Grupa osób publicznych napisała list w obronie CBA i Mariusza Kamińskiego. Czytamy w nim: „Dlatego trudno zrozumieć, trwający od wielu tygodni bezprecedensowy, niekiedy wręcz histeryczny atak na tę instytucje i jej Szefa". Sygnatariusze w jednym zdaniu gładko łączą CBA jako instytucję i osobę Kamińskiego. Podczas gdy są to dwie oddzielne rzeczy, choć Jarosław Kaczyński próbował nam swego czasu wmawiać, że kto jest przeciwko Kamińskiemu, ten jest przeciwko walce z korupcją. Był to oczywiście nonsens lub świadectwo patologii - w żadnym normalnym kraju żadnego urzędu nie powinno się utożsamiać z jedną osobą. Ważne są rozwiązania instytucjonalne.
Autorzy listu jednak dokładnie to robią, podążając tropem Kaczyńskiego. Bronią człowieka, który CBA wymyślił, ale przecież - chciałbym wierzyć - nie z myślą, że zostanie jego dożywotnim szefem. Bronią człowieka, który jednej z zasad, jakimi powinien się kierować szef CBA, sprzeniewierzył się ewidentnie, stwierdzając na słynnej konferencji prasowej, że ujawniane na niej fakty pozwolą się zastanowić, na kogo głosować. Z tego punktu widzenia zabawna jest bałwochwalcza apologia Kamińskiego, jaką umieściła w ostatnim numerze „Gazeta Polska", stająca się coraz bardziej „Przeglądem" à rebours.
Z Kamińskim jednak PO ma problem. Szumne zapowiedzi Julii Pitery, że jej raport będzie zawierał druzgocące fakty i pozwoli na postawienie prokuratorskich zarzutów, skończyły się niczym. Gdyby raport - zresztą z niezrozumiałych dla mnie powodów wciąż nie upubliczniony - takie zarzuty zawierał, prokuratura już dawno prowadziłaby postępowanie w sprawie, a może nawet przeciwko Kamińskiemu. Skoro jednak twardych dowodów brakuje, być może można by się oprzeć na innych punktach ustawy o CBA. Tu jednak grunt jest śliski. Choć złamanie zasady ponadpartyjności było, moim zdaniem, ewidentne, to jednak jest to sprawa w znacznym stopniu ocenna. Postawienie Kamińskiemu oficjalnie takiego zarzutu z zamiarem odwołania go z funkcji otworzyłoby kolejny front brutalnej walki. Tego chyba Platforma nie chce.
Kamiński jest złym, skrajnie partyjnym szefem CBA, ale z wizerunkowego punktu widzenia pozostawienie go na stanowisku - gdyby Tuskowi udało się z nim porozumieć - byłoby dla PO korzystne. „Jesteśmy tak czyści, że nie boimy się nawet Kamińskiego jako szefa CBA" - mogliby powiedzieć. Mało tego - Kamiński jako nadal szef CBA, przy wszystkich jego wadach, byłby może dobrym wyborem: człowiek z motywacją, aby szukać u rządzących dziury w całym. Kto może być lepszy, jeśli naprawdę zależy nam na walce z korupcją?
To wszystko jednak nie sprawia, że Kamiński jest postacią wartą obrony w takim stylu, jak to robią sygnatariusze listu.
Co do CBA - od początku nie byłem zwolennikiem tworzenia kolejnego bytu. Przyznawałem jednak, że istnieją rozsądne argumenty na jego rzecz i nadal je dostrzegam. Teraz uważam, że najgorszą rzeczą byłaby pospieszna i pochopna likwidacja Biura. Skoro już istnieje, powinniśmy dać mu szansę. Chciałbym - ale to kolejne moje marzenie ściętej głowy - aby na temat CBA powstało kilka rzetelnych, niepolitycznych raportów. Jeden powinien przygotować NIK, inny mogłaby zrobić profesjonalna firma audytorska, kolejny - lub dwa kolejne - pozarządowe think-tanki - choćby Instytut Spraw Publicznych z jednej, Instytut Sobieskiego z drugiej strony. Może w końcu dowiedzielibyśmy się, jak wygląda realny rachunek zysków i strat (uwzględniający także przypuszczalne zyski, wynikające z prewencyjnego oddziaływania CBA), czy organizacja tej instytucji wymaga reformy czy gruntownej przebudowy itd. Na tej podstawie można by dopiero rozsądnie dyskutować o dalszych losach Biura.
Tak się niestety nie stanie, ponieważ CBA od początku było figurą w politycznych szachach i jest nią nadal. A szkoda, bo może dałoby się z niego zrobić rozsądną i dobrze działającą instytucję.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka