego przygotowania byłego szefa CBA wobec dobrej woli i osobistej uczciwości. Dla sprawy ta akurat kwestia nie ma jednak większego znaczenia.
I jeszcze wątek, który mnie szczególnie interesował. Bartosz Arłukowicz jako jedyny wypytywał Cichockiego, czy ten w sierpniu wiedział, że wiceminister Kapica prowadzi prace nad założeniami do całkiem świeżej nowelizacji ustawy hazardowej. Odpowiedź Cichockiego była jasna: nie wiedział. Dlatego też nie ma tego w jego kalendarium. Niestety, umknął mi prawdopodobnie moment, w którym być może ktoś z posłów zapytał Cichockiego, dlaczego tak stanowczo wpisał do niego, że Kapica to polecenie otrzymał dopiero 26 sierpnia „po spotkaniu” u premiera. Jeśli ktoś oglądał całość i padło takie pytanie, będę wdzięczny za uzupełnienie.
Praca komisji.Podczas wczorajszego przesłuchania Mirosław Sekuła pokazał się od jak najgorszej strony. Myślę, że nawet ci, którzy krytykowali postawę Czumy jako szefa komisji naciskowej, uznaliby go w porównaniu z Sekułą za wzór obiektywizmu. Ja podziwiałem spokój i opanowanie posłów Wassermanna i Kempy, którym Sekuła przerywał średnio co 40 sekund, kwestionując połowę pytań, przywołując co chwila do porządku i zgłaszając najrozmaitsze, często bezzasadne uwagi. Gdy Neumann i Urbaniak urządzali z przesłuchania polityczną masówkę, Sekuła oczywiście milczał.
Moje ucho, wyczulone na językowe błędy, było co chwila torturowane jego łamaną polszczyzną i drewnianym tembrem głosu, gdy pytania zadawali posłowie PiS. (Choć akurat „ja rozumie” słychać było i od posła Wassermanna.)
Sekuła – co nie jest żadną tajemnicą – siedzi u pańskiej klamki, ponieważ pragnie zostać prezydentem Gliwic. Nie wiem, czy to mu się opłaca. Nie potrafi grać na rzecz swojej partii w subtelny sposób, nie ma uroku, który złagodziłby wrażenie, że jest po prostu karnym, tępym hajdukiem Schetyny. Jeśli można było mieć wcześniej do Sekuły jakiś szacunek, to wobec jego sposobu działania w komisji już dawno wyparował. Jedyne słowo, jakie przychodzi mi do głowy, gdy zastanawiam się, jak opisać jego poczynania, to – przepraszam, wiem, że to ostre określenie – skundlenie.
Inny ciekawy przypadek to poseł Urbaniak. Niewątpliwie inteligentniejszy od Sekuły, przyjął na siebie bez mrugnięcia okiem niewdzięczną rolę cepowego. Jego chwyty są, jak przypuszczam, skierowane do najbardziej tępej i najmniej samodzielnie myślącej części elektoratu PO. Co skłoniło absolwenta filozofii na KUL, żeby robić z siebie idiotę – nie wiem. Na pewno jest jakaś konkretna odpowiedź, ale ja jej nie znam.
Zbigniew Wassermann i Beata Kempa prą siłą rzeczy w dobrym kierunku, chociaż też zdarza im się popłynąć – zwłaszcza temu pierwszemu – i zadawać pytania albo wygłaszać przydługie deklaracje, skierowane zdecydowanie bardziej do publiczności niż do świadków. Na tym tle wyróżnia się konkretny i rzeczowy Bartosz Arłukowicz z Lewicy. Już dawno nikt z polityków tej formacji nie zrobił tak wiele dobrego dla jej wizerunku. Słuchając Arłukowicza, chwilami żałuję, że jest związany akurat z tą opcją.
CBA.To nie ma już bezpośredniego związku z przesłuchaniami, jednak dotarło do mnie, że wydarzenia potwierdziły moje uwagi i obawy, jakie zgłaszałem jeszcze w czasie rządów PiS i za które byłem tu odsądzany od czci i wiary. Ostrzegałem mianowicie, że budowanie zmian w państwie jedynie poprzez umieszczanie w różnych miejscach zaufanych ludzi, a nie poprzez instytucje i procedury, sprawi, że zmiany nie będą trwałe, a „odzyskane” wtedy przez PiS struktury, zostaną następnie „odzyskane” przez drugą stronę i będą przez nią swobodnie używane. I oto mamy przykład: wejście „odzyskanego” przez PO CBA do domu Piskorskiego.
Powtarzam zatem i tu zdania nie zmieniłem: uprawiana przez PiS polityka zmieniania państwa niemal wyłącznie poprzez personalia była błędna i szkodliwa. Starczyło, aby na czele CBA stanął pan Wojtunik, a cała robota na nic.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj66 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (66)

Inne tematy w dziale Polityka