Przy weekendzie chcę się trochę oderwać od politycznej bieżączki, zwłaszcza że jej najnowsze przejawy, czyli kłótnia o to, czy faks z MSZ do Kancelarii Prezydenta trafił o 16.03 czy może cztery minuty wcześniej, są już naprawdę rekordowo żenujące. I nie robię tu rozróżnienia na obie strony tego, pożal się Boże, konfliktu. Obie powinny ochłonąć i postukać się w głowę.
Trzy dni temu byłem na konferencji Instytutu Spraw Publicznych „Przyszłość polskiej sceny politycznej". Chwała ISP, że zorganizował imprezę, oderwaną w zamierzeniu i szczęśliwie także realizacji od najbardziej aktualnych sporów i kłótni. Dobrze, że paneliści byli naprawdę z różnych kręgów (w pierwszym panelu: Jurek, Nałęcz, Olechowski; w drugim: Raciborski, Gorlach, Matyja). Domyślam się, że wielu uczestników przyszło głównie po to, żeby posłuchać, co powie Rafał Matyja. I faktycznie, jego wystąpienie było chyba najciekawsze, choć w sporej części powtarzało tezy niedawnego tekstu z „Europy".
Charakterystyczne, z jakim dystansem Matyja potrafi spojrzeć na oba obozy - i ten ewidentnie mu bliższy, ale sprawiający wyraźny zawód, i ten drugi. Takiego dystansu próżno było szukać w sławetnym wywiadzie Asi Lichockiej z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, o większości sympatyków PiS-owskich idei (bo o kibicach samego PiS w ogóle nie warto wspominać) nie mówiąc.
Matyja napisał o dwóch populizmach i o jałowości sporu, jaki te populizmy generują. Że PiS prezentuje populizm antyestablishmentowy, to chyba „oczywista oczywistość". Ciekawe - choć też nie całkiem nowe - jest opisanie populizmu Platformy jako antypolitycznego. Z tych dwóch populizmów Matyja wybiera raczej ten pierwszy, bo on przynajmniej zapewnia jakąś polityczną mobilizację ludzi - co przywodzi na myśl tezę Rymkiewicza z „Wieszania": prawdziwa polityka przejawia się czasem na najniższym poziomie w sposób dość odrażający, ale to jest właśnie mięso politycznego zaangażowania, to tworzy realną rzeczywistość polityczną - w przeciwieństwie do stanu letniej nijakości i odrętwienia.
Na czym polega antypolityczność PO nie trzeba chyba wyjaśniać i powtarzać wywodów Matyi: ogólne wygładzenie, zaniechanie konfliktów, owo słynne „zabijanie miłością", prezentowanie siebie samych jako pozostających poza sferą czysto politycznego konfliktu w obszarze wyborów czysto pragmatycznych, zdroworozsądkowych, wypranych z jakiejkolwiek politycznej barwy. To oczywiście oszustwo - nie ma pewności, czy w ten sposób da się kierować nawet dużą firmą, a co dopiero państwem. To jak z tzw. neutralnością światopoglądową, która w zamierzeniu jej głosicieli ma być wyprana z jakiegokolwiek ideowego odcienia, a tak naprawdę jest wyborem czysto ideologicznym.
Diagnoza Matyi jest bardzo ciekawa i, niestety, niezbyt optymistyczna. Wybór między populizmami zawsze jest mało przyjemny, zwłaszcza gdy ma się świadomość, że dyskusja, a właściwie kłótnia między nimi jest w ogromnej części po prostu stratą czasu, zapychaniem przestrzeni debaty publicznej watą (podczas panelu ISP mówił o tym Marek Jurek, choć nie odwoływał się bezpośrednio do tez Matyi). Dla mnie jednak istotne jest pytanie, czy apolityczny populizm Platformy jest zły w każdej postaci, czy też jest jak narzędzie - może być w pewnych warunkach - niekoniecznie w naszych, aktualnych - czymś pożytecznym.
Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Być może apolityczność (antypolityczność), czysta merytoryczność władzy to złudzenie, spokrewnione z Fukuyamową mrzonką końca historii. Zaznaczam i podkreślam, że nie mam teraz na myśli działań Platformy w tej konkretnej sytuacji, ale samą metodę. Pytanie zatem brzmi, czy jest możliwa władza menadżerska, pragmatyczna, oparta oczywiście na jakichś ogólnych paradygmatach (jednym z nich może być np. paradygmat liberalny - bo przecież z jakichś założeń trzeba jednak wyjść), ale stroniąca od ideowego zapału i mimo to skuteczna, dobrze rządząca, potrafiąca wzbudzić w obywatelach przywiązanie do własnego państwa. Umiarkowana w retoryce i środkach, a mimo to nie sprowadzająca na ludzi politycznego odrętwienia i obojętności (co tak ostro krytykuje Rymkiewicz) porównywalnej ze smutą lat 80. Być może to tylko złudzenie i marzenie ściętej głowy, zwłaszcza w naszych warunkach, w naszej rzeczywistości, z całym dziedzictwem komunizmu i nierozliczoną w ogromnej mierze przeszłością.
Gdy o takiej metodzie rządzenia myślę, przychodzi mi jednak do głowy konkretna osoba, o której napisał dzisiaj „Dziennik": Rafał Dutkiewicz, którego kilka tygodni temu miałem okazję poznać. Czy to nie jest właśnie przykład „antypolityczności" doprowadzonej do perfekcji, a nie mającej żadnych ukrytych celów?
P.S. W tekście Matyi polecam także wątek konstrukcji samych ugrupowań, bardzo krytyczny wobec PiS, którym tu się nie zajmowałem.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka