Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
572
BLOG

O fajce. W obronie palaczy

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 32

Wszyscy o sprawach Ważkich i Politycznych, ze szczególnym uwzględnieniem nowego warszawskiego zabytku, szaleństwa Kazimierza M. lub upadku intelektualnego „Newsweeka". Ja tymczasem zapaliłem jeden z moich ulubionych tytoniów Vanilla Cream Mac Barrena w mojej ulubionej fajce od Worobca (firma z ponad 50-letnią tradycją) i to przypomniało mi, że obiecywałem już parę tygodni temu, że przy weekendzie będzie o fajce, która mniej szkodzi. Dodatkowo sprowokował mnie do tego wpis na blogu Artura Bazaka, gdzie autor zachwyca się planem zakazania palenia we wszystkich publicznych miejscach w całej Unii Europejskiej.

Na początek, żeby nie było niejasności, uściślę moją własną sytuację. Nie paliłem w ogóle bardzo długo. Zacząłem jakieś pięć lat temu, ale nie papierosy, lecz cygara. Jakieś półtora roku temu spróbowałem fajki i to spodobało mi się jeszcze bardziej. Dziś palę więc fajkę - głównie w domu, bo jest z tym jednak trochę roboty - i cygaretki w kawiarniach albo na imprezach. Z rzadka cygaro. Papierosów nie tykam. Przyjemność z ich palenia jest, w porównaniu z fajką lub cygarem, żadna.

Cygaro i fajka mają tę wspólną cechę, że dymem z nich się nie zaciągamy. Smakujemy go tylko w ustach i wydmuchujemy. Przy fajce ważny jest oczywiście cały rytuał: kupno akcesoriów (specjalna popielniczka i zapalniczka (polecam fajkowe Zippo), stojaczki, ubijak, frez, filtry, ewentualnie nawilżacz do tytoniu, wyciory), wybór i eksperymentowanie z różnymi smakami tytoniów (ja najbardziej lubię waniliowe, na drugim miejscu wiśniowe, najmniej smakują mi te z posmakiem whisky) oraz wszystkie czynności - nabijanie, zapalanie, czyszczenie. Nie jest to przy tym hobby specjalnie drogie, bo akcesoria i fajki, pod warunkiem odpowiedniego o nie dbania, starczają na lata, tytonie fajkowe są tanie (akcyza jest niższa niż na inne wyroby tytoniowe, więc cena paczki oscyluje wokół 20-35 zł), zaś jedna paczka starcza na kilkadziesiąt nabić. Jeśli ktoś jest zainteresowany fajczarstwem polecam bardzo dobrą stronę o paleniu fajki. I zachęcam do kupowania polskich fajek z wrzośca lub - to taka fajczarska ciekawostka - gruszy, kilkakrotnie tańszych niż np. produkty Ambiente, a trzymających w większości najwyższą jakość i opartych na latach doświadczenia i tradycji.

Lubię sobie więc zapalić, choć uczciwie nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem nałogowcem - potrafię nie palić przez kilkanaście dni, jeśli nie ma okazji. Fajka i cygara nie uzależniają, w każdym razie znacznie mniej niż papierosy.

Mimo to burzy się we mnie krew, gdy widzę, jak kolejne kraje ulegają modzie na sekowanie palaczy ze wszystkich możliwych miejsc. Byłem temu przeciwny zresztą także wtedy, gdy nie paliłem wcale.

Najczęściej wałkowany wątek debaty jest doskonale znany, ale dla porządku go streszczę. Tak, niepalący mają prawo domagać się, żeby nie smrodzić im pod nosem tam, gdzie nie można wydzielić osobnego i szczelnego miejsca dla palaczy. To dotyczy większości zamkniętych przestrzeni publicznych, a także miejsc takich jak przystanki czy perony. Tu pełna zgoda.

Skandalem jest natomiast wtrącanie się państwa w sferę, gdzie decydować powinny preferencje prywatnych osób i gdzie mają one wybór. Jeżeli niepalenie jest tak modne, właściciele kawiarni i restauracji powinni mieć impuls do otwierania lokali wyłącznie dla niepalących. Jeśli tego nie robią, to widocznie nie ma takiego zapotrzebowania. Jeśli komuś przeszkadza dym, to niech nie chodzi do lokali, gdzie ludzie palą. Jeśli ktoś obawia się biernego palenia, to niech się w takich miejscach nie zatrudnia. Tu naprawdę nikt nikogo do niczego nie zmusza. Chyba że wpakowuje się w to wszystko państwo i zaczyna nas uszczęśliwiać i edukować na siłę. Grozi paluszkiem i każe umieszczać na opakowaniach papierosów i tytoniu kretyńskie napisy, z których można się tylko pośmiać. Następnym krokiem będzie pewnie cyfrowe czyszczenie dawnych filmów, żeby wyeliminować np. palącego Bogarta. To byłby już prawdziwy „Rok 1984".

Działanie tytoniu jest doskonale znane od lat. Kto pali, wie, czym ryzykuje. Jego wybór. I tylko jego.

Mało kto natomiast zauważa inny wątek: sekowanie palących ze sfery, w której każdy ma wybór i nikt nikogo do niczego nie zmusza, to przejaw posuniętego do absurdu paternalizmu państwa. Tego samego, który kazał wprowadzić przepisy, nakazujące zapinanie pasów. Wiem, to stara śpiewka Korwina, ale w tym akurat ma rację. Jeśli mam ochotę jechać bez pasów i ryzykować, że w razie wypadku wylecę głową przez przednią szybę, to powinna to być tylko moja sprawa (od razu zaznaczam, że ja zapinałem pasy nawet na tylnym siedzeniu, zanim wprowadzono nakaz). Czy państwo ma prawo zakazywać dorosłemu człowiekowi decyzji, które potencjalnie - ale wcale niekoniecznie - mogą mu zaszkodzić? Moim zdaniem - nie. Bo logiczną konsekwencją takich działań powinno być np. zakazanie trzymania w kuchni noży (można się zranić) albo uprawiania niektórych sportów (paralotniarstwo albo wyczynowa wspinaczka mogą być bardzo niebezpieczne). Zresztą tego typu działania są już podejmowane. Np. sprzedawane we Francji odtwarzacze muzyczne mają fabrycznie ustawiany limit głośności niższy niż gdzie indziej, żeby sobie obywatel nie uszkodził słuchu. Oczywiście natychmiast w Internecie pojawiły się instrukcje, jak to kretyńskie ograniczenie usunąć.

Ktoś powie, że ewentualne wydatki na leczenie ponoszą wszyscy. Słusznie. Dlatego właśnie należy czym prędzej sprywatyzować służbę zdrowia lub wprowadzić dodatkowe opłaty za leczenie chorób, bezpośrednio wynikających ze świadomie podjętej decyzji np. o paleniu albo skakaniu ze spadochronem. Firmy ubezpieczeniowe tylko by takim zmianom przyklasnęły.

Generalny zakaz palenia jest zatem sprzeczny z logiką (powinno się zakazać wszystkiego, co potencjalnie może zaszkodzić), a przede wszystkim pogwałca prawo do decydowania o własnym życiu. Państwo wie lepiej, co dla ciebie dobre i jeżeli tego nie rozumiesz, głupiutki obywatelu, to państwo cię zmusi.

Są oczywiście miejsca, gdzie zwycięża zdrowy rozsądek, nawet jeśli jakaś urzędnicza klika uchwali idiotyczny przepis.

Pamiętam swój wyjazd do Portugalii na początku dekady. Popielniczki w Lizbonie były wszędzie - nawet w windzie, którą wjeżdżało się na postument statui Chrystusa nad miastem (jej kopią jest słynna statua w Rio de Janeiro). Jedynym miejscem, gdzie wisiały zakazy palenia, było przedstawicielstwo Komisji Europejskiej. W naszej grupie dziennikarzy było kilku palaczy. Spytali więc przyjmującego nas urzędnika, gdzie by tu mogli zapalić. Urzędnik uśmiechnął się i powiedział: „Wiecie, te zakazy musieliśmy tu powiesić, bo to w końcu budynek Komisji Europejskiej, ale i tak nikt ich nie przestrzega. Palcie śmiało".

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj32 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka