Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
69
BLOG

Gierki z mediami

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 69

Jednym z nieszczęść polskiego życia publicznego - o czym wiele razy pisałem - jest, że wszystkie sprawy, które wymagają zmian, które warto by było spokojnie przedyskutować, porównać raporty różnych think-tanków, zastanowić się nad konsekwencjami - są całkowicie zanurzone w politycznym kontekście. Nawet jeśli coś wydaje się absolutnie słuszne w oderwaniu od realiów, w połączeniu z nimi może mieć zaskakujące konsekwencje.

Bywając w różnych radiach i telewizjach, jestem ostatnio wciąż pytany przez prowadzących program o „odpolitycznienie mediów publicznych", zapowiadane przez Platformę. I niezmiennie powtarzam, że gdy od kolejnej ekipy słyszę o „odpolitycznieniu mediów publicznych", mam odruch wymiotny. Jest to bodaj najbardziej wyświechtany i najmniej znaczący polityczny frazes od wielu już lat.

Jednego jestem absolutnie pewien: póki w Polsce będą istnieć media publiczne - de facto państwowe - póty będą upolitycznione ze swej natury, obojętnie, jaki będzie system wyznaczania ich szefostwa. Nawet pobieżne przyjrzenie się propozycjom PO pokazuje, że żadnego odpolitycznienia tam nie będzie. Próba szukania kompromisu z LiD-em zmusza może do przyjmowania rozwiązań, które nieco utrudnią bezpośrednie sterowanie państwowymi mediami, ale istota sprawy pozostanie ta sama.

Zaczynam się więc zastanawiać, czy nie byłoby uczciwiej domagać się, żeby zakończyć tę grę pozorów i przekazać państwowe media otwarcie pod bezpośrednią kontrolę rządu. Niech prezesa TVP i PR mianuje po prostu premier i tyle. Oczywiście dla polityków takie rozwiązanie miałoby pewien minus: nie pozwalałoby tworzyć wśród odbiorców iluzji obiektywizmu i bezstronności. Mniej lub bardziej udanej, ale jednak.

W takim uczciwym, otwartym układzie można sobie oczywiście wyobrazić różne gwarancje dla zatrudnionych dziennikarzy albo np. system partyjnych okienek, który proponował w pewnym momencie podaj PiS.

Podobnie kłopotliwa jest sprawa abonamentu. Gdyby potraktować sprawę pryncypialnie, powiedziałbym, że jestem jego przeciwnikiem jako kolejnego haraczu, zdzieranego przez państwo na rzecz instytucji, z której być może nie mam w ogóle ochoty korzystać. Pomysł z podatkiem od mediów prywatnych w zamian za większy dostęp do reklam, z których państwowe media musiałyby zrezygnować, oraz z funduszem misyjnym nie jest może nawet zły. Byłby wart rozważenia, gdyby nie kontekst, który powoduje, że od razu należy w tym rozwiązaniu szukać haków na zasadzie cui bono. Czy podatek od prywatnych nadawców zrównoważyłby ubytek wpływów z abonamentu? Kto i na jakiej zasadzie będzie kontrolował fundusz? Czy wskutek ograniczenia swobody reklamowej w mediach państwowych ceny reklam u prywatnych nadawców nie poszłyby nieproporcjonalnie w górę? Na jakich dokładnie zasadach media państwowe mogłyby korzystać z funduszu misyjnego? Kto miałby decydować, czy dana produkcja może być z tego funduszu finansowana czy też nie?

Gdyby chodziło o uczciwą, spokojnie przeprowadzaną reformę mediów publicznych, wokół tych wszystkich spraw trwałaby teraz dyskusja. Znalibyśmy te właśnie szczegóły rozwiązań, proponowanych przez Platformę (a nie wszystko da się zawrzeć w ustawie, część ważnych detali będzie zawarta w odpowiednich aktach wykonawczych), sondowane byłoby środowisko dziennikarskie, zobaczylibyśmy porównawcze raporty, pokazujące różne europejskie systemy medialne itd. Zamiast tego mamy parlamentarne przeciąganie liny, maskowane paroma hasłami, nic tak naprawdę nie wyjaśniającymi. Szkoda. Kolejna ważna sprawa tonie w bagienku polityczno-biznesowych powiązań i zobowiązań.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj69 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Polityka