Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
82
BLOG

Kto i za co mi płaci

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 46

Był kiedyś, za Peerelu, kapitalny minikomiks Andrzeja Mleczki, który zaczynał się od słów: „Ludzie często pytają mnie, skąd biorę pomysły do moich rysunków". Dalej okazywało się, że rysownik trzyma w komórce od lat zamkniętego i głodzonego Stefana, którego czasem wypuszcza i wtedy uważnie obserwuje jego zachowanie, notując kolejne pomysły.

Na Salonie24 co chwila pojawiają się, wypisywane w tonie „oczywistej oczywistości", opisy tego, kto wydaje mi dyspozycje, za ile się sprzedaję, czyją jestem tubą itd. Najnowsze sugestie można znaleźć np. pod tym tekstem, ale i w wielu innych miejscach.

Postanowiłem w końcu rozwiać te wątpliwości.  Muszę jednak przedstawić dwie różne wersje, bo jestem oskarżany o dyspozycyjność przez obie strony namiętnego politycznego sporu, a żadnej z nich nie mieści się wprost w głowie, że mógłbym pisać po prostu to, co myślę, bez żadnych zleceń, nacisków i judaszowych srebrników. Nie chcę burzyć ich obrazu świata, to mogłoby być bolesne, więc proszę, żeby wzięli pod uwagę tylko tę wersję, która im odpowiada.

 

Wersja I

 

Rano uruchamiam komputer, gdzie w skrzynce mejlowej znajduję najnowszy tajny biuletyn (po angielsku) ze zleceniami z niemieckiego Urzędu Kanclerskiego dla dziennikarzy polskojęzycznej prasy w Polsce. Wycena poszczególnych zleceń podawana jest w euro. Biuletyn sobie drukuję, żeby o niczym nie zapomnieć.

Potem ruszam do którejś z audycji radiowych. Najprzyjemniej jest u Pawła Wrońskiego w Tok FM. Przy wejściu odbieram tajną pensję od Agory i ostatnie wytyczne kierownictwa tegoż wydawnictwa. Często serdecznie witam się z wychodzącymi właśnie przedstawicielami LiD-u lub PO, życząc rychłego dorżnięcia watahy. Paweł rozdaje nam w studio scenariusz audycji i przez godzinę wszyscy czytamy swoje kwestie, zatwierdzone przez Michnika (tak naprawdę robi to Pacewicz, Michnik tylko czasami).

Następnie jadę do swojej redakcji, po drodze odbierając kasę od Krauzego. W recepcji „Faktu" czekają na mnie wytyczne od naczalstwa. W redakcji mówimy tylko po niemiecku, co trochę utrudnia mi komunikację, bo tego języka nie znam, ale koledzy tłumaczą mi na karteczkach. Moje felietony przychodzą gotowe bezpośrednio z centrali Axel Springer, ja się tylko podpisuję, czasem zmienię jakiś wyraz, ale nie za często, żeby się nie narazić. Jeśli jadę na wywiad z członkiem rządu PO (albo, wcześniej, z opozycjonistą z PO), najpierw uzgadniam z nim każde pytanie. Potem, przy autoryzacji, jeszcze szlifujemy rozmowę, tak żeby nie było w niej żadnych trudnych i niewygodnych pytań. Jeśli jadę na rozmowę z kimś z PiS, pytania konsultuję wcześniej ze Sławkiem Nowakiem z PO i jednocześnie z niemiecką centralą. Czasem to trochę upierdliwe, ale za to dostaję ekstra kasę.

Zdarza się, że wpadnie Donald Tusk i zmieni coś na kolumnie, zrzuci jakiś tekst albo wstawi nowy, ale ostatnio bywa coraz rzadziej - obowiązki - i w zamian przyjeżdża Schetyna.

Wieczorem bywa, że zawitam do TVN24. Tam znowu wpada drobna kasa, Milan Subotić częstuje koniakiem, a i człowiek się specjalnie nie namęczy, bo przy drzwiach od razu dają listę dialogową. Tak naprawdę my wszystko tam czytamy z promptera. Po TVN-ie raz w tygodniu jeżdżę na spotkania z oficerami dawnych WSI. Nie muszę pisać, po co.

Jeżeli moi mocodawcy wciąż są niezadowoleni, przysyłają mejlem wytyczne, co napisać w Salonie24 na blogu. Jak wpis szczególnie mi się uda, wpada premia. Najlepiej mi płacą za walenie w Fotygę i Lecha Kaczyńskiego. Za Jarosława ostatnio trochę mniej.

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i pełnym kontem idę spać.

 

Wersja II

 

Rano uruchamiam komputer i odbieram przysłane mejlem dyspozycje od Adama Bielana. Sytuacja generalnie nie jest dobra, ale jest jeszcze parę naszych, odzyskanych przyczółków i na nich się skupiamy.

Ruszam do Sygnałów Dnia, gdzie czeka już na mnie partyjny funkcjonariusz PiS Jacek Karnowski. Na korytarzy serdeczny uścisk dłoni z Targalskim, który wpycha mi do kieszeni kopertę z wynagrodzeniem. Jacek przed wejściem do studia rozdaje scenariusze, które następnie odczytujemy przed mikrofonem. Potem gadamy trochę z Czabańskim i Wolskim o tym, jak utrzymać media publiczne w rękach prawdziwych patriotów i kpimy sobie ze złogów gierkowsko-gomułkowskich.

Następnie ruszam do swojej redakcji, po drodze wysłuchując instrukcji, przekazywanych mi telefonicznie przez asystenta Zbyszka Ziobry. W redakcji instrukcje powtarzam naczelnemu - mogą mieć znaczenie przy redagowaniu aktualnego wydania i czasem uzupełniają te płynące od spin doktorów K. i B. Jarosław Kaczyński od czasu do czasu wpadnie wydać jakieś polecenia naczelnemu - teraz nawet całkiem często, bo ma więcej czasu. Wtedy zawsze przywozi kasę - podobno została jeszcze z tej afery, no, wiecie. Jeśli szykuje się jakiś wywiad z kimś z rządu, siadam z prezesem i uzgadniamy pytania - takie, żeby jak najbardziej dokopać. I odwrotnie - jeśli wywiad ma być z kimś z PiS, też uzgadniamy, ale takie, żeby było widać, że to jedyny ratunek dla Polski.

Czasami zdarzają na mieście się specjalne narady dyspozycyjnych dziennikarzy. Jestem ja, Semka, Ziemkiewicz, Rybiński, Lichocka, Lisicki i jeszcze kilka innych osób. Umawiamy się, jak najlepiej atakować rząd Tuska, dostajemy przecieki od Kamińskiego i instrukcje z Komitetu Politycznego PiS. No i oczywiście nasze pensje. Tak nawiasem mówiąc, u Mariusza mam drugi etat. Zawsze jakaś dodatkowa kasa.

Po południu bywam w TVP Info. Ponton nieco dryfuje, ale wciąż jakoś udaje się trzymać kierunek. Pati Koti, choć urlopowana, ciągle pisze mi wypowiedzi, które wygłaszam przed kamerą.

Jeśli istnieje potrzeba przypuszczenia dodatkowego ataku na sprzedajnych agentów z PO, dzwonią do mnie Bielan albo Kamiński i podsyłają szkic do wpisu na blogu na Salonie24. Nie muszę pisać, że jeśli dobrze się sprawię, dostaję ekstra kasę. Szczególnie dobrze płacą za atakowanie Ćwiąkalskiego i doktora G. Za najeżdżanie na Owsiaka płaci ojciec Rydzyk.

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i kieszeniami wypchanymi kopertami z gotówką, idę spać.

 

Mam nadzieję, że w ten sposób rozwiałem wszystkie wątpliwości. Życzę dobrej nocy.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj46 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Polityka