Wczoraj wieczorem znalazłem się w Radiu Plus, w chyba niszowej, ale niezwykle miłej audycji „SMS". Drugim gościem był dr Rafał Chwedoruk z UW. Rozmowa była, z mojego przynajmniej punktu widzenia, naprawdę ciekawa. Siłą rzeczy skupiliśmy się na podsumowaniu i prognozowaniu. Dwa wątki, które się pojawiły w naszej rozmowie, wydają mi się szczególnie ciekawe. Pierwszy to porażka (?) PiS i osobiście Jarosława Kaczyńskiego w wyborach. Drugi to los lewicy.
Czy PiS faktycznie poniósł porażkę? Dr Chwedoruk twierdził, że niekoniecznie. JarKaczowi udało się skupić wokół siebie większość twardego, prawicowego elektoratu. Wydrenował LPR i w dużej mierze Samoobronę oraz posłał obie partie na margines. Liczba głosów, jakie PiS zdobył w wyborach, była w sumie większa niż dwa lata wcześniej.
Tylko czy wszystko to sprawia, że mówienie o porażce jest przesadą? Przecież PiS władzę stracił i to w spektakularnym stylu, w znacznej mierze przez zlekceważenie przeciwnika. Tutaj wygrywa jedynie zawodnik z pierwszego miejsca. Z tego punktu widzenia trudno mieć wątpliwości: to Tusk jest wielkim wygranym, a Kaczyński wielkim przegranym AD 2007.
Stało się dokładnie to, co prognozowałem już niemal dwa lata temu: styl sprawowania władzy przez Kaczyńskiego sprawił, że do wyborów poszli ludzie, którzy w normalnych warunkach w ogóle by się nimi nie zainteresowali. Ale to może następnym razem zadziałać na korzyść PiS, bo taki zryw ma ze swojej natury raczej charakter incydentalny. Miał uzasadnienie i powody, gdy PiS był u władzy. Gdy u władzy jest kto inny, motywacja, aby pójść głosować, jest znacznie niższa. A elektorat PiS jest znacznie bardziej zdyscyplinowany, nawet jeśli pozostaje niewiele mniej niespójny niż elektorat PO.
Krótko mówiąc - przegrana Kaczyńskiego była porażką jego stylu uprawiania polityki. I nawet jeśli zgodzilibyśmy się, że styl Donalda Tuska jest dużo bardziej plastikowy, blairowski, czyli oparty na sondażach i oczekiwaniach, a nie na faktycznym rozpoznaniu problemów i szukaniu rozwiązań, to pozostaje pytanie, czy styl JarKacza ma jeszcze rację bytu, czy JarKacz nie jest przypadkiem epigonem ostrej, konfliktowej, twardej, bezkompromisowej metody politycznej.
Kaczyński próbuje w jakiś sposób docierać do elektoratu, który go pogrążył. Temu ma służyć pomysł w wideoblogiem. Widać jednak, że szanse są nikłe. To trochę tak, jakby ktoś, kto nie miał do niedawna w ogóle telefonu komórkowego, zdecydował się w końcu na bardzo zaawansowany model tylko po to, żeby wbijać nim gwoździe. Samo uruchomienie wideobloga nie wystarczy. Trzeba jeszcze umieć mówić do tych, którzy są jego odbiorcami. Tego Kaczyński nie potrafi. Użytkownicy YouTube to nie są jego naturalni odbiorcy. Mimo całego talentu nie potrafi nawiązywać z nimi kontaktu i podejrzewam, że w głębi nawet nie chce. Pozostaje niechętny PR-owskiej grze spod znaku Tuska i Marcinkiewicza, tylko że bez niej się już raczej nie da.
Miejsce lewicy to drugi ciekawy problem. Na razie jest miotanie się. Żadnego pomysłu na nowe przywództwo, na przekonujący program, dryfowanie od napastliwego antyklerykalizmu, poprzez ograne hasła socjalne, aż po obyczajowy liberalizm i egzotyczne klimaty z kręgów „Krytyki Politycznej", mające w Polsce może kilka promili odbiorców. Manewr Jarosława Kaczyńskiego, mający na celu zrobienie z lewicy głównego wroga, nie powiódł się, m.in. dzięki Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Nie powiódł się, bo obowiązujący jeszcze do niedawna podział według kryteriów życiorysowych i historycznych skończył się i stracił rację bytu. Podział według kryteriów socjalnych też się nie sprawdza, skoro większość lewicowych postulatów głosił także PiS, a częściowo nawet PO. Pozostaje stosunkowo nowy, a właściwie odświeżony, podział według stosunku do lustracji i otwarcia archiwów, ale tutaj główną rolę odgrywała znowu Platforma ze swoim umiarkowanym, ale jednak znacznie mniej radykalnym od PiS-owskiego stanowiskiem. Zresztą dla elektoratu perspektywicznego, czyli młodego, i ten podział nie ma większego znaczenia.
LiD nie ma na siebie pomysłu, bo nie potrafi się w ten nowy układ wpasować. Usiłuje szukać w terytoriach dotąd nie zbadanych, ale ma ten problem, że jego żelazny elektorat to wciąż w znacznej części postkomunistyczni emeryci, sieroty po SB czy PZPR, dla których koncepcje spod znaku Sławka Sierakowskiego są równie egzotyczne, co idea dżucze.
Nie wiem, czy jest możliwe, żeby LiD uległ kompletnej marginalizacji. Nawet mając parlamentarną siłę porównywalną jedynie z obecną siłą PSL może stać się języczkiem u wagi. Jedno wiem na pewno: gdyby lewica nie znalazła na siebie pomysłu i gdyby utrwalił się dwubiegunowy podział sceny politycznej bez miejsca dla niej - wcale by mnie to nie zmartwiło. I tego mógłbym sobie na nowy rok życzyć.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka