Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
246
BLOG

Chiny: ewolucja, nie rewolucja

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 78

Od tygodnia jedna inicjatywa poparcia dla Tybetu goni drugą. Radykałowie chcieliby bojkotu Igrzysk Olimpijskich, bardziej umiarkowani chcą po prostu wykorzystać je do przypominania o łamaniu praw człowieka w Chinach, co jest znacznie rozsądniejsze. Jeden z apeli ukazał się także w Salonie24, a Igor Janke skarcił nawet polski MSZ za komunikat, w którym obie strony konfliktu zostały wezwane do rezygnacji z przemocy. Wczoraj marszałek Senatu wystąpił z pomysłem zaproszenia przez polski parlament Dalajlamy. Dziennik.pl pisze jednak, że do wizyty może nie dojść, jeśli z tybetańskim przywódcą nie spotkają się premier i prezydent.

Rozumiem emocjonalną i etycznie chwalebną reakcję na wydarzenia w Tybecie. Im takich reakcji jednak więcej, tym potrzebniejszy jest głos zimnego realizmu. Z geopolitycznego punktu widzenia sprawa wygląda zaś tak, że Tybet nie ma żadnego znaczenia. Komunikat polskiego MSZ jest wyważony i rozsądny. Znaczenie mają natomiast wewnętrzna stabilność Chin, ich sytuacja gospodarcza i społeczna, technologiczne zaawansowanie w sferze cywilnej i wojskowej oraz stosunki na linii Chińska Republika Ludowa - Republika Chińska (czyli Tajwan). 

Idealiści ze szlachetnych pobudek występują w obronie praw człowieka i mają do tego prawo. Organy państwa powinny brać pod uwagę przede wszystkim nasz interes. W naszym interesie leży zaś, aby zachować z Pekinem dobre stosunki, bo jest to dzisiaj, obok Stanów Zjednoczonych i Rosji (oraz w jakimś stopniu Unii Europejskiej, ale jedynie widzianej jako całość), jeden z najpotężniejszych aktorów na światowej scenie. Chiny stają się obok USA drugim punktem ciężkości dla gospodarczej równowagi świata, oferują niewyobrażalne wprost możliwości inwestycyjne i handlowe. I to powinno nas obchodzić przede wszystkim. Polski premier i prezydent nie powinni robić niczego, co mogłoby poważnie nasze stosunki z Chinami nadszarpnąć i np. utrudnić życie polskim przedsiębiorcom, robiącym tam interesy.

Warto też pamiętać, że o Chinach nie możemy myśleć w naszej europejskiej skali. Znana jest anegdota o premierze Zhou Enlaiu, którego podczas wizyty we Francji spytano, jak osądza skutki rewolucji francuskiej. Na co Zhou odpowiedział: „Za wcześnie jeszcze oceniać". Taka jest chińska skala czasu. Skala liczb jest także porażająca: 9,5 mln km kwadratowych, 1,3 mld ludności. Kraj ponad 31 razy większy od Polski i ponad 34 razy ludniejszy. Zanim opowie się o jakimkolwiek przerażającym dla nas zjawisku, trzeba mieć tę skalę w pamięci. Także dlatego, że nie jest to tylko różnica ilościowa, ale i jakościowa: ona wpływa na myślenie samych Chińczyków. W Polsce przesiedlenie 100 osób z powodu budowy drogi albo tamy to wydarzenie, o którym wszyscy będą pisać albo mówić. W Chinach przesiedlenie 100 osób nie znaczy absolutnie nic. Przy budowie Zapory Trzech Przełomów przesiedlano tysiące razy więcej.

Po drugie - ten gigantyczny kraj był po rewolucji kulturalnej pustynią. W sensie gospodarczym i społecznym. Dziś już pustynią nie jest, a w niektórych dziedzinach - takich jak np. biotechnologia - jest wręcz w czołówce. Jeszcze pod koniec lat 70. Chiny nie miały w ogóle prawa cywilnego! Nie to, że było ono socjalistyczne, szczątkowe czy łamane. Nie. Po prostu go nie było, wcale. Dziś nie tylko jest, ale coraz częściej służy obywatelom jako oręż w walce z władzą. W naszej skali wydaje się, że to niewiele, że czasem udaje się wygrać przed sądem w łamiącą prawo władzą. Pamiętajmy o skali!

Po trzecie - Chiny nie są państwem komunistycznym. Są państwem, zarządzanym przez klanowo-mafijną organizację biznesową, dla niepoznaki nazywającą się wciąż Komunistyczną Partią Chin, z elementami wolnego rynku w niektórych dziedzinach. Ideologia pełni jedynie funkcję fasadową oraz służy jako instrument poskramiania konkurencji w biznesie. Kilka lat temu dokonano epokowej zmiany: zezwolono oficjalnie biznesmenom na wstępowanie w szeregi KPCh.

Po czwarte - to nieprawda, że w Chinach funkcjonuje energiczna opozycja, a wydarzenia z placu Tiananmen są jakimś narodowym mitem. Przeciwnie - młode pokolenia - czyli takie jak te, które w Peerelu były dla komuny najgroźniejsze - są studenckim protestem sprzed 19 lat kompletnie niezainteresowane. Niektórzy nawet nie wiedzą, o co tam chodziło lub słowo „Tiananmen" z niczym im się nie kojarzy poza miejscem na planie Pekinu. Nie powinniśmy chyba mieć ambicji pouczania Chińczyków o tym, co powinno ich inspirować i być dla nich ważne.

Chiny bez wątpienia ewoluują, choć to jest ewolucja, jak na nasz gust, w tempie drążenia skały przez krople wody. Jesteśmy niecierpliwi, bo nie rozumiemy skali tamtej cywilizacji. Tymczasem powinniśmy się do tego tempa dostosować - to może przynieść najlepsze skutki. Pomysł, żeby przy okazji igrzysk korzystać z każdej okazji, aby przypominać o łamaniu praw człowieka, nie jest zły. Niesłuszne natomiast jest angażowanie w to - oraz w jakąkolwiek inną formę protestu - najwyższych urzędników w państwie.

Źle będzie również, jeśli wszyscy skupią się jedynie na Tybecie. Dla mnie znacznie ważniejszą sprawą jest choćby to, aby skłaniać chińskie władze do przyspieszenia wprowadzenia w pełni demokratycznych wyborów w Hongkongu oraz do przestrzegania już obowiązującego w teorii prawa. Godni poparcia są chińscy prawnicy, którzy mają odwagę reprezentować przed sądem obywateli, będących ofiarami łamania istniejącego już prawa pracy albo wywłaszczanych prawem kaduka ze swoich domów po to, żeby zrobić miejsce na nowe apartamentowce albo autostrady - choć istnieją przepisy, ściśle określające, kiedy można kogoś wywłaszczyć i jakie prawa mu przysługują.

Chiny nigdy nie będą demokracją w europejskim znaczeniu tego słowa. Chińska tradycja i kultura polityczna po prostu nie zna tego pojęcia. Mogą jednak być krajem bardziej praworządnym niż dziś. Trzeba je wciągać do współpracy, pokazywać korzyści z niej, traktować jak partnera. Nie ma sensu wspomagać iluzorycznej chińskiej opozycji, jej praktycznie nie ma. Jest sens wspierać ludzi, walczących tam o przestrzeganie istniejącego prawa, większą wolność mediów, wyplenienie korupcji wśród partyjnych kadr. Ewolucja, nie rewolucja - to jest klucz do Chin.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj78 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (78)

Inne tematy w dziale Polityka