Jedno trzeba J&S przyznać: PR mają bardzo skuteczny. Nic dziwnego, skoro czuwa nad nim MDI Strategic Solutions - firma, w której jednym z partnerów jest Rafał Kasprów, niegdyś prekursor dziennikarstwa śledczego i współautor słynnego tekstu o spotkaniu Ałganowa z Kwaśniewskim w „Życiu". Rafał Kasprów w pewnym momencie przeszedł na drugą stronę i zaczął dbać o wizerunek tych, o których być może - jako dziennikarz - by pisał.
Teraz MDI Strategic Solutions napisali w imieniu J&S do mnie. W kopercie był list, podpisany przez Janusza Leszczyńskiego z biura prasowego Mercuria Energy Group, właściciela J&S.
Szanowny Panie
J&S Energy, spółka należąca do Mercuria Energy Group, od kilkunastu dni jest w centrum zainteresowania mediów na skutek zamieszania wywołanego nieznajomością wszystkich faktów dotyczących okoliczności bezpodstawnego nałożenia na spółkę bezprecedensowo wysokiej kary.
Do tego trzy załączniki: kopia apelacji J&S od decyzji Agencji Rezerw Materiałowych, kopia decyzji Pawlaka o umorzeniu kary i krótki przegląd wydarzeń wokół sprawy.
Nie chcę zostać tubą MDI i J&S, więc nie będę przytaczał obszernych fragmentów tej korespondencji. Uczciwość nakazuje ją jednak streścić. Otóż przedstawiciele J&S wskazują, że kara została nałożona bezzasadnie nie tylko dlatego, że - co jest najbardziej powszechnie znanym argumentem - została orzeczona nie w imieniu ARM jako osoby prawnej, ale w imieniu jej prezesa jako organu administracji publicznej, co jest podobno niezgodne z ustawą - ale także dlatego, że ARM pogwałciła wiele przepisów prawa administracyjnego, pomijając w praktyce stan faktyczny, który był taki, że J&S wymagane rezerwy jednak posiadała. Spółka skarży się także na to, że utrudniano jej realizację wymogów, nałożonych ustawą o rezerwach.
Jednak pierwsze miejsce i w apelacji, i w uzasadnieniu umorzenia, zajmuje kwestia orzeczenia kary w imieniu prezesa ARM, a nie agencji jako osoby prawnej. To ciekawe zagadnienie, bo nawet w uzasadnieniu apelacji czytamy, że takie rozwiązanie - konieczność podejmowania decyzji w imieniu agencji, a nie jej prezesa jako organu - jest unikatem wśród agencji państwowych. Sprawa jest niejednoznaczna, z ustawy o rezerwach nie wynika wprost, że prezes nie ma prawa podejmowania decyzji jako organ administracji (w innych podobnych ustawach jest powiedziane jednoznacznie, kto jest organem administracji), a jednak minister gospodarki przychyla się w swoim uzasadnieniu dokładnie do interpretacji prawników J&S. Formalne wymogi są oczywiście niezwykle istotne, ale z mojego punktu widzenia ten argument brzmi jak klasyczny kruczek prawny. Tym bardziej, że to z niego J&S robi swój główny oręż, a cała reszta argumentacji - wydająca się znacznie istotniejsza, bo stan faktyczny jest jednak ważniejszy niż żonglerka przepisami - traktowana jest jedynie jako dodatek.
Zdaniem skarżącego powyższe wady zaskarżonej decyzji stanowią wystarczające przesłanki jej uchylenia. Stąd poniższa argumentacja jest przedstawiana jedynie z ostrożności procesowej i przy założeniu, że niniejsze postępowanie było prowadzone przed ARM, a zaskarżona decyzja jest decyzją ARM, nie zaś Prezesa ARM.
Innymi słowy, J&S zapełnia drukiem kilka stron przy zastrzeżeniu, że byłyby to argumenty istotne, gdyby nie brać pod uwagę owego „błędu formalnego".
Tu jednak pojawia się pytanie, którego - o ile śledzę sprawę - nikt jeszcze nie zadał, co samo w sobie jest zadziwiające: co z innymi decyzjami, jakie podejmowała ARM? Czy wszystkie one zawierały ten błąd formalny, czyli były podejmowane przez prezesa, a nie agencję? Jeśli tak, to świadczyłoby to o karygodnej ignorancji pracowników ARM oraz podważało ważność wszelkich decyzji tak podjętych. Jeśli nie, jeśli tylko ta decyzja została w ten sposób podjęta, to pytanie jest oczywiste: dlaczego? Cui prodest?
W kontekście tłumaczeń J&S oraz głosów ze strony rządu bardzo zagadkowo przedstawia się dzisiejsza deklaracja wicepremiera Pawlaka. Powiedział on mianowicie w „Sygnałach Dnia": „Jest taka zaskakująca sytuacja, że w tym samym czasie, w połowie października ubiegłego roku, jednej spółce nie zezwolono na okresowe obniżenie zapasów, a drugiej spółce zezwolono na okresowe niepowiększanie zapasów. A gdyby tej drugiej spółce naliczono karę, to wynosiłaby ona ponad miliard złotych". Innymi słowy pan wicepremier uważa, że skoro w jakiejś sprawie naruszono prawo, to w imię sprawiedliwości w innej należy zrobić to samo. Zaiste, bardzo oryginalne rozumowanie jak na przedstawiciela polskiego rządu.
J&S podobno chce wyjaśnienia sprawy. To dobrze, bo wszyscy powinniśmy sobie tego życzyć. Do dna i do końca
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka