Nie wiadomo - śmiać się czy płakać. Sprawa prezydenckiego orędzia i wynikłych z tego konsekwencji okazuje się odpryskiem ambicjonalnej wojenki między dwoma panami K. o wpływy w Kancelarii Prezydenta.
Było już wiadomo - i pisałem o tym - że wyreżyserowanie orędzia przez Jacka Kurskiego, a nie Michała Kamińskiego, było sukcesem tego pierwszego w trwającym od dawna sporze. Było wiadomo, że Kurski pojechał po bandzie, chcąc przebić w radykalizmie swojego konkurenta i popisać się przed prezydentem. Ale finał tego sporu o wpływy jest gorzej niż żenujący.
Z „Polski" dowiadujemy się, że obrażony Misio, płacząc, składał u Lecha Kaczyńskiego dymisję, która nie została przyjęta. Orędzie z początku było niby sukcesem, ale ostatecznie okazało się wtopą, co u Moniki Olejnik zaczął przyznawać sam Kurski, mówiąc, że wątek z Angelą Merkel nie bardzo się prezydentowi spodobał. (Ciekawe, co na to członkowie ZCJK. Może sam prezydent jest na niemieckim żołdzie? Albo co najmniej Kurski?)
Kurski pogrążył prezydenta dodatkowo, tłumacząc, że ten właściwie nie wiedział, jak wyglądało jego własne orędzie. Lech Kaczyński połapał się po niewczasie, co właściwe firmował własną twarzą i Kurski znalazł się w niełasce. Jej oznaką była wizyta Kamińskiego u Olejnik, gdzie - z przyzwoleniem pana prezydenta, nagroda taka na otarcie łez - naskarżył Polakom na złego Kurskiego. Teraz się już okazuje, że wspaniałe i przełomowe orędzie było jednak coś nie za bardzo, a wszystko przez niecnego Kurę. (Uwaga! Podaję aktualną wykładnię dla ZCJK: orędzie jednak nie było takie świetne. Powtarzam: orędzie jednak nie było takie świetne.)
Te przepychanki między dwoma dworakami, zżeranymi ambicją, mogłyby być nawet zabawne, gdyby nie to, że elementem tej gry stało się orędzie prezydenta międzynarodowa wiarygodność jego i kraju. Ale to najwyraźniej zbyt rozległa perspektywa, aby mogli ją ogarnąć Kurski z Kamińskim.
W tym wszystkim najbardziej szkoda mi prezydenta, ale sam jest sobie winien. Przecież to on dobiera sobie ludzi.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka