Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
158
BLOG

Dlaczego i co dalej?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 102

Motywy wczorajszej decyzji Donalda Tuska są złożone, podobnie jak złożone będą powody, dla których PO wyznaczy tego lub innego kandydata w jego miejsce. Przejrzałem pobieżnie Salon24, gdzie zwolennicy premiera, a może raczej przede wszystkim pisofobi, pokpiwają sobie z krytycznych ocen takiego kroku, wielbiąc geniusz Tuska. Im wszystkim dedykuję najbardziej wazeliniarską wypowiedź, jaką zdarzyło mi się wczoraj przeczytać. Jej autor, Radek Sikorski, przebił nawet trenera Jarząbka z „Misia”: „Nie znam przypadku przywódcy, który, mając najwyższy urząd w państwie w zasięgu ręki, poświęca osobiste ambicje dla misji modernizowania kraju. Donald Tusk pokazał, że jego odpowiedzialność i patriotyzm są najwyższej próby. Jestem dumny, że mogę być członkiem jego ekipy”.
Wiernopoddańcze adresy Radzia Sikorskiego (oraz Jarosława Kurskiego w „GW”) i bajania o państwowotwórczych powodach decyzji pozostawmy na boku i zastanówmy się nad rzeczywistymi motywami posunięcia premiera. Moim zdaniem są one następujące:
1. Niechęć do utraty kontroli nad partią, co niechybnie by nastąpiło, gdyby Tusk odszedł do Pałacu Prezydenckiego. Musiałby się pogodzić z tym, że partia wybiera nowego lidera, który na pewno nie chciałby być figurantem i nie godziłby się na kierowanie z tylnego siedzenia przez Tuska, bo taka po prostu jest naturalna logika polityki. Dodatkowo powstawałaby świetna okazja do buntu schetynowców i próby przejęcia ugrupowania. Tusk musiałby na to patrzeć bezsilny.
2. Bliskość wyborów lokalnych. Dla regionalnych struktur partii te wybory mają kapitalne znaczenie, znacznie większe, niż wybory parlamentarne. Dla Tuska ważne jest, żeby mieć pełną kontrolę nad lokalnymi listami wyborczymi oraz kandydatami na prezydentów i burmistrzów. To zaprocentuje mu w przyszłości. Na pewno nie mógłby tej kontroli skutecznie sprawować, będąc pochłoniętym kampanią prezydencką.
3. Chęć sprawowania rzeczywistej władzy. W tym akurat punkcie w swoim wyznaniu Tusk mówił prawdę. Od jakiegoś czasu z otoczenia premiera docierały sygnały, że lider PO po prostu polubił rządzenie (czy może raczej: zarządzanie państwem, bo do tego sprowadza się władza PO).
4. Komisja hazardowa. Nie sądzę, żeby śledczym udało się złapać Tuska za rękę, więc ten powód umieszczam przy końcu. Nie jest jednak wykluczone, że choć brakłoby bezpośrednich dowodów premier obawiał się, jak rezultaty pracy komisji mogą wpłynąć na jego szanse i nie chciał ryzykować, ponieważ…
5. …w starciu z nim Lech Kaczyński wciąż miał szansę. Owszem, tych szans nie dawały mu raczej sondaże, ale też pokazywały delikatny wzrost poparcia. A pamiętać trzeba, że sondaże to jednak co innego niż realne wybory. W tych realnych PiS miałby zapewne znacznie mniejsze problemy ze zmobilizowaniem swoich zwolenników niż PO. Poza tym prezydent usilnie pracuje nad nienarażaniem się nikomu i od kilku miesięcy raczej mu się to udaje. Zatem w jakimś stopniu Donald Tusk mógł się obawiać porażki, a że lider PO nie należy raczej do osób o silnej psychice, ewentualność przegranej, choćby i nie bardzo prawdopodobna, mogła wpłynąć na jego decyzję.
Jakie będą skutki dla Platformy?
Łatwiej będzie zachować spójność partii, chociaż nie można wykluczyć, że w jakimś stopniu zostanie ona złamana, gdy będzie się toczył spór o to, kto ma kandydować. Ale też może się zdarzyć, że za jakiś czas, być może już po wyborach prezydenckich, przywództwo Tuska zostanie jednak zakwestionowane, a rezygnacja z ubiegania się o urząd prezydenta zostanie użyta jako argument przeciwko niemu, zgodnie ze schematem, że prawdziwy przywódca nie unika wyzwań.
A co to oznacza dla Lecha Kaczyńskiego? Paradoksalnie, wbrew temu, co mówił wczoraj prof. Krasnodębski, uważam, że nie tylko Lech Kaczyński nie ma w kieszeni kolejnej kadencji, ale przeciwnie – taki rozwój wypadków utrudnia mu sprawę. Jego prezydentura była kształtowana jako antyteza dla przewidywanej kandydatury Tuska. Tusk był też stosunkowo łatwym celem jako lider, którego można było obarczyć odpowiedzialnością za wszystkie niepowodzenia rządu. Teraz ten plan bierze w łeb i trzeba zaczynać przygotowania od początku, w dodatku czekając na to, kto ostatecznie będzie konkurentem.
Wiele zależy oczywiście od tego, kto ostatecznie zostanie kandydatem PO. Zastanówmy się.
Radosław „Wazelina” Sikorski?Mało prawdopodobne. Tusk doskonale zna jego charakterologiczne słabości i może się zasadnie obawiać, że prezydent Sikorski nie tylko wyrwałby się spod jego kurateli, ale jeszcze mógłby Platformie narobić problemów swoim zachowaniem jako lokator Pałacu Prezydenckiego. Poza tym dla PiS Sikorski byłby stosunkowo łatwym celem. Można by sformatować kampanię wokół kontrastu: nieodpowiedzialny, niepoważny młokos, chodzący na niemieckim pasku kontra dojrzały, poważny mąż stanu. Trudnością byłoby natomiast to, że Sikorski wyspecjalizował się w wykorzystywaniu swojego stanowiska do lansowania się, a jego ocena w oczach opinii publicznej jest absurdalnie wysoka.
Trudniej byłoby sobie poradzić z Bronisławem Komorowskim. Nie jest członkiem rządu, stoi na uboczu, co odpowiada wyobrażeniom większości Polaków o roli prezydenta. W kampanii na pewno zostałby wyciągnięty wątek niejasnych powiązań z WSI, ale mógłby to być dla PiS-u strzał samobójczy, bo ten wątek zbytnio przypominałby atmosferę spisków, która pogrążyła tę partię w roku 2007.
Gdybym ja był na miejscu Tuska, wystawiłbym Jerzego Buzka. Postać wielbiona niemal tak jak Sikorski, nie zamieszana w żadne kontrowersje, z solidarnościowym rodowodem i trudna przez swoją obłość do zaczepienia. Lech Kaczyński musi mieć kontrastowego przeciwnika, a Buzek takim by nie był i na tym mogłaby polegać przewaga tego ostatniego.
Kolejne pytanie brzmi, czy wyborcy PO nie obrażą się na swojego idola za to, że zdezerterował z pola walki. Owszem, jest takie niebezpieczeństwo, ale niezbyt wielkie. Wciąż działa mechanizm dwóch Kościołów. Wyznawcy Kościoła PO wychodzą a priori z założenia, że każda decyzja Tuska musi być słuszna. Jak to ujęła pewna pani, dzwoniąca wczoraj do Tok FM: „Zawsze wierzyłam w mądrość premiera”. Jeśli Tusk każe głosować na Bronka albo Jurka, to znaczy, że tak trzeba. Jest tylko jedno ale: to już nie będzie pojedynek dwóch gigantów, a więc motywacja zwolenników PO – mniej zdyscyplinowanych niż zwolennicy PiS – aby pójść głosować, będzie mniejsza.
No i wreszcie jest wariant zmiany decyzji Tuska, o którym wczoraj niektórzy wspominali. Wariant wcale nie nieprawdopodobny, jeśli wziąć pod uwagę, ile już razy premier zmieniał zdanie w ważnych sprawach, co zawsze było mu przez opinię publiczną wybaczane. Tak jak wczorajsza decyzja została ogłoszona w tonie heroicznej rezygnacji z własnych ambicji na rzecz Narodu i Państwa, tak i jej zmiana może być ogłoszona w tonie podobnym.
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj102 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (102)

Inne tematy w dziale Polityka