Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
285
BLOG

A Radek temperuje te ołówki...

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 76

 

TVN24 przedstawił dzisiaj dysputę pomiędzy Adamem Bielanem a Hanną Gronkiewicz-Waltz. Nie widziałem, ale dokładną relację przeczytałem tutaj. Adam Bielan, atakując Radka Sikorskiego, powiedział o bardzo istotnej sprawie. Przypominam, włącznie z kontekstem, bo ten jest ważny.

Otóż na mocy traktatu lizbońskiego powołana została Europejska Służba Działań Zewnętrznych – taka unijna dyplomacja, która ma niby realizować wspólną politykę zagraniczną UE. Ta polityka, o ile w ogóle uda się ją w jakichkolwiek istotnych sprawach przygotować, nie będzie oczywiście wcale wspólna, ale będzie przedstawiać i promować interes tych akurat państw UE, które zdobyły największy wpływ na instytucje Unii, w tym szczególnie na urząd wysokiego przedstawiciela. Takie państwa są dzisiaj w Unii może cztery.

Wysokim przedstawicielem została, jak wiadomo, baronessa Ashton, persona nikomu w Europie nieznana, przed laty związana z komunistycznymi środowiskami w Wielkiej Brytanii (europoseł Nigel Farage zarzucił jej przyjmowanie pieniędzy od sowietów, ale Farage jest dramatycznie niepoprawny politycznie – i zapewne tylko dlatego akurat on mógł taki zarzut postawić – ani pani Ashton, ani nikt z jej otoczenia nie był uprzejmy się do tych zarzutów ustosunkować), osoba bez najmniejszego doświadczenia w dyplomacji (to nawiasem ciekawa historia: przed takimi zarzutami bronią jej dzisiaj w Polsce często ci sami ludzie, którzy twierdzili, że skandalem jest np. powoływanie na szefa NBP Sławomira Skrzypka w związku z jego rzekomym brakiem kompetencji) i nigdy nie wybrana na żaden urząd (w Izbie Lordów znalazła się oczywiście z nadania, a dokładnie – z powodu zamążpójścia). W chwili, gdy z wielką pompą wchodził w życie traktat, a nawet o wiele wcześniej, było jasne, że jego ustępy, poświęcone unijnej dyplomacji, są sformułowane dość mgławicowo i że o ich dokładną interpretację będzie się toczyć bitwa. Tym bardziej, że traktat umiejscawia wysokiego przedstawiciela w miejscu gwarantującym konflikty: wysoki przedstawiciel jest bowiem jednocześnie przedstawicielem Rady Europejskiej i członkiem Komisji Europejskiej.

Cała zresztą konstrukcja eurodyplomacji została przez traktat ledwo naszkicowana. Państwa zgodziły się wstępnie, żeby jedna trzecia jej pracowników pochodziła z krajów członkowskich (bardzo interesującą analizę na temat ESDZ opublikowało jakiś czas temu Centrum Europejskie w Natolinie). Było oczywiste, że o te stanowiska, zwłaszcza, rzecz jasna, kierownicze stoczona będzie prawdziwa bitwa. I że jakieś sukcesy odniosą w niej jedynie ci, którzy będą się brutalnie rozpychać łokciami – jak zresztą zawsze, gdy wchodzą w grę faktyczne interesy narodowe. W takich właśnie sytuacjach objawia się cały fałsz retoryki „integracji, demokracji, modernizacji”, czyli eurobełkotu o tym, jak to nie ma już partykularnych interesów państw członkowskich, ale jeden wielki, niepodzielny, wspaniały interes wszystkich razem i społem. Problem z obecnymi kreatorami polskiej polityki zagranicznej polega na tym, że oni (a dokładnie jeden z nich) nie tylko powtarza te bełkotliwe formułki, co można by jeszcze uznać za konieczną czynność maskującą prawdziwe działania, ale wydaje się zaczynać w nie wierzyć. Rezultatów zresztą owych ewentualnych działań kompletnie nie widać, a zatem i działań nie ma.

