Wczoraj, czekając na wejście w TVN24, przypadkiem obejrzałem całkiem długi fragment posiedzenia Komisji kultury, podczas którego żądano wyjaśnień od Andrzeja Urbańskiego, znanego także jako „Ponton". Wysłuchawszy ponad 20 minut debaty - w tym czasie mówili Kazimierz Kutz, Jerzy Wenderlich, jakiś mało znany poseł PiS i sam Urbański - doznałem poczucia dojmującej jałowości.
Wiem, w tym, co teraz napiszę, nie ma nic odkrywczego, ale warto to co jakiś czas przypominać, choćby dlatego, że wszyscy ulegamy wciąż iluzji, że publiczna debata ma jakieś faktyczne znaczenie i merytoryczne przyczyny, a dotyczy to również Salonu24.
Całe posiedzenie komisji można by streścić w dwóch zdaniach. Zdanie 1.: „Posłowie lewicy i PO uważają, że w TVP dzieje się fatalnie". Zdanie 2.: „Posłowie PiS i prezes Urbański uważają, że w TVP dzieje się wspaniale". Cała reszta kilkugodzinnych wywodów to wata słowna. Popisy retoryczne, dla których główną motywacją był fakt silnej reprezentacji mediów na sali.
Przy każdej okazji, komentując polską politykę w jakimkolwiek radiu czy telewizji, powtarzam, że jest to przede wszystkim teatr, a role w tym przedstawieniu są rozdane i dobrze wyuczone. Dostaliśmy niedawno tego dowód w postaci instrukcji z biura prasowego PiS, z której wielką aferę zrobiła „GW". W rzeczywistości nie było w tym oczywiście nic sensacyjnego. Takie instrukcje produkuje każda dobrze zorganizowana partia, z Platformą włącznie. Ich treść jest zwykle podobna w metodzie do instrukcji PiS-owskiej: przedstawiane są pewne gotowe tezy do powtarzania niezależnie od tego, jakie wydarzenie przychodzi komentować. Innymi słowy - fakty i ich indywidualna ocena przez daną osobę nie są istotne. Z góry wiadomo, że należy je ocenić w taki to a taki sposób.
Gdyby w miejsce „Pontona" i Wenderlicha podstawić dwie przypadkowe osoby, w miarę dobrze zorientowane w polskim życiu politycznym, mogłyby bez większego problemu a vista odegrać role obu panów i wynikłoby z tego równie niewiele co z prawdziwego posiedzenia komisji.
Oczywiście polityka jest teatrem właściwie wszędzie. Tyle że różnice tkwią w tym, jak głęboko ta teatralizacja sięga. Im bardziej polityka jest merytoryczna, im większego i solidniejszego wymaga przygotowania od jej uczestników - bo są oni narażeni na szczegółowe i merytoryczne ataki oponentów i mediów - tym teatralizacja jest mniejsza, płytsza, a kwestie aktorów mniej przewidywalne lub przynajmniej bardziej substancjalne.
Polska polityka jest niestety steatralizowana do imentu. I tu wypada się uderzyć we własne piersi. Podczas wspominanej niedawno przeze mnie konferencji Instytutu Spraw Publicznych Marek Jurek krytykował także media za jałowość sposobu, w jaki prezentują debatę publiczną. Pisał o tym również w ostatnim „Wprost" Ryszard Legutko. Większość publicystyki, zwłaszcza w mediach elektronicznych, sprowadza jakąkolwiek dyskusję między uczestnikami politycznej gry do klepania wciąż tych samych, nudnych jak flaki z olejem frazesów.
Nie inaczej dzieje się tutaj, w Salonie24, chociaż wyjątków jest tu u nas akurat dość dużo, a polityków na szczęście brak. Mimo to roi się od uczestników, odgrywających swoje role bez żadnej inwencji i żadnego zaskoczenia, rutynowo. Nazwisk i nicków wymieniać nie ma po co, każdy wie, o kogo może chodzić - i chcę bardzo podkreślić, że nie mam na myśli zwolenników jakiejś jednej opcji. Stałe role klepią i ci po prawicy, i ci po lewicy. Patrząc, czytając, słuchając trudno nie mieć skojarzenia z opętanym chocholim tańcem z „Wesela". Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że to nie wzrost agresji, ale narastająca rutyna tego rytuału powoduje znużenie wielu spośród nas. Ja sam, prześlizgując się po raz 1273. po całkowicie przewidywalnej obeldze pod moim adresem, zbudowanej według jednego z kilkunastu dobrze mi znanych schematów, doznaję raczej poczucia męczącego znudzenia niż irytacji.
Pytanie brzmi: jak głęboko i długo trzeba kopać, żeby dokopać się do substancji, do mięsa faktycznych poglądów i czy one tam jeszcze w ogóle są czy też pozostała sama chęć uzyskania przewagi nad przeciwnikiem, dokopania mu i pognębienia go, dzięki lepszemu odegraniu swojej roli i sprawniejszemu przypodobaniu się publice, która zresztą też gra własną rolę.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka