Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
383
BLOG

Hasta luego!

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 145

 

Ten wpis miał być o czym innym. Chciałem sklasyfikować grupy przeciwników pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, bo nie wszyscy mają te same motywacje i wrzucanie wszystkich do jednego worka byłoby błędem. Zerknąłem jednak na kolekcję zdjęć na TVN24.pl z przedwczorajszej demonstracji i mi przeszło. Powykręcane złością gęby, palce z wystawionymi „fuckami”, transparent z napisem „Pełnił tylko obowiązki, tym zasłużył na Powązki”. Nie jestem w stanie dziś na zimno analizować tego zjawiska, by nie użyć dosadniejszego określenia. Przychodzą tylko pewne emocje i skojarzenia: kompletne kulturowe wykorzenienie, prymitywna bezrefleksyjność, podatność na manipulacje, nienawiść, niewiedza, zwierzęcość, gównarzeria.

 

Pomyślałem, że zamiast pisać o tłuszczy z Franciszkańskiej, napiszę kilka dosłownie zdań o szlachetnym, trochę niedzisiejszym, uroczym człowieku, którego także bardzo mi brak. O Władysławie Stasiaku. Byłem wczoraj w kościele św. Anny na Mszy żałobnej za Pana Ministra. I gdy zaczynały się egzekwie, nagle dotarło do mnie, kiedy widziałem Go po raz ostatni. To nie było – jak sądziłem cały czas od chwili katastrofy – podczas konferencji w Belwederze o polskiej racji stanu. Pan Minister zaprosił mnie wtedy do wygłoszenia jednego z referatów. To było kilka tygodni później, tuż przed Wielkanocą, bodaj w Wielki Czwartek. Jak mogłem zapomnieć? Wyjeżdżałem właśnie samochodem z dziedzińca Pałacu Prezydenckiego i zobaczyłem Władysława Stasiaka, jak zmierzał w przeciwną stronę, jak zwykle piechotą, przez bramę wjazdową, swoim charakterystycznym, zamaszystym krokiem. Patrzyłem pod słońce, ale ten krok poznałem od razu. No i wysoką, charakterystyczną sylwetkę.

Zatrzymałem się w samej bramie, otworzyłem okno, przywitałem się. „A, witam pana redaktora!” – powiedział Pan Minister w ten swój szczególny sposób. Złożyliśmy sobie świąteczne życzenia i pojechałem w swoją stronę. Skąd mogłem wiedzieć, że widzę Go ostatni raz?

Był świetnym, dowcipnym człowiekiem i prawdziwym państwowcem. Nigdy się nie unosił. Zawsze oddzwaniał albo odpisywał. Nawet po drugiej stronie politycznego podziału wszyscy chyba go lublii, bo nie miał w sobie za grosz agresji. Lubił filmy Barei i sypał cytatami z nich jak z rękawa.

Wczoraj zadbałem o to, żeby zachować w komórce SMS-y od niego, zwłaszcza dwa, w których umawialiśmy się na spotkanie na offie, chyba w lutym, a Władysław Stasiak odpisał mi tym swoim „Hasta luego”, które chyba wszyscy znali. Wtedy, podczas spotkania, na które się umawialiśmy, rozmawialiśmy o jego ewentualnym kandydowaniu na prezydenta stolicy. Zawsze uważałem, że Stasiak był nieoszlifowanym diamentem i gdyby się przy nim zakręcić, miałby spore szanse. Poza tym wiedziałem, że ma wielkie horyzonty, zna osiągnięcia Gulianiego, jeździł po świecie, żeby poznawać dobre metody zarządzania metropoliami i ma ciekawe pomysły na miasto. Wtedy trochę o nich mówił, ale zaznaczał, że ostatecznej decyzji partii jeszcze nie ma. Teraz już była. Tylko Ministra Stasiaka już nie ma.

Świeć Panie nad Jego duszą.

 

I jeszcze jedno. To jest ciężki czas, także dla dziennikarzy i publicystów. Jest mnóstwo pracy, poczucie straty, pustki, a zarazem ciągła gonitwa. A ja pierwszy raz od dawna czuję bardzo wyraźnie, że moja praca ma sens i czemuś naprawdę służy. Nigdy nie dostałem takiej masy podziękowań i słów wsparcia od całkiem obcych osób albo tych, które trochę kojarzę, choćby po nickach, tu, w Salonie24. Czasem nawet od ludzi na ulicy. To dla mnie bardzo ważne i w tym wpisie chciałbym wszystkim tym osobom ogromnie, z całego serca podziękować. Proszę mi wierzyć, że wszystko, co piszę i mówię, nie wynika z jakiegoś nagłego porywu serca, ale z gruntownych przemyśleń i wiedzy. To samo będę mówił i pisał o tych samych ludziach za pół roku i pięć lat.

Raz jeszcze wszystkim ogromnie, serdecznie dziękuję.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj145 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (145)

Inne tematy w dziale Polityka