Adam Bielan w czasie wspomnianego programu zarzucił Sikorskiemu, że pojechał na jakieś imieniny u cioci, czyli zjazd Młodych Demokratów czy jak się tam to nazywa, zamiast znaleźć się na nieformalnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych UE w Kordowie, gdzie właśnie omawiane były wspomniane przeze mnie na początku sprawy podziału stanowisk w ESDZ. Szczególnie żałośnie wypadły tutaj próby kontrowania, podjęte przez HGW, która prawdopodobnie nie wie ani, co to jest ESDZ, ani nawet, gdzie jest Kordowa. HGW wygłosiła za to złotą myśl, iż naprawdę istotne to było podpisanie traktatu lizbońskiego, z czym skandalicznie zwlekał Lech Kaczyński. Innymi słowy – wszystkie spotkania, które są konsekwencją jego wejścia w życie i decydują o tym, jak my wyjdziemy na wynikających z traktatu konsekwencjach, są już nieistotne. Tym wiekopomnym stwierdzeniem HGW ostatecznie spowodowała, iż pseudonim „Bufetowa” uznaję za w pełni zasłużony i od dziś będę go tutaj używał. Zaiste, z taką ostrością rozumowania i bystrością argumentacji pani prezydent nadawałaby się jak ulał do pokierowania bufetem, ale tylko w jakiejś mniejszej miejscowości, gdzie obroty nie są zbyt duże, bo to mogłoby ją przerosnąć.

Ale dość znęcania się nad „Bufetową”. Radek Sikorski oczywiście nie musiałby być w Kordowie, gdyby polska dyplomacja, dzięki swoim wcześniejszym, niezwykle intensywnym działaniom miała zaklepaną odpowiednią część wysokiej rangi stanowisk w ESDZ. O tym jednak nikt nie słyszał. Ja zaś mam – na podstawie posiadanej przeze mnie wiedzy – dość przygnębiającą świadomość, że polski MSZ odpuścił sobie tę sprawę całkowicie. Po prostu weźmiemy to, co dostaniemy. Może jakiegoś szatniarza, może gońca, a może nawet młodszego sekretarza wicepodreferenta wicedyrektora departamentu ds. parzenia herbaty. I to nie jest kwestia jakiejś skomplikowanej taktyki czy ulegania Angeli Merkel. Jest jeszcze gorzej: to kwestia kompletnej indolencji ministra, jego koncentracji na swoich ambicjach i bezwładu tego rządu w większości kwestii polityki zagranicznej, a zwłaszcza walki o odpowiednią dla nas pozycję w Unii.

Piotr Gociek na swoim blogu skomentował w niezwykle jadowity, ale znakomity sposób wywiad, jaki z ministrem Sikorskim przeprowadził Igor Janke (Radek Sikorski, z którym, jak zapewne większość tu obecnych wie, zrobiłem w roku 2007 wywiad rzekę, uznał mnie ostatecznie za zdrajcę i mimo ponawianych co jakiś czas drogą oficjalną próśb nie raczy udzielić mi wywiadu, w trakcie którego mogłoby go przecież spotkać jakieś nieprzyjemne pytanie, np. choćby o owe spotkanie w Kordowie). Swój wpis Gociek zatytułował: „Radek Sikorski, król smartfonów”. Rozprawiwszy się już bezlitośnie z wątkiem samrtfonów, Gociek napisał: „Jeśli to jest jedno z głównych osiągnięć resortu Sikorskiego w minionych dwóch latach, to ciekaw jestem tych mniejszych, codziennych sukcesów: udało się zatemperować ołówek? Gazety nie zamokły w drodze z kiosku do bufetu?”.

Śmieszne, ale kiedy uświadomić sobie konsekwencje, uśmiech gaśnie, a ręce opadają.

P.S. Widzę właśnie, że specjalny akapit i część tytułu poświęcił sprawie przezwiska "Bufetowa" salonowy arbiter elegancji. Tak, ten sam, który dopiero co pisał o "europikusiu", co jest przecież określeniem sympatycznym, ani trochę lekceważącym i kpiącym, miłym i eleganckim, jak przystało na profesora tego i owego z Florencji, Australii i Bornego Sulimowa. Teraz ów profesor ubolewa, jak to zamieniam Salon w stodołę.

Kiedyś profesor bywał dowcipny i miał do siebie dystans. Teraz staje się coraz bardziej żałosny. I śmieszny ze swoimi pretensjonalnymi, pełnymi hipokryzji oburzeniami.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj76 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka