Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
289
BLOG

Teatrzyk "Rada Gabinetowa" ma zaszczyt przedstawić...

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 60

Najnowsza sensacja dotyczy ponownie Rady Gabinetowej, zwołanej na ostatni poniedziałek przez prezydenta. Trudno powiedzieć, co wywołuje większe poruszenie: czy zawartość stenogramu lub nagrania, czy też sam fakt ich ujawnienia przez Kancelarię Premiera. A są to przecież dwie oddzielne kwestie.

Nagranie nie zawiera żadnej sensacji, tak jak żadną sensacją nie było to, że Rada niczego konstruktywnego nie ustaliła. Można się domyślać, że strona rządowa ujawniła nagranie, licząc na to, że nabije sobie w ten sposób punktów, przedstawiając prezydenta w złym świetle. Ta rachuba, przynajmniej w moim przypadku, zawiodła.

Nagranie jest znacznie lepszym źródłem niż stenogram, ponieważ pozwala przysłuchać się sposobowi mówienia poszczególnych osób. A dokładnie trzech - Lecha Kaczyńskiego, Ewy Kopacz i Donalda Tuska - jako że nikt inny (poza paroma słowami Macieja Łopińskiego) się nie wypowiada. Owszem, Lech Kaczyński mówi nieskładnie, mamrocze, robi jakieś niespójne dygresje, momentami bardzo trudno pojąć, o co mu właściwie chodzi. Ale to nie jest zaskoczenie - prezydent tak po prostu mówi i to jego powszechnie znana wada. Jednak kilka zadanych przez niego pytań było mimo wszystko dość jasnych.

Donald Tusk mówi stosunkowo składnie, choć treść to odrębna kwestia.

Ewa Kopacz jednak przebija prezydenta. Pomijając już, że język polski nie jest jej mocną stroną („Rozumie, panie premierze..." - całkiem jak prezydentowa Kwaśniewska ze swoim „Ja rozumie, panie pośle"), większość jej wypowiedzi to patentowany bełkot, na dodatek nie na temat. Wypada właściwie podziwiać cierpliwość prezydenta, który dwu- lub trzykrotnie zadawał klarowne pytania, a w dopowiedzi wysłuchiwał parominutowych wywodów, z tymi pytaniami nie mających nic wspólnego. Na przykład na pytanie o plan awaryjny dla służby zdrowia usłyszał, że nie grozi nam ewakuacja OIOM-ów. Zaś na pytanie o to, co będzie, jeśli szpital, przekształcony w spółkę, nie będzie przynosił zysku, usłyszał, że i dziś szpital może zostać zlikwidowany.

Minister Kopacz była bezradna. Nie była w stanie podać żadnego konkretu. Gdy tylko próbowała w swoich odpowiedziach zahaczyć o przyszłość, natychmiast wpadała w żenujące ogólniki. Widząc jej kompletną nieporadność, premier starał się przejmować inicjatywę, ale tu stawał mu na drodze prezydent, egzekwujący swoje słuszne prawo do prowadzenia obrad Rady Gabinetowej.

Nagranie z tego posiedzenia ostatecznie grzebie Ewę Kopacz w moich oczach. Stawiając na nią w tak kluczowej dziedzinie, Donald Tusk popełnił ogromny błąd. Niezależnie od tego, że brak choćby ramowej, gotowej koncepcji wyjścia z impasu w służbie zdrowia jest sam w sobie wystarczająco dla Platformy zawstydzający.

Gdy „Dziennik" opublikował fragmenty stenogramów (mam wrażenie, że dobrane w taki sposób, żeby wyeksponować starcia prezydenta z członkami rządu i to tak, aby to Lech Kaczyński wyglądał na stronę atakującą), pojawiły się komentarze, że prezydent pokazał się jako osoba agresywna, że pełno było emocji i spięć. Nagranie prowadzi mnie do innych wniosków. Prezydent ani premier nie stracili panowania nad sobą, choć bez wątpienia było w ich głosach wiele ledwo maskowanej zjadliwości. W jednym tylko momencie irytacja zabrzmiała w głosie Ewy Kopacz, gdy prezydent przerwał kolejną jej wypowiedź. Gdybym ja był na jego miejscu, zrobiłbym to znacznie wcześniej. Minister Kopacz nie zasługiwała nawet na pięć minut czyjegokolwiek czasu.

Że były złośliwości i nie było wersalu? Cóż w tym dziwnego? Czego można było się spodziewać w warunkach takiej kohabitacji?

 

Czy zaś samo ujawnienie nagrań i stenogramów było dobrym pomysłem - gdyby oczywiście potraktować je jako początek bardziej ogólnej zasady jawności tych posiedzeń państwowych gremiów, które mogą być jawne? Jawność jest generalnie dobrą zasadą, jednak trzeba mieć świadomość, że zawsze będzie zachęcać polityków do odgrywania teatru, czego skrajnym przykładem jest Sejm. Pół biedy, jeśli opinia publiczna jest gotowa do merytorycznej weryfikacji wygłaszanych twierdzeń. Nasza gotowa nie jest, a media - niestety, kamyczek do naszego ogródka - jej w tym nie pomagają, zwłaszcza media elektroniczne. Poza tym są gremia, których spotkania z zasady powinny być niejawne - to jednak sprzyja rzeczowej dyskusji.

W przypadku Rady Gabinetowej w obecnej konfiguracji politycznej dużej szkody nie ma. I tak nie mogło być mowy o żadnych merytorycznych wnioskach. Zastanawiam się tylko, kiedy otoczenie premiera podjęło decyzję o ujawnieniu nagrań, bo przecież istniał z początku pomysł ze strony rządowej właśnie, aby obrady Rady były transmitowane. Skoro Pałac Prezydencki się na to nie zgodził, pozostało ujawnienie nagrań post factum. Jeżeli tak było faktycznie, a decyzja była podjęta wcześnie, wypowiedzi premiera Tuska i minister Kopacz trzeba potraktować jako przygotowane wcześniej występy. I trzeba powiedzieć, że w przypadku Ewy Kopacz nie należą się oklaski, choćby najmarniejsze, a wyłącznie zgniłe pomidory.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj60 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka